Inspiracją dla autorki i reżyserki spektaklu, Weroniki Szczawińskiej był zbiór krótkich politologicznych szkiców lewicowego intelektualisty Tony’ego Judta. Bohaterowie sztuki są personifikacjami problemów socjologicznych, politycznych i nazywają się: Kredyt Bankowy, Ławka Szkolna, Strzeżone Osiedle, Sprywatyzowana Kolej Publiczna, Postać Co Nic Nie Rozumie.
Postacie wypowiadają fragmenty esejów Tony’ego Judta. Publiczność śmieje się umiarkowanie i dowiaduje, że trudno się żyje w świecie wolnego rynku, kredytów, bezrobocia, strzeżonych osiedli. I to właściwie wszystko, co o zawartości myślowej tej sztuki da się powiedzieć. No, może jeszcze wywnioskować da się, że państwo opiekuńcze jest lepsze od opresji wolnorynkowej.
Sztuka niestety (jakżeby inaczej) zawiera wszystkie płycizny zawarte w książce ?Źle ma się kraj?. Nie miejsce tu na analizę książki Judta, która jest zarzewiem pomysłu bydgoskiej sztuki, ale trzeba jednak wspomnieć, że książka ?Źle ma się kraj? zawiera wiele kalek lewicowego myślenia, które nie wyjaśnia rzeczywistości, ale ją fałszuje. Ot, w pewnym miejscu Judt stwierdza, że problemy klimatyczne są równie dotkliwe dla współczesnego człowieka co terroryzm. Brzmi to efektownie, ale nie ma nic wspólnego z prawdą. Efekt cieplarniany jest cacuszkiem lewicowo-ekologicznym, ale nijak się ma do samolotów wbijających się w World Trade Center. W innym miejscu Judt pisze: ?lęk i rozczarowanie klasy średniej umożliwiły narodziny faszyzmu?. I znów mamy do czynienia z lewicową manierą fałszującą rzeczywistość. Hitler wprowadził narodowy s o c j a l i z m (!), opirając się na robotniczych masach, a nie, jak wydaje się dzisiejszej lewicy, na klasie średniej. Hitler połączył interesy robotników z wielkim kapitałem. Lewica boi się oczywiście takiej konstatacji, bowiem rujnuje ona klasowy mit robotników. Takich głupstw, stwierdzeń nieprecyzyjnych, przekonań dalekich od rzeczywistości jest w książce Judta co niemiara. I niestety te wątpliwe walory lewicowego myślenia przeniesione zostały na scenę bydgoskiego teatru. No, i dowiadujemy się, że ten wolny rynek to wcale nie takie fajne, że banki nas wykorzystują, że jesteśmy licho opłacani i wprowadzani w błąd przez macherów od inżynierii społecznej i politycznej. A wszystko to opowiadane jest na poziomie ogólnych pojęć ekonomicznych i politologicznych. Sztuka jest reminiscencją inteligentnego, wrażliwego czytelnika z lektury Judta. Czytelnika, dodajmy, który zdaje się nie wiedzieć o życiu więcej niż średnio rozgarnięty prymus z gimnazjum. I dlatego zapewne nie ma w tej sztuce prawdziwego życia ? z jego namiętnościami, ciężarem i świństwami. Jest lekturowa, lewicowo-kawiarniana wiedza o współczesności. I wychodząc ze spektaklu możemy westchnąć: ach, ten wolny rynek jest taki bezduszny; ach, te banki tak nas wykorzystują; ach, te strzeżone osiedla tak separują…
Nie dane nam jednak będzie przeżycie prawdziwego zmagania się człowieka z biedą, wyzyskiem, wykluczeniem, przemocą. Nie zobaczymy na scenie prawdziwych ludzi. Nie dowiemy się o wolnym rynku nawet małej części tego, co opowiedzieli już, choćby Zola i Osborne. Mam nieodparte wrażenie, że ?Źle ma się kraj? jest sztuką zrobioną przez beneficjentów, ludzi, którym się powiodło, którzy troszkę biadolą nad niesprawiedliwością, lecz owa niesprawiedliwość nie ich stawia z puszką i gitarą na ulicy, nie wpędza ich w pijaństwo i chamstwo. Tu się opowiada nie o swoim, osobistym świecie, lecz deliberuje się o świecie nie mającym z opowiadającymi nic wspólnego. To sztuka młodych, wykształconych, którym się udało. Są wrażliwi, więc troszkę im uwiera ta bieda dookoła, ale nie jest to ich bieda. W sztuce nie dochodzą do głosu racje emocjonalne ludzi rzeczywiście skrzywdzonych. Nie ma tu rzeczywistości kapitalizmu koterii, kłamstwa i nie ma w ogóle Polski. To co się dzieje na scenie mogłoby się dziać wszędzie. Wydarzenia, spory zaprezentowane na bydgoskiej scenie są wydestylowane z jakiegokolwiek rysu lokalnego, tutejszego, narodowego. Nie dowiemy się niczego o specyficznym polskim kapitalizmie nomenklaturowym, o terroryzmie urzędów skarbowych, korupcji. Dowiemy się natomiast, że tak w ogóle to kapitalizm wymaga wzajemnego zaufania i dobrej woli między graczami na rynku ? powtórzę: tak w ogóle.
Rzeczywistość, o której próbuje opowiedzieć Szczawińska jest nieobecna w sztuce ?Źle ma się kraj?. Tu nie ma konkretnych cen ziemniaków, cebuli, konkretnych, z krwi i kości, oszustów, ofiar, polityków ? są za to ogólne pojęcia: rynek, kapitalizm, bank, demokracja. I te ogólne pojęcia nie mają żadnej mocy dramaturgicznej. To jest sztuka bez żadnego zakorzenienia w empirycznej, dostępnej w powszednim życiu rzeczywistości. Tu wszystko rozgrywa się na poziomie akademickiego dyskursu, języka publicznej debaty, a nic nie odsyła do konkretnych, osobistych doświadczeń. No i te objawienia wyjęte wprost z książki Judta ? na przykład to, że znamy cenę rzeczy, a nie ich wartość. Jakie to inteligentne. Palce lizać. Jeśli jednak chwilę się zastanowimy, to dostrzeżemy banalność takiego stwierdzenia, bo to przecież myśl już wielokrotnie pichcona: człowiek jest konsumentem rzeczy i dóbr mu zbędnych. Czy warto zabierać czas widzom, żeby wygłaszać takie banały?
No i do tego wciąż obecna w sztuce dość prymitywna lewicowa propaganda. Ot, dwa razy przywoływany zostaje taki wierszyk:
Źle ma się kraj, coraz szybciej podupada,
Gdy rośnie bogactwo, a ludzi zgnilizna rozkłada.
Fajny wierszyk, prawda? Czy jednak rzeczywiście kraje upadają, gdy ludzie się bogacą? A może w wierszu powinno się powiedzieć, że ludzie mają się coraz lepiej, kiedy się bogacą? A może bywa tak, że kraj ma się dobrze, kiedy rośnie bogactwo? Ten lewicowy pogląd, że kraj ma się źle, kiedy ludzie się bogacą, jest prostacki i trąci marksistowską mychą. I tak to leci w bydgoskim spektaklu. Nie ma w nim prawdziwych ludzi, rzeczywistych dramatów, a są wątpliwej wartości poglądy i opinie, jak na lichym seminarium politologicznym.
Wartością spektaklu jest niewątpliwie gra aktorów. Materiał do zagrania mizerny, ale Michałowi Czachorowi udaje się ze swej postaci wydobyć komizm; Małgorzata Witkowska z powodzeniem buduje absurdalność swojej postaci; przekonywający jest też Jakub Ulewicz. Julia Wyszyńska, debiutująca na bydgoskiej scenie, jestem przekonany, zdobędzie sympatię bydgoskiej publiczności. Jest kreatywna i zapewne, kiedy otrzyma dobry materiał dramatyczny, zaprezentuje znaczne, sygnalizowane już w tym spektaklu możliwości.