“Regularnie (blisko już od trzech dekad) 24 października przygotowuję coroczną wystawę linorytów w Galerii Autorskiej. W ten sposób sumiennie podpisuję swoją listę obecności” – tak zapowiadał swoją wystawę pt. “Istotowość” w Galerii Autorskiej Jacek Soliński. Na wernisażu zwierzył się, że zawsze traktuje te spotkania jako wydarzenie coś w nim otwierające i do czegoś mobilizujące i dzięki galeryjnej wspólnocie, pozwalające mu na zrobienie rzeczy, których sam, w pojedynkę, nie byłby w stanie zrobić. Coroczne spotkania są też dla niego weryfikacją zdarzeń, losów i twórczości – tego, jak się wyraził, żywopisania dziennika duchowego za pośrednictwem swoich rycin.

- Do swoich urodzinowych wystaw, które mają już swoją tradycję, bo odbywają się od 1986 r., pozwoliłem sobie poprosić swoich przyjaciół o krótką wypowiedź, komentarz na temat mojej twórczości – powiedział bohater wieczoru. – Jest to niebezpieczne, bo są to wyznania osób bliskich – dodał.

“Myśląc o grafikach Jacka Solińskiego jak o wierszach, nie zaskakuje, że tak dobrze komponują się z różnymi poetyckimi światami, wypełniają i dopełniają tyle już wydanych tomów przez Galerię Autorską. Ich tłem czy też osnową jest czasem splątana materia linii falistych, które przypominają linie papilarne. Jeżeli prawdą jest twierdzenie pewnych służb, że linie te są niepowtarzalne i przypisane każdemu osobiście i nie powtarzają się nigdy, można mieć pewność, że ich niepowtarzalność niczym stempel serdecznego palca wskazuje na jedną tylko osobę rozpoznawalną po tym nieodwołalnie i pewnie” – tak m.in. o twórczości Jacka Solińskiego napisał poeta i krytyk literacki Krzysztof Grzechowiak.

Inaczej, nieco przekornie i zabawnie, o tym, jak została wciągnięta w świat linorytów Jacka Solińskiego opowiedziała poetka Ewa Kuczkowska: “Nigdy nie lubiłam linorytów. Nie chodziłam na wystawy, nie oglądałam albumów. Męczyło mnie to przedzieranie się przez gąszcz kresek pozbawionych kolorów. Powiecie Państwo: no i dobrze, nie, to nie, o czym tu się rozpisywać? Łatwo mówić. Dla mnie to był problem na miarę greckiej tragedii: jak można nie lubić linorytów, a jednocześnie lubić Jacka S.? Artystę, który od 30 lat obrysowuje swoje miejsce w sztuce, żłobiąc kontury rzeczy widzialnych i niewidzialnych, odciskając tajemnicze linie papilarne na powierzchni świata. Niepojęte! Sam Jacek zdawał się nic nie wiedzieć o moim wewnętrznym konflikcie i regularnie słał nam swoje kolejne dzieła: książki, pocztówki, zaproszenia, a czasem i oryginały grafik. Mąż oglądał przesyłki z uwagą i zainteresowaniem, a ja zerkałam mu przez ramię. I tak oto niepostrzeżenie zaczęłam wchodzić w świat linorytów. Przełomowy moment nastąpił, gdy w pracach Jacka pojawiła się sylwetka mężczyzny. Rozpoznałam ją natychmiast. Proporcje ciała, charakterystyczne pochylenie głowy ? bez wątpienia to był on. Autor wszedł w swoje dzieło. Grzebał w ziemi, walczył z powietrzem, pływał łodzią, rozsypywał ziarna, wychodził z ciała, przywoływał nieobecnych, rysował świt, czesał linie, liczył kropki. Przyglądałam się tym jego aktywnościom z coraz większym zaciekawieniem. Zaczęły mnie prawdziwie obchodzić. Martwiłam się, gdy ze zwieszoną głową opuszczał ?ruchome teraz?, cieszyłam, kiedy spełniony, z rozpostartymi ramionami stąpał po zawieszonych w powietrzu linach. Gdzieś od dwutysięcznego roku zaczął nosić buty, przestał też podwijać nogawki spodni. Czy to element istotny dla recepcji dzieła Jacka S.? Nie wiem. Niech się tym zajmą specjaliści. Moim skromnym zdaniem zwykła roztropność nakazuje zaopatrzyć się w solidne obuwie, gdy nastaje jesień.”

“Jacek Soliński stał się mistrzem pewnego rodzaju kształtowania, a mimo to przez cały czas podnosi sobie próg trudności i aż strach pomyśleć, do czego dojdzie” – napisał śląski malarz, publicysta, krytyk artystyczny i literacki Henryk Waniek, który odkrył literackie koligacje grafiki Jacka Solińskiego. – Mógłby je przecież pisać. I chyba właściwie to robi. Słowo ?grafika? pochodzi od greckiego ???????? ? ?rysować?. Ale też i ?pisać?.

Wieczór w drugiej jego części był spotkaniem z poezją Krzysztofa Grzechowiaka – poezją twórcy, o którym dzisiejszy jubilat Jacek Soliński powiedział, że jest w dobrym tego słowa znaczeniu poetą prowincji, który tę “prowincję” potrafił ocalić dla siebie. Przypomnijmy, że poetycki tomik “Regalia” Grzechowiaka w 2006 r. nagrodzony został Strzałą Łuczniczki jako najlepsza bydgoska poetycka książka roku. Sam autor z dużą skromnością zamanifestował swoją obecność na wieczorze, czytając fragmenty pełnych ważnych przeżyć i wzruszeń wierszy. – Poezja polska, pod wpływem Miłosza, poszła w kierunku zbyt intelektualnym. Uważam odmiennie, że wiersz powinien wzruszać, a czasami trzeba się nad wierszem popłakać – tłumaczył się jakby z treści, które przeczytał. – Lubimy przecież poezję Tuwima i wcale nie muszą to być takie rebusy intelektualne – dopowiedział.

Poezję Krzysztofa Grzechowiaka i komentarze do wystawy linorytów Jacka Solińskiego czytał Mieczysław Franaszek.