Z Łukaszem Krupą, byłym posłem Twojego Ruchu, byłym pełnomocnikiem prezydenta Bydgoszczy do spraw utworzenia metropolii, od dzisiaj dyrektorem Biura Promocji Miasta i Współpracy z Zagranicą rozmawia Ewa Starosta.
- Urzędniczeje Pan coraz bardziej.
- Formalnie może tak, mentalnie na pewno nie. Poza tym w byciu urzędnikiem nie ma nic złego, jeśli nie traktuje się tego zajęcia wyłącznie jako zwykłej pracy, działalności zarobkowej. Wszystko, czym zajmują się urzędnicy, tak naprawdę skierowane jest do mieszkańców. Jest zatem bardzo ważne, żeby każdy urzędnik miał poczucie swoistej służby. Ja tak do tego podchodzę. Nie liczę skrupulatnie przepracowanych 40 godzin w tygodniu, nie wyłączam służbowego telefonu po 16.00, a jeśli jest taka potrzeba, jestem dyspozycyjny popołudniami i w weekendy. Zawsze tak funkcjonowałem - prowadząc własną firmę i kiedy byłem posłem. I to się nie zmieniło nawet teraz, kiedy „zurzędniczałem”.
- W byciu urzędnikiem nie ma niczego złego. Ratusz to miejsce pracy i zarobkowania, jak wiele innych. Ilu urzędników ma poczucie „swoistej służby”?
- Mam nadzieję, że wielu. Nie mi to oceniać.
- Dlaczego nie wrócił Pan do prowadzenia działalności gospodarczej? To wygodne mieć stałą pensję niezależnie od efektywności? Zarobienie na chleb we własnej firmie wymaga pewnie większego wysiłku.
- Polityką i życiem publicznym interesowałem się już na studiach. Kiedy w 2010 roku pojawiła się okazja, żeby zaangażować się w ciekawy projekt polityczny, nie miałem wątpliwości, że chcę spróbować. Kiedy zostałem posłem, trudno było łączyć pracę w Sejmie i prowadzenie firmy. Nie da się aktywnie działać w dwóch tak różnych obszarach życia. Musiałem wybrać i podjąłem decyzję o wycofaniu się z rodzinnego biznesu. A z tą wygodą i stabilnością, a której pani redaktor wspomina, to przecież bywa różnie. Polityka rządzi się prawem kadencji, nastrojów społecznych i politycznej koniunktury. Wszystko zatem ma swoje plusy i minusy.
- Został Pan nagrodzony posadą w ratuszu za przejście z Twojego Ruchu do Platformy Obywatelskiej. Tak przynajmniej z zewnątrz to wyglądało.
- Nie uważam, żebym w tym kontekście zasłużył na jakąkolwiek nagrodę. Faktycznie startowałem z listy PO, choć do partii nigdy nie wstąpiłem. Bardzo cenię sobie pracę dla prezydenta Bruskiego i jak go znam, to wierzę, że inne przesłanki zadecydowały o zaproponowaniu mi współpracy niż kształt listy wyborczej do Sejmu.
- Zasłużył Pan, bo przyczynił się do lepszego wyniku Platformy w 2015 roku. Bardzo prawdopodobne, że Pana wyborcy nie zagłosowaliby na listę PO, gdyby nie było na niej pańskiego nazwiska. Czy zamierza Pan kandydować w zbliżających się wyborach samorządowych do rady miasta albo sejmiku?
- Nie, nie zamierzam.
- A w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych?
- Gdyby spytała mnie pani, czy chciałbym kiedyś wrócić do Sejmu, to odpowiedziałbym, że pewnie tak. Kiedy i czy w ogóle spróbuję, jeszcze nie wiem. Polityka jest dynamiczna i potrafi być bardzo zaskakująca. Prawie dwa lata to w polityce czasem cała epoka. Więc o wyborach parlamentarnych dziś w ogóle nie myślę. Skupiam się na zadaniach zawodowych - starych i nowych obowiązkach, a politycznie zamierzam wspierać w najbliższej kampanii swojego szefa.
- Szef powierzył Panu właśnie stanowisko dyrektora Biura Promocji Miasta i Współpracy z Zagranicą. Sam wpadł na taki pomysł?
- To pytanie nie do mnie. Mogę powiedzieć tylko tyle, że zostałem zaskoczony tą propozycją.
- Na tyle zaskoczony, że nie wie Pan teraz co począć z tym fantem?
- Wiem doskonale. Podejmuję kolejne zawodowe wyzwanie i zabieram się do pracy. Poza nowymi obowiązkami czeka mnie też sporo nauki, bo po części to dla mnie nowy obszar działalności. Na szczęście zespół, z którym będę pracował, to fajny, zgrany team i jestem pewien, że współpraca będzie świetna.
- Ten zespół liczy 17 osób. To trudne do uwierzenia, że tylu urzędników zajmuje się promocją Bydgoszczy i współpracą z zagranicą.
- Współpracą z zagranicą zajmują się 3 osoby. Pozostała część zespołu to „promocja”. Przy czym słowo „promocja” w tym przypadku to bardzo pojemne pojęcie. Zapewniam, że zamawianie i wydawanie gadżetów z logo miasta to margines tego, czym zajmują się urzędnicy w tym wydziale. Wydział zajmuje się przygotowaniem, organizacją i logistyką wszystkich miejskich imprez. Od pomysłu, przez wybór partnerów i podmiotów współpracujących, przygotowanie i podpisanie umów, po obsługę techniczną samego wydarzenia.To jeden z niewielu wydziałów, w którym normalnością jest praca popołudniami i w weekendy.

Łukasz Krupa. Fot. Jacek Nowacki
- Tak dużo imprez miasto organizuje? Chyba nie więcej niż Miejskie Centrum Kultury? Ze sprawozdań jego szefowej wynika, że MCK organizuje ponad tysiąc imprez rocznie.
- Nie znam takich statystyk i nie będę się licytować. Wiem jedno - potrzebna jest dobra współpraca wszystkich wydziałów i instytucji, które na co dzień zajmują się tym, co dzieje się w mieście. Ja taką współpracę deklaruję i na nią liczę. Wszyscy w tym zakresie mamy jeden cel. Bydgoszczan nie interesuje, kto jest dyrektorem jakiej jednostki i kto odpowiada za organizację poszczególnych eventów. Mieszkańcy chcą, żeby w mieście działo się jak najwięcej i żeby Bydgoszcz była atrakcyjna. Rolą urzędników jest tym oczekiwaniom, w miarę możliwości, w jak największym stopniu sprostać.
- Dotychczasowa „promocja” skierowana do mieszkańców była w minionych latach antyskuteczna. Jak wynika z „Diagnozy społecznej”, za prezydentury Rafała Bruskiego gwałtownie zaczęło spadać zadowolenie mieszkańców z życia w mieście i stale spada. W jaki sposób zamierza Pan odwrócić tę spadkową tendencję?
- Jednocześnie z 20% do 6% spadł odsetek mieszkańców niezadowolonych z działań lokalnej władzy. Znam wyniki tych badań. To obszerna diagnoza, która analizuje wiele obszarów życia mieszkańców. Jako bydgoszczanin od urodzenia, szczerze mówiąc, tych wyników dotyczących poziomu zadowolenia z życia w mieście nie rozumiem. Bydgoszcz jest doceniane przez inwestorów, bezrobocie wynosi zaledwie 4%. W mieście od lat realizuje się wiele inwestycji. Regularnie zwiększane są też środki na tzw. budżet obywatelski. W wielu kwestiach miasto prowadzi konsultacje społeczne, aby poznać opinie mieszkańców. Bydgoszczanie coraz liczniej spędzają wolny czas w centrum. Gołym okiem widać, jak Bydgoszcz pięknieje i zmienia się na lepsze. Docenia to każdy, kto wraca tu po kilku latach, a pozytywnie zaskoczeni są ci, którzy odwiedzają nasze miasto po raz pierwszy. Być może na docenienie przez samych bydgoszczan musimy poczekać do kolejnego badania. Wpływ na zmianę takiej oceny ma wiele czynników i wielu urzędników pracuje na to każdego dnia. Promocja to tylko jeden z elementów. Ja po prostu zamierzam dobrze i sumiennie pracować.
- Chyba wszystkie miasta w Polsce zaczęły pięknieć po 1990 roku dzięki inwestycjom i remontom. Ani więc to, ani budżet obywatelski, ani niskie bezrobocie nie odróżnia Bydgoszczy od innych aglomeracji. Ma Pan jakiś pomysł na promocję naszego miasta na zewnątrz?
- Tak jak wcześniej wspominałem, pojęcie promocji jest bardzo pojemne. Miasta podejmują różne działania w tym obszarze. Od działań czysto marketingowych, takich jak drogie spoty w ogólnopolskich mediach czy sponsorowanie pogody, przez promocję turystyki, po organizację eventów o zasięgu ponadregionalnym. Myślę, że Bydgoszcz powinna mieć kilka cyklicznych wydarzeń, dobrej jakości, atrakcyjnych - takich tylko naszych - jak na przykład „Ster na Bydgoszcz”, które przyciągałyby gości z całego regionu i sąsiednich województw. Dodatkowo uważam, że powinniśmy promować miasto w czasie dużych kongresów czy targów, które organizowane są w różnych częściach kraju. Kiedy byłem posłem, zorganizowałem na korytarzach sejmowych wystawę pt. „Bydgoszcz nieznana”. Widziałem naprawdę pozytywne reakcje i duże zaciekawienie. Bydgoszcz to piękne miasto, choć cały czas niedoceniane.
- Jakie miejsca w naszym mieście darzy Pan szczególnym sentymentem?
- Nie mam takich szczególnych miejsc. Uwielbiam naszą starówkę. Zwłaszcza wieczorem, kiedy wszystko jest pięknie podświetlone. Bulwary, most im. Jerzego Sulimy-Kamińskiego, Wyspa Młyńska, Opera, Fara… To prawdziwy salon miasta. Mamy się czym chwalić i wszyscy powinniśmy być dumni z Bydgoszczy.