Kiedyś, pół żartem, pół serio, wybierającego się na demonstrację do Warszawy, na protest w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego, przewodniczącego Zarządu Regionu NSZZ ?Solidarność? Leszka Walczaka, zapytałem, czy podczas demonstracji, która miała przejść pod kancelarią premiera, zapłoną opony, powstanie koczowisko protestujących, może coś poleci w stronę rządowych budynków, może powstanie miasteczko, jakaś barykada. Przewodniczący uśmiechnął się. I coś żartobliwie odpowiedział. Potem widziałem w telewizji tysiące ludzi idących ulicami Warszawy. Do tego w głównych serwisach informacyjnych wiodących stacji telewizyjnych usłyszałem niechętne protestującym komentarze polityków rządzącej koalicji. Protestujący wrócili do swoich miast i miasteczek.

Później ten sam Leszek Walczak zorganizował zabawną imprezę, już w Bydgoszczy ? Apel poległych obietnic: były trąbki, gwizdki, trochę zabawnych przekomarzanek z rządzącymi i to wszystko.

Piszę o tym jakby w cieniu tego, co się zdarzyło na Ukrainie. I co jeszcze się tam może zdarzyć. Otóż nie chciałbym, żeby w Polsce polała się krew, żeby płonęły budynki i samochody. Ale chciałbym, żeby rządzący poczuli większą siłę społeczeństwa. Nie tylko gwizdki, flagi, śpiewy. Ale prawdziwą siłę. I żeby władze miały pewność, że nie mogą pogardzać ludźmi, że jeśli ludzie zbiorą dwa miliony podpisów, to nie można ich tak sobie wyrzucić do kosza i gadać jak premier, że weźmie to na klatę. Władza w Polsce, podobnie zresztą jak w innych krajach, rozumie protesty mające pewną siłę i agresję. Rządzący w demokratycznych krajach przyzwyczaili się do pokojowych pochodów i coraz częściej sprawiają wrażenie, że mają gdzieś nawet setki tysięcy pokojowo demonstrujących ludzi. A niech sobie chodzą, pośpiewają, pokrzyczą. Co nam, władzy, to szkodzi. Gdyby władze wiedziały, że ludzie nie zejdą z ulic po prowokacjach policyjnych takich jakie miały miejsce na przykład w Polsce podczas Marszów Niepodległości, wówczas byłyby bardziej oględne.

Wielu ludzi, z którymi rozmawiam, podziela ten pogląd ? zbyt łagodne demonstracje w Polsce wyczerpały swoje znaczenie, bo władza na nie nie reaguje. Wielkie protesty ?Solidarności? w 2013 roku zbywano lekceważeniem. Marsze w obronie emerytur zostały przez rządzących też zignorowane. Tysiące ludzi domagających się oddania miejsca na multipleksie dla Telewizji Trwam bardzo dlugo było całkowicie ignorowanych przez decydentów. A gdyby… A gdyby te protesty, demonstracje były twardsze, z paleniem opon, z zajmowaniem budynków publicznych? Przypuszczam, że wtedy władza byłaby bardziej skora do rozmów i konsensusów.

Nie życzę mojemu krajowi, powtórzę, krwi na ulicach, ale przypuszczam, że jeden z wniosków z Majdanu jest taki ? z władzą trzeba rozmawiać ostrzej, czasem może wręcz brutalnie, bo władza, jak świat długi i szeroki, jest gotowa słuchać tylko tych, którzy są twardzi, mocni i nieugięci. Podejrzewam, że do takich wniosków, jakby w cieniu Majdanu może dochodzić dziś wielu ludzi w Polsce; tych pomijanych w debacie publicznej, wyszydzanych i lekceważonych, bo nie pokazali dotąd swojej siły. Kto wie, czy w najbliższych miesiącach nie zechcą tej siły pokazać.