W dniu 12 listopada 2020 r. miało odbyć się w Galerii Autorskiej spotkanie poetycko-wspomnieniowe zatytułowane „Którzy odeszli”. W zaistniałej sytuacji pandemii postanowiliśmy zrezygnować z przeprowadzenia tego spotkania w tradycyjny sposób z zaproszonymi przyjaciółmi. W ramach odwołanego spotkania publikujemy (w trzech częściach)  materiał poświęcony trzydziestu siedmiu osobom, które pragniemy przypomnieć i uhonorować.

Dlaczego pamiętamy o tych, którzy odeszli? – bo ich obecność była dla nas ważna. Ślad jaki pozostawili w naszej rzeczywistości, stał się twórczymi konterfektami. Wspominając ważne dla nas osoby  „otwieramy” dla nich przestrzeń w pamięci. Oni tam żyją i „dialogują” z nami. Współistniejemy z „Nieobecnymi” dopóki są obecni w naszej wyobraźni.

Przywołanie Tych,  którzy odeszli  to szczególny apel umarłych –  wspomnienie nieobecnych przyjaciół i twórców. Wszystkie te postacie stały się częścią naszej rzeczywistości widzialnej i niewidzialnej. Wspominane osoby to: Marceli Bacciarelli (1939–1996), ks. Romuald Biniak (1941–2010), Aurelia Borucka-Nowicka (1926–2019), Andrzej Budziak (1953–1981), Leopold Buczkowski (1905–1985), Waldemar Byrger (1943–2001),  Krzysztof Cander (1936–2006), Michał Cander (1963–2020), Krzysztof Derdowski (1957–2017), Mieczysław Franaszek (1944–2019), Władysław Frydrych (1900–1972), Kazimierz Hoffman (1928–2009), Kazimierz Jułga (1935–2002), Wiktor Kaczmarkiewicz (1913–2002), Zbigniew Kluszczyński (1959–1997), Hieronim Konieczka (1920–1994), Sławomir Kuczkowski (1965–2009), Irena Kużdowicz (1917–2000), Zbigniew Lubaczewski (1929–1985), Andrzej Maziec (1948–2016), Jarosław Mikołajewicz (1964–2016), Ryszard Milczewski-Bruno (1940–1979), Bronisław Zygfryd Nowicki (1907–1981), Krzysztof Nowicki (1940–1997), Jan Piechocki (1899–1978), Zdzisław Polsakiewicz (1928–1974), Andrzej Przybielski (1944–2011), Jerzy Puciata (1933–2014), Jerzy Riegel (1931–2019), Leon Romanow (1938–2001), Zofia Rybiańska (1925–2003), Lech Skarżyński (1950–1978), Henryk Słysz (1947–2009), Krzysztof Sochoń (1958–2018), Krzysztof Soliński (1950–2006), Joanna Witt-Jonscher (1900–1982) i Edward Woyniłłowicz (1847–1928).

 Prowadzenie Galerii Autorskiej to kreowanie działań twórczych i jednocześnie pielęgnowanie kontaktów z ludźmi, by ocalać wartości i po to, by pamięć o umarłych nie traciła swej mocy i siły oddziaływania. Sztuka stanowi „materię” wypełniającą przestrzeń obecności, w której odnajdujemy się i poznajemy. Podstawowym sensem tej działalności jest poszukiwanie i wzbogacanie różnych języków kontaktu, aby każdy jej uczestnik mógł stawać się „tłumaczem” w dialogu z innymi. Dzięki takiej formie obcowania przekraczamy wyobrażenia, systemy, schematy, a w konsekwencji stawiamy kolejny krok w nieznane. Granice rozumienia i odczuwania są ruchome. Wciąż uczymy się od innych, zaciągając wobec nich dług wdzięczności. Dla nas szczególnego znaczenia nabiera pamięć o nieżyjących twórcach związanych z Galerią Autorską.  Każdy z nich  pozostawił trwały ślad w naszej świadomości.

Jacek Soliński

Część I

Marceli Bacciarelli (1939–1996), ks. Romuald Biniak (194 –2010), Aurelia Borucka-Nowicka (1926–2019), Andrzej Budziak (1953–1981), Leopold Buczkowski (1905–1985), Waldemar Byrger (1943–2001),  Krzysztof Cander (1936–2006), Michał Cander (1963–2020), Krzysztof Derdowski (1957–2017), Mieczysław Franaszek (1944–2019), Władysław Frydrych (1900–1972), Kazimierz Hoffman (1928–2009)

1 ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Marceli Bacciarelli (1939–1996) krytyk sztuki, publicysta kulturalny, dziennikarz prasowy. Od 1952 roku mieszkał z rodziną w Bydgoszczy. Studiował historię sztuki na UAM w Poznaniu oraz dziennikarstwo na UW. W latach 1963-1965 podjął współpracę z redakcją “Gazety Pomorskiej”, pisząc recenzje plastyczne. Publikował w czasopismach ogólnopolskich artykuły publicystyczne o sztuce. W latach 1973-1990 pracował jako publicysta w redakcji tygodnika społeczno-politycznego “Fakty i Myśli”, później przekształconego w “Fakty”. Tygodnik rozwiązano w 1990 r. Od 1991 aż do śmierci w 1996 r. był zatrudniony w “Ilustrowanym Kurierze Polskim". Od czerwca 1973 roku był aktywnym członkiem polskiej sekcji Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki (AICA, Association International des Critiques d`Art,  działającej pod patronatem UNESCO), z ramienia której uczestniczył w zagranicznych kongresach sztuki w Sztokholmie, Berlinie i Helsinkach. Był również członkiem Stowarzyszenia “Kuźnica” w Krakowie. W młodości był działaczem ruchu Dyskusyjnych Klubów Filmowych, prelegentem w bydgoskim DKF “Rondo”. Za działalność jako krytyk sztuki otrzymał główną nagrodę sekcji krytyki i upowszechniania plastyki Klubu Publicystyki Kulturalnej Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich “Złocisty Jantar 89” za tekst na konkursie fotografii artystycznej. Odznaczony Srebrnym (1978) i Złotym Krzyżem Zasługi (1983), Srebrną Odznaką PTTK (1969), odznaką “Zasłużony działacz kultury” (1976). Pochowany na cmentarzu Nowofarnym przy ul. Artyleryjskiej w Bydgoszczy. [Fot. Zbigniew Lubaczewski]

*     *     *

I jeszcze zostało zadanie kilku pytań:

–  czy ja jestem w swoich tekstach moralizatorem? Ależ oczywiście zdarza mi się – zdarza mi się, choć staram się tego, jak mogę unikać.

–  czy nie pochylam się nad niektórymi roślinami z uczuciem tylko dlatego, że urosły? Oczywiście i to mi się zdarza, choć nie czynię tego a priori.

–  czy będąc przyjacielem zawsze jestem konsekwentnym krytykiem? Staram się, ale to wcale nie jest łatwe. I czasami przyjaźń zwycięża, a fakty bywają „łagodzone”.

–  czy nie mam desperackich posunięć? A czymże w takim razie jest tekst o krytyku jako koledze?

–  czy nie mam kompleksów artystycznych? Wprost artystycznych może nie, ale czyż nie jestem przekonany, że krytyka to rodzaj twórczości? W cieniu niejako pozostawiając przekonanie, że jest nią to, co ja jako krytyk robię.

Nie jestem więc absolutnie wolnym od wad, które tutaj starałem się negować. Może właśnie dlatego…

                                                                                                                        Marceli Bacciarelli, IV-V 1979

2. -------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ks. Romuald Biniak (1941–2010) ksiądz katolicki. W latach 1976 – 2010 proboszcz parafii pod wezwaniem Świętych Polskich Braci Męczenników, kustosz Sanktuarium Nowych Męczenników w Bydgoszczy. W latach 1965 – 1966 był wikariuszem w Toruniu-Podgórzu. W latach 1966 – 1967 posługę swoją pełnił w Barcinie, a w latach 1967 – 1976 w Katedrze Gnieźnieńskiej. 1 września 1976 roku prymas Polski, ks. kardynał Stefan Wyszyński, nominował ks. Romualda Biniaka na proboszcza parafii pod wezwaniem Świętych Polskich Braci Męczenników. W tym samym roku rozpoczęto budowę pierwszego po II wojnie światowej kościoła w Bydgoszczy, ukończono ją w 1982 roku. W latach 80. wspierał działaczy walczących w opozycji o wolną Polskę. Kościół na Wyżynach, w tym czasie, stał się jednym z głównych ośrodków modlitwy za ojczyznę. W roku 1982 był współzałożycielem i kapelanem pierwszego w historii bractwa pozawarszawskiego Domu Archikonfraterii Literackiej przy parafii. Z jego inicjatywy19 października 1985 roku w pierwszą rocznicę męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki odsłonięto pomnik ku czci zamordowanego. W 1985 roku prymas Józef Glemp mianował go na członka kolegium konsultatorów Archidiecezji Gnieźnieńskiej. W 1987 roku został wyniesiony do godności Kapelana Jego Świątobliwości Jana Pawła II, a w 1995 do godności prałata Jego Świątobliwości. W 1989 roku założył pierwsze w województwie kujawsko-pomorskim Hospicjum im. Ks. Jerzego Popiełuszki. W 1999 roku był przewodniczącym Kościelnego Komitetu Wizyty Apostolskiej papieża Jana Pawła w Bydgoszczy. Jest autorem publikacji, artykułów i książek m.in. Bogu i Im zbudowaliśmy tę świątynię, Sanktuarium Nowych Męczenników świątynia modlitwy i pamięci. Za działalność duszpasterską i społeczną otrzymał wiele wyróżnień i odznaczeń m.in.: Człowiek Roku 1999, Protektor czynny Archikonfraterii Literackiej w Warszawie, Medal Kazimierza Wielkiego, Złoty Krzyż Zasługi, Krzyż Kawalerski Orderu Polonia Restituta. Pochowany został przy kościele pw. Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy. [Fot. Gracjan Kaja]

*     *     *

(…) Wielką i bardzo ważną rzeczą jest roztropność w naszym życiu, ale jest klęską, gdy człowiek tylko kalkuluje, liczy, bo może się przeliczyć, może pójść złą drogą, a życie jego stanie się tylko marginesem, on zajmie całą kartę jego życia, ciągle będzie chwytał szczęście, a ono wysmyknie mu się z rąk. Wśród trudów i trosk życia czyż nie dostrzegamy Opatrzności Bożej? Ilu z nas może dziś zaświadczyć wspominając swoje życie o ogromniej Opatrzności Bożej! Kiedy zdawało się, że wszystko przepadło – był Bóg!

*     *     *

(…) Popatrzmy na krzyż, czym on dla nas jest, czy znakiem wyrzutu i sprzeciwu, czy znakiem miłości i spokoju? Czy możemy spokojnie na niego patrzeć, tak jak Jan, Maria Magdalena czy Najświętsza Matka, gdy stali pod krzyżem? Czy też jest on dla nas wyrazem wyrzutu i rozpaczy, jak dla Judasza, który nie uwierzył w miłosierdzie Boże?

*     *     *

(…) starajmy się świadczyć miłosierdzie, żyjemy w Kościele, który jest święty, który prowadzi Pan Bóg. Ludzie odczytują pewne znaki czasu. Może człowiek odczytać lepiej lub gorzej, dlatego są te wahania. Niech się nikt nie gorszy tym, że te czy inne myśli w Kościele powstają – to są sprawy zewnętrzne. Wewnętrznie Kościół jest święty, Kościół jest Chrystusowy i możemy mieć pewność, że jeżeli będziemy słuchali nauki Kościoła, nie zbłądzimy, bo Bóg w swym miłosierdziu nie pozwoli nam zbłądzić.

*     *     *

(…) Życie jest (…) bogatsze. Także nasza wiara jest bogatsza niż niektórzy jej wyznawcy. Kto Pana Boga postawi w centrum swojego życia, niech się nastawi na wiele niespodzianek. Miłość Boża jest jak wielka przygoda. Kto się jej podda, będzie często wpadał w podziw.

ks. Romuald Biniak, fragmenty kazań

3.--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Aurelia Borucka-Nowicka (1926–2019) muzeolog. Całe zawodowe życie związana z Muzeum Okręgowym im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy. Absolwentka UMK w Toruniu. W 1978 r. ukończyła Podyplomowe Studium Muzeologiczne w Instytucie Zabytkoznawstwa i Konserwatorstwa Wydziału Sztuk Pięknych UMK w Toruniu. W Muzeum Okręgowym pracowała w latach 1948 – 1995. Od 1958 r. pełniła funkcję kierownika Działu Sztuki Polskiej, od 1968 roku Działu Sztuki Współczesnej, a od 1976 r. Działu Sztuki. Jako kurator zbiorów sztuki miała znaczny wpływ na program kolekcjonerski i wystawienniczy. W latach 1991 – 1995 pracowała na stanowisku dyrektora. Utworzyła w zbiorach muzeum kolekcję współczesnego malarstwa polskiego zaliczaną dziś do jednej z najlepszych w kraju. Za wybitne osiągnięcia w pracy zawodowej otrzymała liczne nagrody oraz odznaczenia państwowe i resortowe, m.in., Bydgoszcz Zasłużonemu Obywatelowi (1967), Zasłużony Działacz Kultury (1973), Medal 50-lecia Muzeum (1974), Medal Związku Polskich Artystów Plastyków za zasługi dla rozwoju sztuki (1979), Złoty Krzyż Zasługi (1980), Złotą Odznakę „Za Opiekę nad Zabytkami” (1980), (1984), Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (1987), Medal Prezydenta Miasta Bydgoszczy (2008), Medal Brązowy Zasłużony Kulturze „Gloria Artis” (2008). Została pochowana w grobowcu rodzinnym na cmentarzu Nowofarnym przy ulicy Artyleryjskiej w Bydgoszczy. 

*     *     *

(…) Niemal pięćdziesięcioletnia praca Aurelii Boruckiej-Nowickiej w znacznym stopniu przyczyniła się do powstania znakomitej kolekcji polskiej sztuki współczesnej w bydgoskim Muzeum, uznawanej za jedną z najbardziej prestiżowych w Polsce. Trwałym śladem jej pełnej pasji i zaangażowania pracy jest dorobek obejmujący około 150 scenariuszy muzealnych ekspozycji, autorstwo kilkudziesięciu katalogów i informatorów do wystaw oraz licznych artykułów w czasopismach i prasie. W dziedzinie upowszechniania dziedzictwa artystycznego zawsze wykazywała twórcze inicjatywy, osobiste zaangażowanie i poświęcenie, przekazując swoją wiedzę i doświadczenie kolejnym pokoleniom muzealników. Wśród nich szczególną grupą byli i są opiekunowie kolekcji sztuki w bydgoskim Muzeum, kontynuatorzy Jej dzieła, którym niejednokrotnie wskazywała drogę wśród meandrów współczesnej sztuki.  (…)

Barbara Chojnacka

 

4 -------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Andrzej Budziak (1953–1981) art. malarz i grafik. Ukończył w 1973 roku Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych w Bydgoszczy. W latach 1975-1980 studiował w Państwowej Szkole Sztuk Plastycznych we Wrocławiu na Wydziale Malarstwa. Dyplom uzyskał w pracowni prof. Z. Karpińskiego. W roku akademickim 1980/81 pracował jako asystent w Zakładzie Malarstwa na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu. Uprawiał malarstwo, grafikę i rysunek. Uczestniczył w kilku wystawach zbiorowych. Pierwsza wystawa indywidualna odbyła się trzy miesiące po jego śmierci w Salonie Sztuki Współczesnej BWA w Bydgoszczy. W kolejnych latach przyjaciele artysty zorganizowali  kilka jego wystaw indywidualnych m.in. w Galerii Autorskiej w 2004 roku. Jego prace znajdują w Muzeum Okręgowym w Bydgoszczy. Pochowany został na cmentarzu na Bielawkach w Bydgoszczy.

 

 

*     *     *

(...) Budziak nie tytułował swoich obrazów może i dlatego, że twórczość jego przechodziła burzliwy okres walki o niezależność tworzywa malarskiego, o autonomię (...) malował z pasją, ale nie bez napięcia, a nawet nie bez paniki. Pytał sam siebie i drugich o sens tego co robi, a żarliwość z jaką malował nie była namiętnym szamotaniem się z materią malarską, tylko czujnym poszukiwaniem sensu i powodu twórczości. ( ... )

Stanisław Rodziński

 

( ... ) Czystość kreacji osiąga Andrzej Budziak w jeszcze większym stopniu w grafice, gdzie sama specyfika tworzywa skłania do wyrażania bardziej analitycznego w stosunku do świata. Wydobywając kształty z materiału drogą jego eliminacji artysta rezygnuje z wielości na rzecz ograniczonego wyboru. Metoda zdaje się potwierdzać myśl A. de Saint-Exupéry'ego: "doskonałość osiąga się nie wtedy, kiedy nie można już nic dodać, ale kiedy nie można nic ująć".

Piotr Michałowski

 

5. ----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Leopold Buczkowski (1905–1989). Pisarz, rzeźbiarz, grafik i malarz. Uczestnik powstania warszawskiego. Żołnierz 2. kompanii Zgrupowania „Żyrafa” II Obwodu „Żywiciel” (Żoliborz) Warszawskiego Okręgu.  Po wojnie zamieszkał w Krakowie, zajmując się ilustrowaniem książek. Od 1950 r. do śmierci mieszkał w Konstancinie pod Warszawą. Odznaczenia i nagrody: Krzyż Kawalerski OOP 1956), Nagroda I stopnia Prezesa Rady Ministrów za całokształt twórczości (1979), Krzyż Komandorski OOP (1980). Jeden z najwybitniejszych prozaików polskich XX wieku; autor dzieł prozatorskich: Wertepy (1947), Czarny potok (1954), Dorycki krużganek (1957), Młody poeta w zamku (1960), Pierwsza świetność (1966), Kąpiele w Lucca (1974), Oficer na nieszporach (1975), Kamień w pieluszkach (1978). Razem z Zygmuntem Trziszką wydał trzy tomy „prozy dialogowej”: Wszystko jest dialogiem (1984), Proza żywa (1984), Żywe dialogi (1989).

INDEX

Byt, bytność, być, istnieć, istnienie, jest, nie jest, czysty by, działanie, reakcja, działanie wzajemne, przeciwdziałanie, przyczyna działająca, zdziałanie, oddziaływanie, skuteczność, forma skutku, skutek działania, przyczyna skutku, podstawa następstwa, stosunek konieczności.

Radość (o!), śmiech (cha, cha, cha), płacz, żal i smutek, niechęć, przymilenie, wołanie, chwalenie i zachęcanie, podziwiane, uprzykrzenie i ganienie, nakazywanie dyn, dyń, tru, tru, fiu, fiu, syntaxis supinorum, kryć co przed kim, nie ukryło się przed matką o owej truciźnie, przed tobą bardzo ważne rzeczy brat ukrył, miło jest, gdy uchodzi wiadomości czyjej, sprzyjać komu, lękać się kogo, czego, pragnąć czego, włożyć co na kogo, oszukać kogo, czym, do czego się przykładać, prosić kogo, dla kogo, o co, przewidzieć, wziąć na siebie, wstrzymywać się od czego, bać się o kogo, nie mieć czego, syntaxis ornata, dla, przy, przez, podczas, za pomocą, za, po, oprócz, przeciw, poza, oprócz tego, przeciw prawdzie, blisko, prawie, dla, podług, stosownie, nad, w górze, z tamtej strony, przeszło, ku, ze strony, podług, bez, przed sobą pędzić ludzi, z góry  na dół, aż do, w, na, do, ku, pod, nad, przy, koło, przeciwko, u, u spodu, mniej niż, między, pomiędzy, gdzie, tutaj, kiedy, zawsze, czego milczysz czy byłeś, gdzie jest co.

Leopold Buczkowski, Kąpiele w Lucca, 1974

 

6. -----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Waldemar Byrger (1943–2001) artysta malarz. Studiował w Bydgoszczy, w ASP w Krakowie. W 1969 roku uzyskał dyplom w pracowni prof. Wacława Taranczewskiego. Zajmował się malarstwem i grafiką użytkową.   W latach 70.  uczył malarstwa i rysunku w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Bydgoszczy. Autor dziesięciu wystaw indywidualnych, prezentował prace w kilkunastu ekspozycjach zbiorowych. Jego prace znajdują się w zbiorach muzealnych w Szczecinie, Olsztynie, Toruniu, Grudziądzu, Bydgoszczy.

*     *     *

Przypominam sobie teraz Byrgera na tym ostatnim, chełmińskim plenerze ....

Chodził, podpatrywał, a potem godzinami przetwarzał zaobserwowane motywy w wielkie, intensywnie kolorystyczne płaszczyzny.

- Przedmiot widziany - mówi - to dla mnie tylko inspiracja, muszę ciągle odchodzić od przedmiotu. Sztuka jest zawsze deformacją natury, nieraz więc wychodzę aż na pogranicze abstrakcji.

Mówię:

- Baudelaire stwierdził już przeszło sto lat temu, że natura jest dla artysty abecadłem, ale przecież samo abecadło nie stanowi jeszcze języka.

- I tak jest w istocie. Mimo to chciałbym nasycić swoje obrazy, jak najbardziej własnymi, ludzkimi treściami, chciałbym poprzez dany przedmiot ukazać swoje własne oblicze. Tak samo poprzez kolor. Starałem się o to jeszcze w czasach studenckich, ... kiedy to stosowałem najczęściej brązową gamę kolorystyczną. Z czasem zacząłem ją rozszerzać, wzbogacać. Myślę, że wzbogaciłem również swoją świadomość celów .... sama świadomość bez uczuciowego oczarowania nowością nie wystarcza. Najpierw musi być ten moment żywiołowego oczarowania a potem dużo świadomej, kształtującej dzieło pracy .... Zawsze przyznałbym prymat temu co nieświadome. Sztuka jest zawsze w dużym stopniu przygodą. Nawet gdy świadomie dochodzi się do czegoś, to "coś" będzie zawsze "wielką niewiadomą".

 Zdzisław Polakiewicz

 

7. ---------------------------------------------------------------------------------------------------

Krzysztof Cander (1936–2006) artysta malarz, pedagog, profesor. Absolwent PLSP w Poznaniu oraz PWSSP w Gdańsku. Dyplom z wyróżnieniem w zakresie malarstwa w pracowni prof. Stanisława Borysowskiego otrzymał w 1963. W 1978 zamieszkał z rodziną w Bydgoszczy. W 1981 podjął pracę jako wykładowca w Zakładzie Malarstwa na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu. Cztery lata później uzyskał tytuł docenta macierzystej uczelni w Gdańsku oraz powierzono mu zorganizowanie Zakładu Rysunku na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu. W grudniu 1990 otrzymał nominację na stanowisko profesora nadzwyczajnego. Na uczelni toruńskiej pracował do 2006. Autor kilkudziesięciu wystaw indywidualnych oraz uczestnik wielu wystaw zbiorowych w kraju i za granicą. Laureat wielu nagród i wyróżnień, otrzymał m.in.: Złoty Krzyż Zasługi za działalność w zakresie malarstwa (1989), Kawalerski Krzyż Orderu Odrodzenia Polski (2005), Medal im. J. Sulimy-Kamińskiego za całokształt twórczości artystycznej  Prace artysty znajdują w wielu zbiorach muzealnych w kraju oraz licznych kolekcjach prywatnych na całym świecie. Pochowany został na cmentarzu przy ul Toruńskiej w Bydgoszczy.

*     *     *

(...) Akt twórczy w pracach Candera przeobraża się w  wyznanie malarza poety, ta wizja ma swój wyczuwalny powab,  przeniesiona na widza w nim znajduje dalszy ciąg – czas przemiany – w którym wewnętrzny świat staje się widzialny, sensualizm zostaje przeniknięty duchem twórczej kreacji.

 Jest u Candera kilka obrazów, które wciąż „powracają” lekko tylko zmieniane, jakby przechodziły metamorfozę. Motywy wielokrotne powtarzane intrygują, bo zawsze pojawia się w nich  coś nieprzewidzianego. (...) Można przypuszczać, iż w tym tak często podejmowanym cyklu działań – studiów nad samym sobą –  chodziło o coś jeszcze innego, o ideę motywu „w drodze”, którego tak naprawdę nie można skończyć, bo on wciąż wymaga kolejnych wersji. (...)

Niezależnie czy jest to „tylko” nostalgiczny pejzaż, niepozorna martwa natura, czy scena operowa, zawsze całość kompozycji stanowi misternie uformowaną opowieść.  Dominujące akcenty konstrukcji obrazu tworzą rytm, w którym  gry form wzajemnie się równoważą. Kolorystyczna esencjonalność kompozycji jest jak żywioł przyrody, w którym każdy element współtworzy siłę wyrazu. (...)

Tchnąca z tych prac poetycka radość życia wyłania się z naturalnej urody świata. Rytm widzenia jest tu pochodną rytmu rozumienia; zachwyt nad naturą stworzoną przeistacza się w metaforę. Artysta jawi się jako stary mistrz w nowych czasach.  (...)  Krzysztof Cander rozwijał w swojej malarskiej samotni marzenie o świecie, który ma trwać wiecznie, otwierając tym samym przed widzem nową jakość – wymiar, w którym wyobraźnia obcuje z dążeniem do tego, co nieosiągalne.  Spotykamy się tu ze  światem wyobraźni, z powszedniością wyimaginowaną – „świętą”, z wizją świata stworzonego bez skazy, z obrazem idei świata, do którego pragniemy zmierzać, świata dobra i niewzruszonego piękna, gdzie rzeczywistość będzie doskonała.

Pragnienie piękna rozpościera się w tym ujęciu między racjonalizmem a soteriologią. „Piękno jest bowiem   poniekąd widzialnością dobra tak jak dobro jest metafizycznym warunkiem piękna” (Jan Paweł II), dlatego rytm świata widzialnego może wprowadzać otwarte umysły w piękno świata duchowego.

                                                                                                                       Jacek Soliński

 

8. -----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Michał Cander (1963–2020) artysta malarz. Absolwent PLSP w Bydgoszczy. W latach 1983-1988 studiował na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu – specjalizacja z malarstwa w pracowni prof. J.  Kaczmarskiego. Studia ukończył z wyróżnieniem. Zajmował  się malarstwem, grafiką wydawniczą i projektowaniem wnętrz. W latach 1989 i 1991 był stypendystą MKiS, a w 1990 Wojewody Bydgoskiego. Autor 14 wystaw indywidualnych i uczestnik wielu wystaw zbiorowych w kraju i za granicą. Jego prace znajdują się w zbiorach muzeów we Włocławku i Grudziądzu, a także w BWA w Bydgoszczy, AMU Center w Kopenhadze oraz w wielu zbiorach prywatnych w kraju i za granicą (USA, Niemcy, Wielka Brytania, Finlandia, Austria, Włochy, Francja, Japonia). Pochowany został na cmentarzu przy ul Toruńskiej w Bydgoszczy.

*     *     *

(…) Prace Michała Candera są zapisem zarówno intere­sującej ewolucji artystycznej autora, świadectwem jego estetycznych preferencji jak  i, co może najważniejsze, ilustracją jego malarskiej świadomości, świadomości mocno zakorzenionej w tradycji, a jednocześnie poszukującej nowych możli­wości plastycznego wyrazu. Próba identyfikacji tych wpływów jest w przypadku malarstwa Candera zadaniem nietrudnym, ponieważ nie ukrywa on ani fascy­nacji geometryczną dyscypliną wczesnego renesansu (Piero delia Francesca), ani akademicką precyzją rysunku (Henryk Siemiradzki), ani malarzami kręgu monachijskiego (Aleksander Gierymski, Józef Brandt), ani też, poprzez specy­ficzne uwrażliwienie na kolor i akcentowanie gry światła, impresjonizmem. Inte­resujący jest tu już sam sposób obecności tych, tak przecież wielu i tak różnych, konwencji artystycznych. Mimo podziwu dla perfekcji dawnych mistrzów, mimo że Cander czasem powtarza lub cytuje ich konkretne prace, nigdy nie pozwala sobie na dosłowność. W swych realizacjach pozostawia zawsze ślad własnych przemyśleń, własny „charakter pisma", nieodmiennie wskazujący na twórczą postawę wobec tradycji. Jest tu ona bowiem traktowana nie tylko jako inwen­tarz artystycznych wzorów, ale też jako sposobność do rozważenia i rozwiązania określonych problemów plastycznych. W tym sensie twórczość Candera przypomina twórczy dialog, dialog, który nacechowany jest szacunkiem dla partnera, co skutkuje nie ograniczeniem, a wprost przeciwnie: wyzwala wyobraźnię, uzmysławiając jednocześnie niezmiernie istotną rolę przeszłości jako obszaru artystycznie żywego i inspirującego. (…)

Sztuka Michała Candera, jej wizualna intensywność i, chciałoby się rzec, atrakcyjność, nie ma w sobie niczego przypadkowego; jest efektem dokładności, rzetelności, dyscypliny, konsekwencją długiej, świadomej pracy, świadczącej o artystycznej dojrzałości i odpowiedzialności malarza.

Piotr Siemaszko

 

9. ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Krzysztof Derdowski (1957–2017) pisarz, poeta, dziennikarz, krytyk. Autor tomików wierszy „Czasowo nie ma wieczności”, „Cienie i postacie”. Napisał także kilka powieści i zbiorów opowiadań: „Znikanie”, „Chłód”, „Naga”, „Robal”, „Papuga”, „Wstyd” i „Plac Wolności”. Miesięcznik „Dialog” opublikował jego scenariusz filmowy „Pionek” oraz dwie jednoaktówki „Rzecznik” i „W Szwecji” Artykuły, recenzje, wiersze i opowiadania zamieszczał w: „Odrze”, „Twórczości”, „Toposie”, „Poezji”, „Kwartalniku Artystycznym”, „Nurcie”, „Dekadzie Literackiej”. Pisał między innymi o twórczości: Ryszarda Kapuścińskiego, Ireneusza Iredyńskiego, Janusza Żernickiego, Kazimierza Hoffmana, Zdzisława Polsakiewicza.  Ma w dorobku książki krytyczno–literackie: był redaktorem wyboru esejów o twórczości Stanisława Czerniaka - „Antropologia podmiotu lirycznego” oraz autorem monografii twórczości Stanisława Czerniaka, która ukazała się w listopadzie 2013 – „Mistyka, zwierzęta i koany”. W 2015 roku opublikował eseistyczną książkę o twórczości Marka Kazimierza Siwca 'Kto w wielkiej gonitwie życia...” Otrzymał nagrody literackie: „Czerwonej Róży”, „Bez woalu” i trzykrotnie„ Strzałę Łuczniczki” za najlepszą bydgoską książkę roku za powieści „Chłód”,  „Wstyd” i "Plac Wolności” Był członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich oraz Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Pochowany został na cmentarzu Starofarnym przy ul. Grunwaldzkiej w Bydgoszczy. [Fot. Krzysztof Szymoniak]

O późnym pisaniu i o moich bohaterach

Po przekroczeniu pięćdziesiątki i dwóch zawałach serca, poczułem, zrozumiałem, że nie mam już czasu na błądzenie po omacku, na pisanie nie trafiające w istotę rzeczy i życia.

I rośnie we mnie poczucie, że muszę pisać tak jakbym rzucał snopem światła w ciemność, wprost w zagadki życia. Po co tu jesteśmy? Dokąd zmierzamy? I dlaczego tak nieopacznie i często strasznie błądzimy? A właściwie powinienem powiedzieć: Po co ja tu jestem? Dokąd zmierzam? Dlaczego błądzę?

I co ten snop światła rzucony w ciemne zagadki życia ujawnia? Myślę, że przede wszystkim poszukiwanie wartości. Każda z moich opowieści ma pewną dominująca emocję o której opowiadam, której się z tej i owej strony przyglądam. Raz jest to chłód emocjonalny ludzi w średnim wieku, innym razem wstyd egzystencjalny i metafizyczny, jeszcze innym razem ucieczka od życia, płochliwość wobec trudności bytowania.

Moi wszyscy bohaterowie poszukują w ferworze swego życia wartości samego życia, czegoś dlaczego warto żyć. Błądzą, gubią się, z trudem rozpoznają własne i bliźnich emocje. Wielu z nich, o czym w tym krótkim tekście o moim późnym pisaniu chcę powiedzieć, bardzo wielu jest do mnie podobnych. Krzyczą. Rozpaczają... Przytrafiają się im moje przygody i moje emocje. Z jednym wszak zastrzeżeniem. Moi bohaterowie, tak bardzo do mnie podobni, sycą się wieloma szczegółami mego biograficznego życia, ale są też fikcyjni, są eksperymentem, dociekaniem całkiem niebiograficznym. Uwalniam ich od obowiązku bycia ściśle biograficznymi. Wystarczy, że  są zakorzenieni w moim życiu.

Największą dla mnie tajemnicą jest to, że zdarza mi się, że coś co wymyśliłem, coś co było fikcją, później, często już po ukazaniu się powieści przydarza się mi w rzeczywistości. I jest tak, że fikcja zmienia się w biograficzne, całkiem realne doznanie, czy wydarzenie. Staję się swoim bohaterem; staję się wymyśloną przez siebie postacią. I fikcja jest samospełniającą się przepowiednią realnego życia. Przeczuwane nabiera kształtu i realności. Nie potrafię tego wyjaśnić. I tak muszę pozostawić Czytelników tego tekstu o moim późnym pisaniu i o moich bohaterach.

Krzysztof Derdowski

 

10. ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mieczysław Franaszek (1944–2019) aktor, teatralny i filmowy, podróżnik i fotograf. Absolwent Wydziału Aktorskiego PWST Kraków, 1968. Debiut – 1966 w Teatrze „STU”. Teatry: Nowa Huta, Kraków, Sosnowiec, Opole, Koszalin, Szczecin, Poznań, Bydgoszcz. Współpracował w latach 60. z ośrodkiem TVP Kraków, później z redakcjami radiowymi wielu miast. W 1986 zagrał główną rolę w filmie „Bohater roku” F. Falka. Brał udział w krajowych i międzynarodowych festiwalach teatralnych, na których otrzymywał nagrody aktorskie, m.in. w Erlangen (Niemcy), Zagrzebiu (Jugosławia), Szczecinie, Krakowie. W 2013 roku otrzymał Medal za Twórczy Wkład w Kulturę Chrześcijańską, w 2018 r. Srebrny Medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Od 2007 roku podjął stałą współpracę z Galerią Autorską Jana Kaji i Jacka Solińskiego w Bydgoszczy, z którą współpracował do ostatnich dni swojego życia. W latach 2011–2019 wykładał w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. W latach 2012–2014 przygotował i wystawił trzyczęściowy monodram „Rady dobrego Boga”, w 2015 i 2016 roku zaprezentował dwie części tego spektakl w Edynburgu oraz w 2016 monodram poetycki „Myśl jest przestrzenią dziwną”. Zajmował się fotografią reportażową dokumentując swoje podróże: Europa, Afryka (Egipt, Maroko, Tunezja), Azja (Chiny, Indie, Iran, Izrael, Jemen, Jordania, Liban, Nepal, Syria, Turcja, Uzbekistan) i Ameryka Południowa (Boliwia, Peru). Prezentował swoje fotografie na wystawach indywidualnych w Bydgoszczy, Warszawie, Toruniu, Sopocie i Krakowie. Pochowany został na cmentarzu Starofarnym  przy ul. Grunwaldzkiej w Bydgoszczy. [Fot. Jacek Soliński]

*     *     *

(…) Trzy przedstawienia z cyklu „Rady dobrego Boga czyli przedpstryk” przygotowane na podstawie prozy Erica Weinera stały się niemalże artystycznym testamentem aktora. Sam je opracował i wyreżyserował. Opowieść o poszukiwaniu Boga i sensu życia przez turystę i dziennikarza ze świata Zachodu, który odwiedza różne kraje, była mu szczególnie bliska. Odnalazł się w tej historii, bo przecież sam był globtroterem. W roli narratora zawarł wiele z siebie, jako dobrotliwego podróżnika przyglądającego się współczesnemu światu. Bohater monodramów śmieszy wzbudzając wzruszenie swoją nieporadnością i szczerą chęcią poznania obcych kultur. Pełna dylematów opowieść dziennikarza budzi różne zabawne refleksje, by w końcu skupić uwagę na granicznym pytaniu o świadomość istnienia. Przekaz był prosty wręcz oczywisty, z przedstawień emanował szacunek dla porządku społecznego opartego na tradycji i religii. Poszanowanie tego fundamentu stanowiło tu wartość nadrzędną. Taki właśnie teatr Mieczysław niósł w sobie, starając się być bratem dla innych. Dobrze wiedział, że sztuka musi uszlachetniać, czyniąc człowieka lepszym, tak rozumiał swój zawód, powołanie i misję. Dlatego w sferze wartości stałych, niezbywalnych był arystokratą, arystokratą odchodzącego już świata.

Jacek Soliński

 

11. ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Władysław Frydrych (1900–1972) artysta  malarz, pedagog, projektant i  działacz społeczny.  W 1930 r. na Uniwersytecie Warszawskim uzyskał dyplom nauczyciela szkół średnich. Talent malarski W. Frydrycha zdecydował o wyborze podstawowych przedmiotów nauczania - rysunku i robót ręcznych. Wszystkie późniejsze kursy i studia związane były z tym wyborem: wyższy kurs nauczycielski przy Państwowym Instytucie Robót Ręcznych w Warszawie (1926), dwuletnie studia w tym Instytucie (1927-1929) w klasie prof. Wacława Borowskiego i prof. Władysława Skoczylasa oraz Prywatny Instytut Sztuk Plastycznych prof. Stanisława Rzeckiego w Warszawie (1928). Po wyzwoleniu 1945 r. został członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków w Krakowie. Wkrótce powrócił do Bydgoszczy. W latach 1945-1966 pracował w I Liceum im. L. Waryńskiego jako nauczyciel rysunku i wychowania technicznego, ciesząc się dużym szacunkiem i sympatią uczniów (przeszedł na emeryturę w 1960 r. nauczanie kontynuował do 1966 r.). W szkolnictwie przepracował 45 lat, z tego około 27 lat w Bydgoszczy. Pełnił szereg funkcji w bydgoskim ZPAP, w Towarzystwie Przyjaciół Sztuki oraz w Kujawsko-Pomorskim Towarzystwie Kulturalnym. Uczestniczył w wielu ogólnopolskich i zagranicznych wystawach. Ulubionymi tematami prac lat 40. i 50. była Wenecja Bydgoska, fara, spichrze nad Brdą, a także pejzaże okolic Bydgoszczy. W latach 60. dominowały prace przywożone z Bułgarii, Jugosławii i Włoch. W uznaniu zasług otrzymał od władz miasta honorową odznakę „Bydgoszcz Zasłużonemu Obywatelowi”, a także został patronem jednej z ulic osiedla Przylesie w Fordonie. Figuruje w wirtualnej „Bydgoskiej Alei Zasłużonych”. Został pochowany na cmentarzu Nowofarnym  przy ul. Artyleryjskiej w Bydgoszczy.

*     *     *

 (…) Nie tylko sam temat w postaci np. swoistej architektury, decyduje o atrakcyjności prac artysty plastyka, którego działalność obserwujemy na przestrzeni wielu lat. Pozostając jak najściślej na gruncie realizmu Władysław Frydrych daje pejzaże, których urok wspiera troska o najwłaściwszą kompozycję i piękno gamy kolorystycznej (w akwarelach). W niektórych rysunkach tuszem dał artysta – stosując oryginalne chwyty techniczne – iluzje niemal subtelnego piórkowego rysunku.

                                                                                                                      Jan Piechocki, 1963

 

(… ) Władysław Frydrych z pełną miłością namalował Wenecję Bydgoską, z wznoszącymi się ku górze na stoku domami, narastającymi na siebie. Artysta faworyzuje pejzaż, a w nim niebieskie nastroje, jakie zapewne wywołuje mroczne nastroje jego rodzinnych stron. Nawet w jego widokach z Plovdiwu takie odcienie fascynują go bardziej, aniżeli lśniący w słońcu żółty koloryt owych szerokości geograficznych. W taki sposób maluje uliczki, domy i place w płowym świetle księżyca, który pozwala mu na użycie kolorów niebieskich i szarych w łamanych tonacjach pastelowych. Subtelnie wyczuloną i stonowaną paletą komponuje elegijne sceny, które wydają się być wypoczynkiem po pośpiechu całego dnia w oczekiwaniu nowego poranka.

                                                                                                                       Gizela Schlieker, 1972  

 

Władysław Frydrych to był mój ukochany profesor rysunku w I LO (matura 1969 r.), wyróżniał się zawsze niesłychaną kulturą, wrażliwością, męskim urokiem, pięknie mówił, co u artysty plastyka jest rzadkie. Pamiętam do dziś nawet jego sposób ubierania się, kolory, pulowerki bez rękawów, które bardzo lubił pod marynarką. (-) Zawsze wydawał mi się człowiekiem z innego świata, z taką przedwojenną klasą, jak na filmach z tamtej epoki. Nawet jego uroda pasowała do ówczesnych twarzy. (-) Widzę nawet dziś, jak chodzi po klasie, słyszę jak opowiada, bo robił to pięknie, miał dar mówienia i skupiania uwagi na sobie. Był bardzo lubiany, bo w odróżnieniu od części nauczycieli, był bezpośredni, sympatyczny, po prostu artysta i kawał człowieka. To się czuło i to pamiętam.

Wiesław Trzeciakowski

 

12. ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kazimierz Hoffman (1928–2009) poeta i eseista. Z  wykształcenia socjolog. Wydał tomy wierszy: Trzy piętra domu (1960), Zielony jesteś (1964),Rousseau (1967), Drzewo obiecane (1971), Litera (1977), Wiersze wybrane (1978), Kamień Moore`a (1982), Powrót (1982), Dwanaście zapisów (1986), Koda (1987), Trwająca chwila (1991), Przenikanie (1996), Stary człowiek przed Poematem (1999), Dziesięć prób tematu (2001), Kos i inne wiersze (2003), Drogą (2004), A-dur (2007), Znaki (2008); w jego dorobku znajdują się także dwa zbiory szkiców o malarstwie: Wybór i język (1989) oraz Przy obrazie (1998). Był członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich oraz PEN Clubu. Laureat prestiżowych nagród, m.in. Funduszu Literatury (1986) i polskiego PEN Clubu za całokształt twórczości poetyckiej (2005). Pochowany został na cmentarzu na Bielawach w Bydgoszczy. [Fot. Jerzy Riegel]

*     *     *

Od początków mojego pisania zawsze miałem pewność, że to, co rzeczywiste i co w naoczności, ma sens. Ta pewność w miarę upływu lat umacniała się. Trwa. Nie wymieniam kolei losu doświadczanych przeze mnie. Mówię: wszystko co było i co jest ma sens. Przystałem na byt w jego zmienności, w jego przejawach, jakie by nie były, choćby i najgorsze, upokarzające wręcz (u podłoża każdej świadomości leży cierpienie, mawiał Scheler). A jednak w mojej liryce są wyróżniki: rzeczy w świetle.

Mimo garbu lat, mimo słabnącego wzroku, takimi je widzę: w świetle. Pojedynczo. I wszystkie muśnięte esencją.

                Kazimierz Hoffman

 

(…) Z pewnością najpełniej obecny pozostawał w słowach własnej poezji. (…) Do „ukończonych” wierszy wracał wielokrotnie, by coś zmienić, poprawić czy skrócić. Czynił to nieomal rytualnie, poszukując upragnionej idealnej formy. Twórczość traktował jako nieustanną syntezę opisu rzeczywistości. Był staranny w każdym szczególe, pozostawał skupiony i  otwarty na to, co go interesowało. W swoich wierszach prowadził niekończący się dyskurs filozofa z poetą, jakby sam istniał między tymi dwiema rolami,  wierząc w ich ostateczną jedność. Miałem wrażenie, że  żyje w nim pragmatyczny badacz rzeczywistości i artysta oddany wzniosłym ideom. Łącząc te dwie optyki określił własną – to stało się jego programem – wypowiedzenie idiomu „tak” wobec świata. Czy czuł się poetą spełnionym? Sadzę, że tak, bo  wiedział, że znalazł swoje miejsce i język.

Dlaczego pisał o sztuce? Wydaje mi się to oczywiste: bo czuł jej bliskość, ten szczególny rodzaj powinowactwa sztuki i słowa. W wybranych obrazach znajdował transcendentną pauzę, ów moment olśnienia, potwierdzenie poetyckiej siły, która sprawia, że wiersz żyje, że doznania wiodą w nieznane. Podobnie jak malarz tworzący obraz działa w uniesieniu, tak Poeta rozwijał swoją refleksję nad tym, co pobudzało jego wrażliwość; kontynuował akt malarski posługując się słowami.

Pod koniec życia w rozmowie na temat ostatnich swoich tomików powiedział mi z lekkim ożywieniem:  – „Wie pan, sam się dziwię, nie wiem jak to się dzieje, ale teraz wiersze same spływają mi na papier”. Kiedy odwiedziliśmy Poetę ostatni raz w hospicjum z Krzysztofem Kuczkowskim i Janem Kają sprawiał wyjątkowe wrażenie. Przypomniały mi się wówczas słowa powtarzane przez Jana XXIII: „trzeba mieć spakowane walizki”. Był przygotowany na odejście, mówił, że czuje się, jakby już przeszedł na „tamtą stronę”. Nie było w tym nic niepokojącego, żadnego lęku, pełna zgoda i ufność. (…)

                                                                                                              Jacek Soliński