Dumne królewskie miasto Bydgoszcz, jak się okazało, jest doskonałym miejscem, aby czcić w niej urodziny kogoś nieprzeciętnie wielkiego. Jeśli jeszcze nosi on zasłużenie przydomek Król, to wszystko układa się w logiczny ciąg! B.B. King, mistrz bluesa, bo o nim mowa, zasmucił nas swym odejściem 14 maja tego roku.
90. urodzin nie doczekał, ale my nie mogliśmy o nich zapomnieć…
Autorem pomysłu, aby złożyć hołd królowi bluesa, był Waldek Warmiński, perkusista, lider bydgoskiego zespołu Widok na Bluesa. Wraz z gronem przyjaciół przygotował muzyczny spektakl, złożony z utworów wielkiego bluesmana. Sala ElJazzu do pewnego momentu niemal pusta, tuż przed wyznaczoną godziną naszego ósmego już muzycznego spotkania, wypełniła się błyskawicznie.
Muzyka z ekranu
.
Żywe dźwięki z estrady poprzedził filmowy pokaz koncertu z 15 kwietnia 1987 roku z Los Angeles, zatytułowany “B.B. King & Friends – Blues Sessions”. Bluesowy geniusz, zaprosił do wspólnego muzykowania gwiazdy największej wielkości.
Zebrani w ElJazzie big beat jazz fani, obejrzeli tę muzyczną ucztę z ogromną przyjemnością, jak sądzę. Dreszczyk miłych, pozytywnych emocji trwał od początku do końca. Jakże mogłoby być inaczej, kiedy na estradzie B.B. King, gitarowy heros, a obok niego równie genialni gitarzyści – Albert King, Eric Clapton, Stevie Ray Vaughan, a Phil Collins w olimpijskiej formie za zestawem perkusyjnym.
Legendarny Paul Butterfield, superharmonijkarz, grał i przemieszczał się energicznie po całej scenie. Wokalnie też było perfekcyjnie. Tuż obok siebie, razem i na przemian osobno, wielkie damy soulu i bluesa Gladys Knight, Chaka Khan i ta niepowtarzalna i ognista Etta James, która między innymi w utworze “Rather Go Blind” była jak wulkan. Kiedy niczym aligator z delty, zbliżył się do niej Dr John, to dali wspólny, stuprocentowo genialny popis wokalny na pograniczu jakiegoś misterium. Śpiewał również Billy Ocean, inna wielka muzyczna postać.
Oprócz tych wzruszeń, również smutne refleksje. Przecież tylu z nich już odeszło do wieczności. Paul Butterfield zmarł w 2 tygodnie po tym koncercie, 3 maja 1987 roku, Stevie Ray Vaughan trzy lata później, w 1990 roku, Albert King w 1992 roku, Etta James 20 styczna 2012 roku, a sam mistrz B.B. King, 28 lat później, właśnie 14 maja 2015 roku.
Piękny, wzruszający estradowy show, który po niemal 30 latach warto było poznać lub odnowić przykurzone wspomnienia, przy dźwiękach takich przejmujących songów jak “Something`s Wrong With My Baby”, “Please Send Me Someone To Love”, “The Thrill Is Gone” i kilku innych…
Potęga żywego grania
Muzycy Widoku na Bluesa takiego supportu, jak opisany koncert w Los Angeles, nie mieli i mieć nie będą nigdy.
Jednak muzyka wykonywana na żywo ma tę niespotykaną moc, która pozwala wystąpić nawet po takich poprzednikach.
Zanim usłyszeliśmy pierwsze dźwięki w wykonaniu Waldka Warmińskiego, Detlefa Hoeltkena, Grzegorza Marciniaka i Andrzeja Markuszewskiego przypomniałem początki kariery bohatera wieczoru…
Gdzieś tam w Mississippi
B.B. King urodził się jako Riley B. King 16 września 1925 roku. Bardzo wcześnie rozpoczął pracę na plantacji bawełny. Chór kościelny i muzyka gospel, pierwsza gitara i częste wyjazdy do Memphis tętniącego muzyką, powroty na plantację. Przychodzi rok 1947, w którym zakłada pierwszy zespół. Jeszcze ważniejszy jest rok 1949, kiedy rozpoczął pracę jako prezenter radiowy, który to przyniósł wiele doświadczeń oraz przydomek The Beale Street Blues Boy, który po kolejnych zmianach brzmiał już tak jak powinien, czyli B.B. King!
Tymczasem w ElJazzie…
…zabrzmiały pierwsze 2 utwory w wykonaniu grupy Widok na Bluesa. Grzegorz Marciniak zaśpiewał “Too Good To You”, a nasz niemiecki przyjaciel Detlef Hoeltken “Help The Poor”. Widownia od początku zaakceptowała rozkołysane rytmy.
Lata 50. i 60.
Lata 50. i wczesne 60. to najlepszy okres w karierze Króla Bluesa. Wiele singli nagrał dla Bullet Records, ale na pewno cała dekada lat 50. to głównie współpraca z Modern Records. Od roku 1960 rozpoczął nagrywać dla wytwórni ABC. Był jej podopiecznym, podobnie jak inny muzyczny gigant Ray Charles. Jednak właśnie już po dołączeniu do niej przyszło zwątpienie. Kryzys nie trwał na szczęście długo i zawdzięczamy to głównie brytyjskiej fali bluesa z początku lat 60. Właśnie Alexis Korner, Cyril Davies, John Mayall zapoczątkowali bluesowy boom na Wyspach Brytyjskich, który spowodował to sprzężenie zwrotne i moda na bluesa, z pomocą takich ambasadorów jak The Rolling Stones, zawędrowała za ocean. Powiedzmy otwarcie, dotarła do uszu i serc również białej publiczności.
Blues funkcjonował wcześniej wśród czarnej społeczności USA, teraz stał się modny, słuchany, akceptowany powszechnie.
B.B. King i inni stali się w tamtym momencie cenionymi wzorcami i nauczycielami, choć to nie oni sięgali po najwyższe zaszczyty, a właśnie ich uczniowie, biali bluesmani, John Mayall, Eric Clapton, Peter Green i dziesiątki innych. W samych Stanach, między innymi wspominany wcześniej Paul Butterfield.
Ponownie w ElJazzie…
…popłynęły 2 bardzo melodyjne bluesy “I Know” oraz “Since I Fell For You”. Obydwa zaśpiewał Grzegorz Marciniak. Mnie przypadł do gustu, szczególnie ten drugi, z wyjątkowo pięknie zarysowaną melodią. Aranżacyjnie gdzieś tam zbliżający się do granic kiczu, ale moim zdaniem nie przekraczający jej. Taki wdzięczny pop blues, bliski wrażliwości nie tylko B.B. Kinga, ale może jeszcze bardziej jego młodszego przyjaciela Erica Claptona.
Lata 80…
.
…to czas ugruntowanej sławy i przyjmowania zaszczytnych wyróżnień. B.B. King został wprowadzony do Blues Hall of Fame, a 7 lat później do Rock`n`Roll Hall of Fame. Nadal fascynował nie tylko Erica Claptona i jego rówieśników, ale i muzyków młodszego pokolenia. Wtedy to właśnie, niemal pod koniec lat 80., zaistniał bardzo spektakularnie, występując wspólnie z grupą U2 podczas ich amerykańskiej trasy. Podsumowanie tej współpracy to podwójny album U2 zatytułowany “Rattle and Hum”. Zamieszczony na niej utwór “When Love Comes To Town” stał się superhitem i trafił do żelaznej listy koncertowej Króla Bluesa. Zespół U2, a szczególnie sam Bono, nie krył fascynacji Kingiem, a krytycy ostro ganili Irlandczyków za zbytnią amerykanizację brzmienia. Zadowoleni byli, co jak zwykle najważniejsze, słuchacze.
.
- ..a na estradzie…*
…nasi bluesowi przyjaciele zagrali “Worried Life Blues” zaśpiewany z olbrzymią soulową pasją przez Kingę Kruś, a następnie Detlef Hoeltken zagrał i wyśpiewał “Three o`clock blues”. Publiczność nagradzała wykonania gromkimi brawami, a wśród niej bardzo wymagająca część złożona z aktywnych do dzisiaj muzyków i wokalistów z naszego bydgoskiego środowiska: Beata Lewińska, gospodarz klubu ElJazz perkusista Józef Eliasz, Andrzej Tasarek, basista legendarnych Nietoperzy, dzisiaj współpracujący z Grupą Muzycznych Przyjaciół, dawno niewidziany Mirosław Kaczmarek, z często widywanym Leszkiem Agacińskim – obydwaj w bydgoskich Temperamentach w połowie lat 60. Zajrzał tradycyjnie Mirosław Balbuza, menedżer Żuków. Jednym słowem grających oceniali miłośnicy muzyki, ale i koleżanki i koledzy z branży.
Pierwszy raz odwiedził nas Jerzy Jully, znany bydgoski muzyk. Wierzę, że kiedyś wraz z innymi zagra na którymś z naszych wieczorów.
Rok 2000…
…to czas, w którym B.B. King odniósł największy komercyjny sukces w całej swojej karierze. Stało się to dzięki współpracy z Erykiem Claptonem. Abum “Riding With The King” to ciąg superatrakcyjnych, rozkołysanych melodii, z tytułową na czele. Od roku 1949 do 2008, artysta wydał 98 albumów, a “Riding With The King” był tym, który osiągnął szczyty powodzenia i sprzedał się w ponaddwumilionowym nakładzie. Eric Clapton w wielkim stopniu zdecydował o tym sukcesie, ale sława z tego tytułu rozdzielona była bardzo demokratycznie.
- ..a u nas*
Widok na Bluesa zaprezentował “Hold On” z Weroniką Bogusz w roli głównej, wspomaganej wokalnie przez Detlefa i Kingę.
To jeden z takich superdynamicznych kawałków, które rozgrzewają serca, nie pozwalają… nie klaskać, a i nogi są bardzo niespokojne. Cóż dopiero powiedzieć o utworze “The Thrill Is Gone”, kultowej pieśni z dorobku Króla Bluesa. On zawsze budzi aplauz, bo to przecież ikona stylu, od 1969 roku zrośnięta z mistrzem.
King a sprawa polska
Polskę B.B. King odwiedził 3-krotnie. W Zabrzu, w Domu Muzyki zagrał w marcu 1997 roku, a wcześniej, w roku 1986 (Warszawa) i 1996 (Poznań i Warszawa). Obydwa warszawskie występy miały miejsce w Sali Kongresowej. Pierwszy z nich poprzedzał Tadeusz Nalepa z zespołem. Muszę z przykrością stwierdzić, że polski bluesman poległ w tej nieuchronnej konfrontacji. Po latach moje wspomnienie łagodnieje co nieco.
10 lat później jako support wystąpiła Nocna Zmiana Bluesa. Nie widziałem jednak tej części, ponieważ wybrałem równolegle
trwającą w Akwarium, konferencję prasową. Osobistą pamiątką dla mnie jest relacja, którą napisałem wówczas dla czytelników “Ilustrowanego Kuriera Polskiego”.
Obydwa występy, które dzieliło 10 lat, były genialne i zaliczam je do swoich największych muzycznych przeżyć (nie tylko dlatego, że udało mi się zadać pytanie na konferencji prasowej!!!).
Gitara “Lucille” w rękach jednego z największych mistrzów gitary nie pozostawiała nikogo obojętnym. Potoczyste melodyjne solówki i ten repertuar zapadający w pamięć na zawsze – od “Let The Good Times Roll” do “The Thrill Is Gone”.
A na naszej estradzie…
…Waldek i przyjaciele rozpoczęli ostatni z “regulaminowych” kawałków zatytułowany “Got To Leave This Woman”. Publiczność jednak ani myślała zwalniać muzyków z artystycznego obowiązku! Mając otwarty mikrofon “wymusiłem” w imieniu zebranych pierwszy bis. Przyznaję, było w tym trochę prywaty, bo od razu zasugerowałem utwór “Since I Fell For You”, który bardzo mi się spodobał! Na drugie bisowanie, grupa sama od siebie zaproponowała superhit Króla Bluesa, czyli “Let The Good Times Roll”, a na tak zwany samiutki koniec powtórzyli wcześniej grany “Got To Leave This Woman”.
Tak to kończył się, ten nasz ósmy big beat jazzowy wieczór w ElJazzie, w szczególny czas tuż przed 16 września, czyli Ogólnopolskim Dniem Bluesa. Parę godzin przed 90. urodzinami B.B. Kinga, które on sam obchodził zapewne wspólnie z innymi artystami, skupionymi w tej największej, niebiańskiej już orkiestrze.
Już za miesiąc…
…z małym haczykiem, czyli 20 października, zapraszamy na następny wieczór, w 50. rocznicę wizyty Cliffa Richarda i grupy The Shadows w Polsce.
Razem zaśpiewamy kilkanaście przebojów Cliffa, a koncert zakończy grupa muzyków pod kierownictwem świetnego bydgoskiego gitarzysty Andrzeja Morawskiego i usłyszymy (i chyba również odtańczymy) między innymi takie gitarowe hity jak Apache, Kon-Tiki, Dance On…
Nie można nie być – startujemy o godz. 19.00!
Zbigniew Michalski