W Dniu Edukacji Narodowej działacze bydgoskiej i toruńskiej Konfederacji określili obowiązujący w Polsce system edukacji jako system patologii.  Wskazali dwa pierwsze kroki, by wyrwać nauczycieli i uczniów z tej patologii.  - Należy zlikwidować Kartę Nauczyciela i wprowadzić bony edukacyjne - zalecili konfederaci.

Damian Gastoł, lider Klubu Konfederacji Bydgoszcz, powiedział podczas konferencji prasowej zorganizowanej z okazji obchodzonego dzisiaj Dnia Edukacji Narodowej, że obowiązujący w Polsce system edukacji jest patologiczny i ktokolwiek nie byłby ministrem edukacji, czy to Czarnek, czy to "Białek", czy to "Zielonek"  lub "Czerwonek" i tak w konsekwencji w tym systemie niczego dobrego po takim ministrze spodziewać się nie można, bo i tak system dalej niszczyć będzie dzieci, uczęszczające do państwowej szkoły.

Gastoł wymienił pięć głównych wad obecnego systemu:

  • Niska jakość kształcenia (coraz mniej nauki, coraz więcej nieprzydatnych informacji)
  • Uczenie pod "klucz" zamiast przydatnych umiejętności (uczymy się rzeczy, których nie potrzebujemy, często stajemy się robotami, a nie innowacyjnymi ludźmi, którzy są potrzebni w XXI wieku)
  • Zarobki nieadekwatne do pracy nauczyciela ("nieadekwatne" - ale nie, że za niskie. Są nauczyciele, którzy dostają zdecydowanie za mało! Są też również nauczyciele, którzy za swoją obecność w szkole nie powinni nawet złotówki dostać, bo krzywdzą dzieci)
  • Upolitycznienie systemu (jeśli jakikolwiek kanon lektur powinien obowiązywać, to powinien być on do wyboru dyrekcji szkoły - niektóre postawiłyby na "Pana Tadeusza", inne na Sapkowskiego, wybitnego polskiego autora fantasy),
  • Rankingi i systemy oceniania (jest to patologia, która utwierdza dyrekcje oraz całą oświatę, że jest dobrze; zaniżamy jakość tylko po to, abyśmy mieli najlepsze wyniki na maturach, a "matura to bzdura" - stwierdził Gastoł)

- W polskiej oświacie nic się nie zmieni, dopóki nie zmieni się system finansowania szkół. Jako Konfederacja proponujemy rozwiązanie - wprowadzenie bonu edukacyjnego - powiedział Paweł Sieg, wiceprezes partii KORWiN Bydgoszcz. - Wszystkie środki, jakie aktualnie wydajemy z budżetu na edukację, łącznie z utrzymaniem Ministerstwa Edukacji, należy podzielić przez liczbę uczących się dzieci. To by była kwota około 55 mld zł. Każdy rodzic otrzymałby na swoją pociechę około 10 000 zł w postaci bonu, który przekazałby wybranej szkole, czy to publicznej, czy prywatnej, do której chciałby posłać swoje dziecko. Dodatkowo nauczyciele w tych szkołach tworzyliby własne programy nauczania. Owocowałoby to zróżnicowaniem i konkurencją szkół. Dzięki wprowadzeniu bonu pieniądze trafiłyby do tych placówek, które kształcą zgodnie z oczekiwaniami rodziców. Ogólny schemat finansowania edukacji zostałby zachowany, ponieważ szkoły byłyby finansowane z pieniędzy podatników, ale o ich podziale decydowaliby rodzice. To właśnie oni znają najlepiej swoje dzieci, a nie władza i administracja - dowodził Sieg.

W tym systemie musiałaby zostać zlikwidowana Karta Nauczyciela. Sieg wskazał, że bony edukacyjne występują z powodzeniem w krajach takich jak Holandia, Irlandia, niektóre stany w USA, Hongkong czy Szwecja.

Piotr Mikulski, lider Kongresu Polskiego Biznesu, nauczyciel, fizyk z Torunia podkreślił, że rozwój edukacji niszczy centralizm nauczania. - To, że dziś obchodzimy Dzień Edukacji Narodowej, wynika z tego, że w 1773 roku powstała Komisja Edukacji Narodowej. Mamy przekonanie, że była to dobra instytucja. Otóż nie! To był pierwszy duży urząd biurokratyczny, centralistyczny, etatystyczny, który zabrał rodzicom kompetencje i odpowiedzialność - wskazał Mikulski.