“W nawiązaniu do wypowiedzi pani dyrektor w rozmowie dla portalu bydgoszcz24.pl z dnia 30.12.2011 (“Chcemy też udostępnić stowarzyszeniom twórczym pomieszczenia przy Batorego”) oraz mając na uwadze to, że rolą Miejskiego Ośrodka Kultury w Bydgoszczy jest prezentacja bydgoszczanom interesujących nurtów w polskiej sztuce, kulturze i myśli, bydgoski oddział Stowarzyszenia KoLiber wystosował do dyrektor bydgoskiego MOK pani Marzeny Matowskiej list otwarty z prośbą o nieodpłatne udostępnienie pomieszczeń dla działań Stowarzyszenia” – czytamy w informacji rozesłanej do mediów przez Kolibra.
Na trzech stronach młodzi kolibranci wyliczają, jakie imprezy chcieliby organizować w pomieszczeniach MOK i Cafe Pianola. Znajdziemy tam projekcje filmów, wspólne imprezy z Instytutem Globalizacji, Instytutem Misesa i Polish-American Foundation for Economic Research and Education (PAFERE), spotkania z honorowymi członkami stowarzyszenia i zaprzyjaźnionymi publicystami, m.in. Stanisławem Michalkiewiczem, Janem Pospieszalskim, Rafałem Ziemkiewiczem. Chcą także rozmawiać o aborcji podczas Narodowego Dnia Życia i zorganizować koncert Martina Lechowicza z KonteStacji. To tylko fragment z licznych propozycji znajdujących się w ofercie Kolibra.
Koliber chciałby nie tylko skorzystać z zaproszenia MOK i korzystać z pomieszczeń ośrodka, ale także cyklicznie w każdy ostatni czwartek miesiąca mieć do dyspozycji Cafe Pianola.
- Na pozytywne rozpatrzenie naszej prośby raczej nie możemy liczyć. Pani dyrektor prawdopodobnie ją odrzuci, chwaląc jednocześnie bydgoskiego KoLibra za bardzo wartościową inicjatywę. Swoją odmowę uargumentuje zapewne tym, że umowy z innymi stowarzyszeniami zostały już podpisane – spekuluje Marta Nowicka, sekretarz bydgoskiego oddziału Kolibra. Po co więc ten list? – Liczymy na to, iż nasz list pokaże, że jest problem w Bydgoszczy. Problem w tym przypadku z kulturą. Dlaczego przychodzi nam oglądać w Bydgoszczy takie projekty i wydarzenia jak ?Robótki ręczne jako pielęgnacja ducha?, polegające na robieniu na drutach (dofinansowane z budżetu miasta kwotą w wysokości 7 000 złotych, nie licząc kosztów własnych MOK), czy ?Koło Gospodyń Miejskich? z atrakcjami w postaci ?rozgrzewającej zupy marchewkowej?? Nie wspominając już o odbywającym się w grudniu zeszłego roku ?Minifestiwalu Krytyki Politycznej?, organizacji jawnie propagującej ideologie komunistyczne. Nie interesowało by nas zupełnie kogo i po co pani dyrektor Matowska wpuszcza ?na salony?, gdyby nie fakt, że działalność bydgoskiego MOK finansowana jest ze środków publicznych. Jest więc w Bydgoszczy problem z kulturą, którego istotą jest to, że podlega ona wpływom i regulacjom urzędniczo-politycznym. Na koniec pragniemy przypomnieć, że przez stulecia, kiedy kultura cieszyła się prywatnym mecenatem, powstawały dzieła, którymi zachwycamy się do dziś – tłumaczy Marta Nowicka.