No, jeszcze to, że wszyscy ze wszystkimi kopulują dla forsy. Bo, wiadomo, życie to forsa i spółkowanie. Ojciec dybie na dziewczynę syna. Dziewczyna syna niechętna, ale da ojcu. Córka pójdzie za wskazanym przez ojca fagasem, bo forsa i ten tego… Nikt nikogo nie kocha. Nikt nikomu nie współczuje. Wyrachowanie panie i szmal. Żadnych odcieni. Żadnych niuansów. Świat wyobraźni z zapomnianego blokowiska. Do tego faceci, a jakże, pałętający się po scenie w koronkowych gatkach; poruszający się jak zdziwaczali geje na haju tuż po akcji w miejskiej łaźni.
Za oknami i ścianami teatru największa afera III RP ? z łapówkami, oszustwami, zmowami, władzą, chamstwem, polityką, a ci w teatrze, że pazerność to ino wyuzdanie i prostytucja w zaciszu domowym. Porażająca mizerota takiej wizji wydestylowanej ze wszystkiego co ludzkie i empiryczne. A nie ma prawdy, nie ma teatru, gdzie nie ma człowieka, choćby najgorszego, a jednak zmagającego się ze sobą. A tu? Tu rodzeństwo kopuluje ze sobą jakby nigdy nic. Ojciec obrabia synowi dziewuchę. A narzeczona? Narzeczona przysposabiana jest do seksualnych usług przez pospolitą matkę i przyjaciółkę. Takie przygotowanie do życia w rodzinie. Małżeństwo z kontem bankowym.
Spektakl, kto wie, czy nie miał być nawet krytyką takiego konsumenckiego życia, wzajemnych usług seksualnych. Ale nie jest ową krytyką, bo poza takie życie nie wykracza.
To miała być także sztuka o pieniądzach. I zaiste pieniądze są chyba dziś poza kałasznikowem i dronami najbardziej metafizycznymi rzeczami, którymi bawi się człowiek. Pieniądze dają szczęście, zdrowie, cierpienie, wojny i śmierć. Ale kuda do takich problemów realizatorom bydgoskiego ?Skąpca?? Mój Boże, kiedy pomyśli się o tak genialnych tekstach o forsie i miłości jak ?Dzikie palmy? Faulknera czy ?Miłość i gniew? Osborne’a. No tak, tylko że w powieści Faulknera, która jest wyłącznie powieścią o seksie, pornografii i forsie nie ma nawet jednej sceny erotycznej, natomiast jest erotyka i dziki jak owe palmy kapitalizm nawet wtedy, gdy bohaterowi mówią zwykłe ?Dzień dobry?.
No i jeszcze ta nachalna maniera obecna we wielu spektaklach bydgoskiego teatru ? zwracania się z tekstami, wyjaśnieniami, wykładniami do publiczności niczym w teatrze dell’arte. Do licha, czy aktorzy, reżyserzy nie wiedzą, że teatr dell’arte był ludyczny i śmieszny, bowiem jego publiczność stanowili analfabeci. Nie traktujcie bydgoskiej publiczności jak analfabetów. Niech się coś dzieje między postaciami ? oprócz pospiesznych ruchów kopulacyjnych na chwilę przed lichym orgazmem. Przecież obcowanie ludzi, to zawieszone nastroje, niedopowiedziane kwestie, mieszanina wielkości i małości, kłamstwa i prawdy. To doktor Jekyll i pan Hyde w każdym z nas.
Kilka razy aktorom udało się rozbawić publiczność ? a to włączając jednego z widzów do nacierania olejkiem obnażonej aktorki, a to do odrzucania aktorce poduchy. No, słowem, dowcipy nie najwyższego lotu, mające zresztą dowieść, że publiczność jest taka sama, jak postacie grane na scenie. Otóż nie jest. Świat forsy, seksu, miłości, wyzysku jest straszniejszy niż to się wydaje twórcom spektaklu. Ot, przypominam sobie historię prawdziwego łapówkarza z Bydgoszczy, który kradł, bo miał umierającą na raka córkę. O, i to jest już historia do opowiedzenia, a nie, że wszyscy wszystkich bzykają, dla forsy i za forsę. Ot, opowieść o uczciwym facecie, który bierze łapówki, bo inaczej córka nie dostanie się do lekarza w naszym pięknym kraju. Sztuka Moliera także zawiera możliwości opowiedzenia dziejów uczciwego oszusta, sentymentalnego drania, niewinnego lubieżnika…
Mankamentem bydgoskiej realizacja sztuki jest także to, że postacie na scenie biorą się znikąd. To istne everymany, kody popkulturowe, hologramy człowieczeństwa. Nie wiemy na przykład, skąd ojciec ma forsę. To jakiś były ubek, uwłaszczony komuch, postsolidarnościowy kombinator, polityk zasiadający w dziesięciu radach nadzorczych, a może cudem wzbogacony jak Janusz Palikot? A może to nie jest w ogóle Polak? A ta córka chędożona przez wszystkich dookoła, co z nią? Córka takiego bogatego faceta nie ma żadnego wykształcenia? Nie ma żadnej pracy? Nie zna języków? Nie ma żadnej oprócz prostytuowania się alternatywy życiowej? A oblubienica ojca i syna, co z nią? Wiemy, że nie ma forsy, ale oprócz dawania d? za forsę nie ma żadnych aspiracji, marzeń, osiągnięć? Przecież to potencjalnie postać pełna sprzeczności, godności i zepsucia! Ale szkoda tu oczywiście gadać o tym, czego w sztuce nie ma, bo nie ma w niej prawie nic, co stawiało by nas in flagranti z tajemnicą życia, przepaściami między ludźmi, forsą i miłością. A o tym miała być ta sztuka ? tak przynajmniej wynikało z zapowiedzi reżyserki i aktorów przed spektaklem. Zapowiedzi te nie zostały spełnione. Nie dostaliśmy sztuki o tym, co robi z ludźmi forsa i brak forsy, miłość i brak miłości. Słowem: klapa.
Tekst “Skąpca” opracował Michał Buszewicz. I dopisał stosowne kwestie, z właściwą liczbą wulgaryzmów.
Sztukę wyreżyserowała: Ewelina Marciniak.
Kostiumy i scenografię przygotowała Katarzyna Borkowska.
Muzykę przygotował Tomasz Wódkiewicz.
Wystąpili: Mariusz Guzowski, Marian Jaskulski, Maciej Pesta, Piotr Stramowski, Małgorzata Witkowska, Julia Wyszyńska, Marcin Zawodziński i Joanna Drozda.