Niedzielne referendum okazało się klapą. Nie znamy jeszcze oficjalnych wyników, ale frekwencja będzie zapewne poniżej dziesięciu procent. Co o tym sądzisz?
- Jest mi przykro. Bardzo przykro. I wstyd.
Wstyd?
- Tak, wstyd. Za prezydenta Komorowskiego, który sformułował nielogiczne pytania. Wstydzę się też za partie polityczne. Wszystkie, które nie poparły referendum. Gorzej, które przecież nawoływały do bojkotu referendum. Wstyd mi za media, które traktowały referendum jak istny dopust boży. Szkoda, bo mogliśmy mieć święto demokracji.
Środowisko, które reprezentujesz opowiadało się za referendum i nawoływało do udziału w nim. Czy tak niska frekwencja jest też porażką Kukiza’15?
- Państwowa Komisja Wyborcza zarejestrowała około 100 organizacji wspierających referendum. Aktywne były wyłącznie środowiska skupione wokół Pawła Kukiza. Przynajmniej tak to wyglądało w naszym okręgu. Bez pieniędzy. Bez struktury. Namawialiśmy ludzi do udziału w referendum. Duże, bogate partie mające gigantyczne pieniądze były przeciw.
Czy to, że ludzie nie poparli w referendum idei jednomandatowych okręgów wyborczych, tzw. JOW-ów oznacza też, że Kukiz, który opowiada się za JOW-ami także ma niziutkie poparcie społeczne?
- Ruch Kukiza to nie tylko JOW-y, bowiem JOW-Y są tylko elementem naszego programu. To było przede wszystkim referendum Bronisława Komorowskiego i to on i jego środowisko przegrało to referendum. My jeszcze w tym tygodniu ogłosimy strategię wyborczą. I będziemy wtedy mówili o programie, który nie sprowadza się jedynie do JOW-ów. A nawet jeśli tak patrzeć na sytuację, to 8% oznacza w liczbach bezwzględnych mniej więcej tyle co 20% uwzględniając frekwencję podczas wyborów prezydenckich.
Ruch Kukiza był zwolennikiem referendów, jako formy sprawowania władzy przez społeczeństwo. Czy po porażce niedzielnego referendum może się zdarzyć tak, że będziecie zniechęceni do tej formy wyrażania woli przez ludzi?
- Nie, nie. Konstytucja gwarantuje narodowi, społeczeństwu, prawo do wyrażania swej woli w referendach. I ludzie powinni wyrażać w referendach swoją wolę. To jest podstawa demokracji. Mówi się, że referenda za dużo kosztują. Ale jeśli spojrzy się na koszty referendum z perspektywy budżetu państwa, to, to są małe koszty. Uważam zresztą, że w referendach powinny się wypowiadać także społeczności lokalne. Jestem za tym, żeby lokalne społeczności decydowały w referendach na przykład o zadłużaniu gminy. Kadencja radnych trwa cztery lata, a zadłużenie lokalna społeczność musi spłacać czasem dziesiątki lat. Ludzie powinni mieć prawo decydowania o tym, co rodzi skutki finansowe w dłuższej perspektywie niż jedna kadencja, a zwykle taki horyzont mają politycy.
Dziękuję za rozmowę i czekamy na wspomnianą strategię wyborczą Kukiza’15.
- Dziękuję.