– Kiedy ostatnio zwracano się do Macieja Eckardta: panie radny?
- Pierwszy raz w 2002 roku. Zostałem wówczas wybrany radnym sejmikowym w kadencji 2002-06.
– Co może radny sejmikowy?
- To samo, co miejski: głosować. Jego możliwości zależą od tego, czy jest w koalicji rządzącej, czy nie.
– Małe jest prawdopodobieństwo, że będzie pan teraz radnym koalicji rządzącej.
- Nie grozi to ani mi, ani jej.
– Pozostaje opozycyjny klub Miasto dla Pokoleń.
- Niewątpliwie jest mi najbliższy. Pod tym szyldem kandydowałem w wyborach. Muszę zobaczyć, co z tego klubu zostało. Rada Miasta daje możliwość bycia radnym niezależnym i kto wie, czy z tej możliwości nie skorzystam. Ale póki co, jest to dzielenie skóry na niedźwiedziu. Poczekajmy.
– O ile dobrze pamiętam, był pan w minionych latach, jako wicemarszałek województwa, częstym obiektem ataków, zwłaszcza ze strony ?Gazety Wyborczej?.
- Taka uroda mediów. Wcale mnie te ataki nie dziwiły. ?Gazeta Wyborcza? i ja nie jesteśmy kompatybilni ze sobą.
– Zarząd województwa pod kierownictwem Piotra Całbeckiego nie cieszy się w Bydgoszczy dobrą opinią.
- Trudno nie dostrzec, że Bydgoszcz czuje się pokrzywdzona i trudno, żeby te głosy do Torunia i marszałka Całbeckiego nie docierały. Częściowo mają one uzasadnianie, częściowo nie. To, że Toruń się rozpycha, jeśli chodzi o alokację środków unijnych, wcale mnie nie dziwi. To konsekwencja reformy administracyjnej, że władza samorządowa przeszła do Torunia, a władza państwowa została w Bydgoszczy. Toruń okazał się bardziej przewidujący. Paradoksem jest to, że województwo kujawsko-pomorskie wywalczyli bydgoszczanie, a teraz mają twardy orzech do zgryzienia. Dlatego potrzebują dobrego dziadka do orzechów.
– Ten dziadek miałby być z Bydgoszczy?
- Byłoby idealnie, ale tak nie będzie. Nie sądzę, żeby Toruń odpuścił marszałka.
– Przecież może w Toruniu zasiąść marszałek z Bydgoszczy.
- Powtórzę. Teoretycznie tak, praktycznie nie.
– Dlaczego? Radnych toruńskich jest mniej niż suma pozostałych radnych sejmikowych.
- Ilość to jedno, zdolność do budowy przewagi to drugie. Tę sztukę torunianie mają opanowaną dobrze. I nie jest to zarzut. To stwierdzenie faktu.
– W polityce nie używa się słów ?nigdy? i ?zawsze?.
- Zgadza się, dlatego mogę sobie wyobrazić marszałka z Bydgoszczy i wojewodę z Torunia, choć z dzisiejszej perspektywy jest to zupełnym science fiction.
– Włocławek nie ma żadnych zastrzeżeń do polityki prowadzonej przez Toruń?
- Z pewnością ma, bo oczekiwania zawsze są większe od możliwości. Natomiast kiedy przychodzi co do czego, wygrywa pogląd, że dla Włocławka lepszy jest wróbel w garści niż gołąb na dachu. Wróbel, to oczywiście Toruń.
– Czyli nie ma wyjścia.
- Jest. Działać, rozmawiać, lobbować. Bydgoszcz jest miastem, które ma problem z samym sobą. Gdyby miała na tyle silne przełożenie w Warszawie, jakie ma Toruń, to by była inna sytuacja. Trochę musimy się uderzyć w piersi. Miałem okazję obserwować, pracując w Urzędzie Marszałkowskim i przy okazji obserwując tamtejsze elity, że kiedy w Toruniu pada hasło Toruń, to tam idą wszystkie ręce na pokład. Kiedy w Bydgoszczy pada hasło Bydgoszcz, to jeden patrzy na drugiego podejrzewając, że każdy chce ugrać głównie coś dla siebie. Pod tym względem z Toruniem przegrywamy. I tak będzie dalej, dopóki Bydgoszcz nie wygeneruje z siebie elity działającej podobnie jak toruńska. Proszę mnie jednak nie namawiać na zdefiniowanie, co oznacza elita po bydgosku.
– Czym dla pana jest Bydgoszcz? Dzisiaj.
- Brzydkim kaczątkiem, które wciąż może stać się pięknym łabędziem.
– A Toruń?
- Miejscem, gdzie ten łabędź może znaleźć sobie łabędzicę.
– To baśniowa przyszłość. A teraźniejszość?
- Jesteśmy najsilniejszym ośrodkiem w województwie, ale z punktu widzenia infrastrukturalnego widać wyraźnie, że to Toruń zyskał najwięcej środków na swoje sztandarowe inwestycje, całkiem sensownie je wybierając. A Bydgoszcz? Będziemy mieli ładny most z Trasą Uniwersytecką, nowoczesne szpitale specjalistyczne, w tym szpital dziecięcy właściwie zbudowany od podstaw. Jest sporo innych zrealizowanych inwestycji, tyle że rozproszonych i niknących w optyce tak dużego miasta jak Bydgoszcz. W kameralnym Toruniu wygląda to inaczej. Nie można więc mówić, że nad Brdą nic się nie wydarzyło. Bydgoszczy to jednak nie zadawala i bardzo dobrze. Czasu nie cofniemy, ale w przyszłej perspektywie finansowej, wciąż mamy możliwość postawić na takie inwestycje, które dadzą nam wymierny efekt ekonomiczny, infrastrukturalny, naukowy i kulturalny. Potrzeba jednak jednego głosu z Bydgoszczy.
– Powstało stowarzyszenie Metropolia Bydgoska, które próbuje coś zmienić w tej relacji.
- Nie sposób go nie zauważyć. ?Metropolianie? należą do najbardziej zjadliwych krytyków Torunia, ale rezultaty tej krytyki nie przekładają się, póki co, na efekty. To, co się dzieje w relacjach bydgosko-toruńskich jest tak naprawdę funkcją tego, co się dzieje w Platformie Obywatelskiej. Dzisiaj PO ma pełnię władzy, więc wszelkie pytania o niewykorzystane szanse należy tam właśnie kierować, chociażby w kluczowej dla Bydgoszczy sprawie, jaką jest S5. Najbliższą okazją do oceny tego, co się w Bydgoszczy udało, a co nie, będą wybory samorządowe. Pozostał do nich rok.
– Niedawno zmaterializował się pomysł kampanii reklamującej bydgoskie firmy, które osiągnęły sukces.
- To miłe, ale odnieść można wrażenie, że miasto z braku własnych sukcesów, wiesza się na tych firmach i chce się przy nich ogrzać. Te firmy tak naprawdę rozwijają się pomimo, a nie dzięki temu, że kogoś w ratuszu wzrusza ich los. Swoją pozycję osiągnęły za sprawą pomysłowości i determinacji ich właścicieli, a nie dlatego, że im miasto w tym pomogło. Warto przypomnieć, że dzięki wpływom z CIT-ów, Bydgoszcz ma z tych firm nielichą kasę. Łaski więc nie robi.
– Bydgoszcz, to dobre miejsce do życia?
- Dobre, tyle że z badań, które co dwa lata przeprowadza zespół prof. Czapiewskiego wynika, że bydgoszczanie są na granicy depresji, natomiast w Toruniu mieszkają ludzie najszczęśliwsi w Polsce. To niesamowita dysproporcja, biorąc pod uwagę odległość obu miast.
– Z czego to wynika?
- Dobre pytanie. Chyba z braku wiary we własne możliwości oraz niejasnej wizji miasta, z którą mogliby się utożsamić mieszkańcy. Bydgoszcz jest miastem w miarę poprawnie administrowanym. Ale tylko administrowanym. To miasto cały czas broczy swoimi mieszkańcami. Część wyemigrowała za granicę, część opuściła nasze województwo po studiach i wcale nie zamierza wracać. Doskonale urządzają się w Poznaniu, Warszawie czy Trójmieście. Pod względem kapitału ludzkiego kurczymy się.
– Pozostańmy przy Bydgoszczy i tym, co się o panu mówi. Jest pan człowiekiem Całbeckiego?
- Nie. Nazywam się Maciej Eckardt i nie jestem ?czyimś? człowiekiem.
– Podobno słynie pan z antysemickich wypowiedzi.
- Proszę o przykład.
– Tak twierdzi jedna z lokalnych gazet.
- Jak się chce kogoś uderzyć, to kij się zawsze znajdzie.
– A jaki jest pana stosunek do narodu wybranego?
- Taki jak do wszystkich innych narodów. Pragmatyczny.
– To skąd zarzut antysemityzmu?
- Trudno powiedzieć. To słowo wytrych stosowane w polityce, kiedy chce się kogoś zdyskredytować. Moje poglądy łatwo sprawdzić, bo się z nimi nie kryję. Od 2005 roku prowadzę blog (www.eckardt.pl), na którym piszę o różnych sprawach, udzielam się także na Facebooku. Nie unikam spraw trudnych. Bardzo chciałbym zobaczyć podobne blogi bydgoskich radnych czy posłów. Niestety, nie ma takich.
– Są obecnie gorsze zarzuty, na przykład homofob.
- To prawda, strach być dzisiaj hetero.
– Czyżby odmawiał pan praw homoseksualistom?
- Gdzieżby znowu. Konstytucja gwarantuje im je w wystarczającym zakresie. Rezerwuję sobie jedynie prawo do posiadania i manifestowania swojej własnej estetyki, która zdecydowanie różni się od tej, jaką lansują środowiska gejowskie.
– Zmieńmy temat. Wierzy pan w zamach smoleński?
- Nie.
– To co to było?
- Tragiczny wypadek lotniczy, na który złożyło się cały szereg zaniedbań po stronie polskiej i rosyjskiej.
– To mało popularny pogląd na prawicy.
- Być może. Ale wyobrażam sobie, że obok prawicy smoleńskiej, może istnieć prawica niesmoleńska.
– Ma pan pomysł na siebie w radzie miasta?
- Najpierw musi się odbyć formalna procedura związana z tą całą nieprzewidzianą sytuacją. Po jej zakończeniu, chętnie wrócę do tego pytania.
– Dziękuję za rozmowę.