Maciej Obremski był cenionym znawcą kultury i sztuki. Niezwykle aktywnie, jako konserwator, działał na rzecz zachowania i ocalania materialnych zasobów kultury naszego regionu. I robił to z pasją. Nawet podczas towarzyskich rozmów nieustannie opowiadał o tych dworkach, kościołach i kościółkach, którymi się właśnie zajmował. Zawsze interesowali go ludzie związani z owymi dworami i kościołami. Był nieprzebraną skarbnicą anegdot z życia dawnej Bydgoszczy. Ach, te jego opowieści o mnichach, mieszczanach, Polakach, Niemcach, sarmackiej bucie i przepastnej wierze. I mówił o tych ludziach z zamierzchłej przeszłości zawsze ciepło, bo starał się nie osądzać, ale zrozumieć. Mówił jak o bliskich znajomych. Podobnie zresztą pisał o sztuce ? zawsze dzieło było częścią życia, było doświadczeniem Boga i relacji z innymi ludźmi.
Macieja Obremskiego pasjonował człowiek określający się przez sztukę i wobec sztuki siebie sam sytuujący. To zapewne spowodowało, że przyjaźnił się z wieloma artystami. Zajmowali go jako ludzie i twórcy. Był przy tym subtelnym i uważnym obserwatorem życia kulturalnego naszego miasta i województwa. Doskonale potrafił wypatrzeć wartość, ale też obojętnie przejść obok ludzi i dzieł bezwartościowych.
Zadziwiał połączeniem w jednej osobowości wysokich standardów kulturalnych i duchowych z ludycznością czy wręcz pospolitością. Pamiętam, jak namiętnie bronił, podczas jednej z rozmów ogrodowych krasnali jako wyrazu aspiracji kulturalnych ludzi, którzy jeszcze nie dojrzeli do cieszenia się dziełami bardziej wyszukanymi. Ta zdolność i otwartość na ową ludowość pomagała Maciejowi w kreowaniu działań w Bydgoszczy z pogranicza sztuki i ludowej właśnie emocjonalności. To Maciej Obremski wymyślił dla Bydgoszczy ?Przechodzącego przez rzekę? czy Mistrza Twardowskiego, pojawiającego się w oknie na Starym Rynku. Dobrze się czuł w ekspresjach ulicznych sztuki. Obraz, muzyka, architektura były dla niego zawsze częścią czyichś konkretnych aspiracji, marzeń i zwyczajnie, ludzkich klęsk. I, choć ciężko o tym mówić w takiej chwili, to powiedzieć chyba wypada, że w konfrontacji życia ze śmiercią z pasją opowiadał się za życiem, za działaniem, korektą, zmianą. Tak przynajmniej zawsze rozumiałem jego fascynację barokiem i Polską Sarmacką. Przerażona śmiercią epoka była jednocześnie jak najbardziej dynamiczna, otwarta na inne kultury. Barok to równie żarliwa modlitwa, co i biesiada ? i obie te formy ekspresji fascynowały Macieja. Towarzyskość i kontemplacja – doprawdy rzadko spotykany związek i powinowactwo w jednym człowieku. I nie bez znaczenia, jak sądzę, była dla Macieja sarmacka potrzeba wolności, prawa nawet do błędu i grzechu.
Pasją, której się oddawał było podróżowanie. Znał doskonale Rzym, Jerozolimę, Grecję. Jego polskość, wyznaczana przez wspomnianą sarmackość była niewątpliwie wzbogacona europejskością, zwłaszcza tą śródziemnomorską. Mówił o sobie, że jest bydgoszczaninem śródziemnomorskim. Już poważnie chory nie tracił wigoru i nadziei na to, że jeszcze będzie mu dane obcowanie z kulturą i krainami Morza Śródziemnego.
Tak aktywny człowiek jak Maciej Obremski pozostawił po sobie niewątpliwie wiele wspomnień: urzędników, artystów, polityków, zwykłych ludzi. Miał bowiem rzadki dar odciskania swej indywidualności w relacjach z ludźmi. Nie był po prostu letni, ani egoistyczny. Spotkanie, rozmowa z nim prowadziły do dalszych działań, rozbudzały nadzieję na coś ciekawego i interesującego. Macieja nie spotykało się po to, żeby jałowo spędzić czas, ale po to, żeby czas czymś konkretnym owocował: jakimś działaniem, planami, pomysłami.
No, cóż, nie będzie już spotkań z Maciejem Obremskim.
Pogrzeb Macieja Obremskiego odbędzie się 24 kwietnia, czyli w piątek, o godzinie 13.00 w Ostromecku.