W trakcie koncertów plenerowych widownia jest zwykle mozaiką osób o odmiennej płci, wieku i powierzchowności. Aplauz czasami bywa nieśmiały, wymuszony, czy też po prostu słaby. Choć nie jest to oczywiście regułą. W sali Malinowej hotelu Pod Orłem zgromadzili się niemal wyłącznie seniorzy, niemal wyłącznie kobiety. Po każdym utworze następowały żywe i szczere oklaski. Nieraz Leszek Długosz wzbudził takie emocje, że którejś z pań wyrywały się samotne klaskania, a nawet wołanie zachwytu. Widownia była niemal jednorodna, zbliżona wiekiem do artysty.
Ten przyznał oględnie, że nie rozumie nowoczesnej muzyki i nie zawsze dostrzega w niej melodię. Sympatycy muzyki elektronicznej, rapu czy popu mogliby poczuć coś podobnego, gdyby oczywiście pojawili się na recitalu i posłuchali surowego dźwięku fortepianu, pozbawionego syntezatorów i mikserów.
Leszek Długosz zagrał do niemal wyłącznie własnej poezji. Niektóre utwory miały przesłanie całkiem uniwersalne. Inne szczególny rezonans musiały znajdować wśród tej specyficznie wąskiej widowni. Odnosiły się bowiem do stanu, w jaki wpada człowiek w jesieni życia. Mowa była o melancholii z tym związanej, o tęsknotach i wspomnieniach. Jednak dominowały nie sentymenty, a specyficzna dla starszego pokolenia grzeczna żwawość i dziarskość. Gdyby na sali była młodzież, mogłaby przełamać własne stereotypy o babciach i dziadkach, co to myślą tylko o wnuczkach i konfiturach. Seniorzy udowodnili, że tak nie jest. Artysta prowokował śpiewając najpierw utwór o miłości, która z wiekiem przemija, a zaraz potem o sercu dojrzałym, lecz wciąż zawadiackim i niepokornym.
A oprócz tego że śpiewał, także recytował. O nowoczesności, która papier zamieniła na dyskietki, a gwiazdy na komputery. I dał za zadanie odnalezienia w niej chwil poetyckich, w przeciwnym razie świat zostanie pozbawiony życia. Świat mimo to żyje, jeśli nie bez, to na bakier z poezją. Może znajdzie, a może już znalazł, poetyckość we wszędobylskiej elektronice, plastiku i syntetycznych aromatach.
Licznie zgromadzeni seniorzy udowodnili, że muzyka ich młodości żyje i ma się nieźle, pomimo braku naśladowców pośród innych pokoleń. Niedziela dla seniora okazała się udana. Zabrakło tylko, zapowiadanej przez organizatorów, integracji międzypokoleniowej. Byłoby wspaniale, gdyby kiedyś do niej doszło. Pytanie tylko, czy to jest w ogóle możliwe.
Leszek Długosz – człowiek pióra i pianina. Śpiewający poeta. Rocznik 1941. Znany z występów w Piwnicy pod Baranami, w państwowym radio oraz telewizji. Rozpoznawalny także poza granicami Polski. Koncertował od Syberii po Stany Zjednoczone.