- Kiedy człowiek jest zajęty szukaniem chwytów i stopni, to cała uwaga jest wyłącznie skierowana na to, żeby nie popełnić żadnego błędu, bo margines popełniania błędów jest w takich sytuacjach wyjątkowo wąski – wyjaśnił Maciej Rewakowicz, odpowiadając na pytanie, jakie myśli go nachodzą, kiedy znajduje się na skale nad przepaścią. Jednak spotkanie w galerii przy ul. Krasińskiego nie było poświęcone wspinaczkom, ale opowieści o tym, gdzie szukać schronienia w górach. Okazało się, że schronisko to tylko jedno z miejsc, gdzie można ukryć się przed śnieżycą, mrozem, wiatrem i się przespać.

Znany bydgoski lekarz opisał wszystkie możliwe miejsca schronienia, a opisom towarzyszyły wspomnienia, anegdoty oraz porcja informacji natury historycznej, obyczajowej, topograficznej bądź architektonicznej, co sprawiało, że słuchało się jego opowieści z niegasnącym zainteresowaniem.

Miejscem schronienia w górach przez całe wieki była i pozostaje do dzisiaj koleba pod kamieniem. Bohater spotkania sfotografował i zaprezentował na wystawie kolebę w Tatrach słowackich, w której wielokrotnie sypiał. Uczestnicy wernisażu dowiedzieli się również, że ta koleba jest słynna i zabytkowa. Pod koniec XVIII wieku spędził tutaj noc Robert Townson, słynny angielski podróżnik. Nie można powiedzieć, że spał. Rozpalił przed kolebą ognisko i siedział przy nim z dwoma pistoletami w rękach, ponieważ naprzeciwko rozłożyli się rozbójnicy. Anglik uprzejmie z nimi rozmawiał, ale na wszelki wypadek przez całą noc nie zmrużył oka.

- To jest moja ulubiona koleba, w mojej ulubionej dolinie, Dolinie Zimnej Wody. Znajduje się między schroniskiem Zamkowskiego a chatą doktora Ődona Téryego – lekarza z Budapesztu , który był pierwszym zdobywcą Pośredniej Grani, mojego ulubionego szczytu. Był on inicjatorem budowy schroniska, które udało się ukończyć w 1889 roku, a oficjalnie oddano je w 1899 roku. To kamienne schronisko wybudowane według projektu Gedeona Majunkego, węgierskiego turysty i znawcy Tatr. Obaj ci Węgrzy byli członkami Węgierskiego Towarzystwa Karpackiego – Magyarországi Kárpát Egyesület, tak się ono nazywało po węgiersku. To była potężna organizacja. Wybudowali mnóstwo schronisk i byli partnerami Polaków, polskich taterników po południowej stronie Tatr, czyli stronie węgierskiej. Dzisiaj mówimy po stronie słowackiej. Słowacja była w granicach państwa węgierskiego przez około 900 lat – to porcja informacji dodatkowych, jakich udzielił dr Rewakowicz przy okazji omawiania koleby jako miejsca schronienia w górach.

Ponieważ przybliżył, posługując się taką dygresyjną narracją, wiele innych obiektów i zdarzeń, zrozumiałe jest chyba, że nie da się w krótkiej relacji odtworzyć jego opowieści, a tym bardziej jej klimatu. Dla porządku wyliczyć należy miejsca, które w górach mogą zapewnić schronienie i o których opowiadał dr Rewakowicz. Są to, oprócz koleby, okap skalny, pieczara, szałas pasterski, namiot, schronisko, schron, a w sytuacjach ekstremalnych jama śnieżna. Pierwszy nocleg w kolebie bohatera spotkania wyglądał w ten sposób, że nogi włożył do plecaka, a leżał na rozłożonych przewodnikach Henryka Paryskiego (zawsze nosił przy sobie wszystkie jego przewodniki, czyli kilkanaście).

O uroku pozostałej części spotkania niech zaświadczą poniższe fragmenty opowieści Macieja Rewakowicza.

Czasami są w nocy wizyty nieproszonych gości, ale jak ma się dobry nóż myśliwski – ja miałem taki kordelas na dziki – to zawsze można dojść do ładu.

Miałem zaszczyt w tym schronisku wywalczyć sobie czekanem oraz uprzejmymi perswazjami miejsce pod stołem.

Przejść salą jadalną jest dość trudno, bo człowiek idzie, a tam głowa, tu nogi, ludzi jest dość dużo na podłodze, więc trzeba to robić umiejętnie.

Jeżeli ktoś przyjdzie w nieodpowiednich butach, w nieodpowiednim sprzęcie, to może różne rzeczy pokazywać, nie dadzą mu kluczy. Musi się poruszać i zachowywać jak alpinista.

Każdy mężczyzna musi przynajmniej trzy razy w życiu zobaczyć Morskie Oko. Najpierw jako wnuczek, potem jako ojciec, a w końcu jako dziadek.