W piątek, 16 czerwca, o godz. 18.00 w Galerii Autorskiej przy ul. Chocimskiej 5 nastąpi otwarcie wystawy fotografii Jacka Solińskiego pt. „Katechizm żebraczy” – w 38. rocznicę powstania Galerii Autorskiej (16 VI 1979 – 16 VI 2017). Ekspozycja połączona będzie z prezentacją prozy i wierszy: Macieja Bieszczada, Marka Czuku, Przemysława Dakowicza, Krzysztofa Derdowskiego, Mirosława Dzienia, Adriana Glenia, Grzegorza Kalinowskiego, ks. Macieja Kulczyńskiego, Piotra W. Lorkowskiego, Henryka Majcherka, Edmunda Puzdrowskiego, Jerzego Rochowiaka, Piotra Siemaszki, Bartłomieja Siwca, Henryka Wańka, Wojciecha Wencla, Zofii Zarębianki i Wiktora Żwikiewicza. Czytanie tekstów – autorzy i Mieczysław Franaszek.
W 2016 roku wydałem zbiór zdjęć żebraczych zatytułowany „Obywatele świata”. Towarzyszyło im osiemnaście utworów poetyckich. Mając świadomość, że status prowadzonej wspólnie z moim przyjacielem Janem Kają Galerii Autorskiej ma wiele wspólnego z sytuacją żebraczą, postanowiłem kontynuować rozpoczęty cykl. Druga część (rozwijana w tym duchu), to „Katechizm żebraczy”. Czy potrafię wyjaśnić, czym ma on być? Nie wiem. Czy poradnikiem sztuki uprawiania tego „zawodu”, może poetyckim reportażem o Innych albo instrukcją życia poza normą społeczną? Czy podręcznikiem etyki żebractwa? A może małym kodeksem ludzi należących do tego szczególnego cechu? Trudne zadanie, ale pomyślałem – dlaczego nie spróbować? Poprosiłem więc zaprzyjaźnionych pisarzy i poetów, by ich słowa wypełniły przestrzeń moich fotograficznych portretów
Katechizm żebraczy Świat ten to pole, którego posiadając część większą, posiada się część gorszą.
bł. Idzi z Asyżu
Kiedy pochylam się nad żebrakami, czuję bezradność. Mam świadomość, że spotykam ich na granicy dwóch światów, bo stoimy po przeciwnych stronach, mówimy różnymi językami, żyjemy w innych rzeczywistościach. Drzwi, które nas oddzielają, można jedynie na chwilę uchylić, zazwyczaj pozostają zamknięte. Co sprawia, że ktoś staje się żebrakiem? Wybór to czy konieczność? Egzystencja poza targowiskiem dostatniego świata ma swój porządek. Jest wolna od kulturowych stereotypów czy kanonu norm cywilizacyjnych. Instynkt samozachowawczy wyznacza inny rytm bytu. Rządzą tu swoiste prawa – trzeba postępować tak, by przetrwać. Wszystko przekłada się na praktyczne zastosowanie. Życie staje się bliższe pierwotnej natury. Tak to wygląda z perspektywy ulicznego przechodnia, ale czy odnosi się do każdego rodzaju żebractwa? Ubóstwo ma wiele kondygnacji i z pewnością jest w nim (zarezerwowane) miejsce dla każdego z nas. Rozpoznanie zależy tylko od tego, jak postrzegamy ten proceder?
A zatem kto to jest żebrak? Mam wrażenie, że pragnąc udzielić odpowiedzi na to pozornie proste pytanie, wciąż gubię wątek. Podobnie św. Augustyn, który zastanawiając się nad fenomenem czasu, stwierdzał, że: „Jeżeli nikt się nie pyta, wiem, jeżeli chcę pytającemu wyjaśnić, nie wiem”. Odpowiedź nie jest więc taka prosta, bo przecież każdy z nas, prędzej czy później, znajdzie się w sytuacji potrzebującego. Wszyscy jesteśmy albo bywamy zależni od innych. Problem pojawia się już wtedy, kiedy pytamy, kogo wypada, a kogo nie wypada nazywać żebrakiem? Czy jest to określenie obraźliwe? Często w trakcie losowych zawirowań liczymy na czyjąś pomoc z zewnątrz, czy choćby na najdrobniejszy gest życzliwości. W każdym życiu przychodzą takie chwile, kiedy osaczeni bezradnością, wyczekujemy wsparcia. W rozmaity sposób ludzkie losy spotykają się ze sobą niczym krzyżujące się drogi.
Z inną sytuacją mamy do czynienia wtedy, gdy proceder żebraczy wypełnia komuś całe życie albo znaczącą jego część. Czy wówczas można uznać to za „zawód”? Jeżeli tak, warto zauważyć, że słowo „zawód” zależnie od kontekstu rozumiemy dwojako: jako profesję i jako życiowe rozczarowanie. Może te dwa połączone ze sobą znaczenia stanowią odpowiedź – przesłanie dla każdego? Skojarzone razem wskazują, jak subtelna jest między nimi różnica, jak łatwo stracić życiową równowagę. Dlatego nasze upadki czy rozczarowania mogą być ważnym sygnałem. „Moc bowiem w słabości się doskonali”( 2Kor 12,9). Potrzebne jest tylko przebudzenie.
Dlaczego w ludziach proszących o jałmużnę coś niepokoi? Spotkania z nimi wprawiają w zakłopotanie. Jednocześnie jakaś siła do nich przyciąga. Poddając się tym sprzecznym siłom, czuję się osaczony i zafascynowany, gubię sytuacyjny wątek chwili. Patrząc na teraźniejszość przez pryzmat czyjejś nędzy, utożsamiam się z nią. Przyznaję, to dziwna reakcja, ale wciąż mi bliska. Zastanawiam się, na jakim jestem etapie? Czuję niepokój. Analizuję to, co wydawało mi się stabilne i niezmienne. Jakże chybotliwa okazuje się pewność. Przecież wszystko może się zmienić. Czyżby pozory codzienności osłabiły moją czujność, co sprawia, że nie dostrzegam swojego zagubienia, czy nawet własnej duchowej nędzy? Taka konfrontacja działa jak sole trzeźwiące. Przychodzi mi na myśl doświadczenie Federico Felliniego, który jako małe dziecko przeżył zauroczenie, wręcz wstrząs, spotykając klowna w cyrku. To osobliwe zdarzenie pozostało w nim na zawsze. Jakże często ten obraz pojawia się w jego filmach. Klown zawieszony między radością i smutkiem, stojący na granicy dwóch światów. W tym zdarzeniu zawarta została metafora ludzkiego losu, wspaniałe streszczenie życia.
Każdą istotę ludzką inspiruje co innego w procesie rozpoznawania i rozumienia świata. Dla mnie syntezą życiowego doświadczenia stała się postać nędzarza, proszącego o jałmużnę. Spotkany w dzieciństwie żebrak otworzył przede mną przepastną głębię, w której pojawiło się przerażenie i litość, i coś jeszcze, czego nie umiałem wówczas nazwać, co było tajemnicą. Pozostało silne wrażenie, dlatego nie przestałem obserwować żebraków. Przyglądałem się im ze szczególną uwagą, a często również z szacunkiem. Z upływem lat zobaczyłem w tych ludziach obnażoną bezradność, czyli trwanie na krawędzi, zjawisko niepokojące, ale powszechne, bo przypisane każdej społeczności. Dziś dostrzegam jeszcze coś istotniejszego – każda z tych postaci jest ważnym sygnałem ostrzegawczym i przypomnieniem. Nie chodzi tu o poetycki wymiar, czy wyrazisty obraz egzystencjalnej rzeczywistości upadku, który może dotyczy każdego, ale raczej o wizerunek prawdziwego człowieka. W każdym nędzarzu „ukryta” jest wspólnota obejmująca wszystkich. Przecież w nich możemy odczytać niepodważalną prawdę o naszym początku i końcu, czyli o ubóstwie w godzinie narodzin i śmierci. Przyszliśmy na ten świat i odejdziemy z niego, jakże podobni do nich. Dlatego postać żebraka postrzegam, jako figurę eschatologiczną, wręcz drogowskaz ku duchowej refleksji. Thomas Merthon w swojej książce „Nikt nie jest samotną wyspą” tak opisuje tę zależność: „Wymowa śmierci jest bowiem wymową ludzkiego ubóstwa, stojącego twarzą w twarz z bogactwem Boskiego miłosierdzia. Im bardziej zdajemy sobie sprawę z wielkości naszej nędzy, tym większe będzie znaczenie naszej śmierci – i tym większe jej ubóstwo”.
Jacek Soliński