W 2010 roku Marcin Kowalski napisał tekst pt. ?Bydgoska Watergate – podsłuchy wojewody?, a trzy lata później musi za treści zawarte w tym artykule przeprosić Aleksandrą Plucińską.

Przypomnijmy, że tekst autorstwa Kowalskiego, który ukazał się w czerwcu 2010 roku w bydgoskim dodatku ?Gazety Wyborczej?, przyniósł sensacyjną informację, iż przy pomocy nowoczesnej centrali telefonicznej inwigilowano pracowników K-PUW. Jednocześnie znalazły się w nim sugestie, że za tą sprawą stoi była dyrektor generalna Aleksandra Plucińska, a ta uznała, że jedyną możliwością obrony dobrego imienia będzie wytoczenie procesu Marcinowi Kowalskiemu i Agorze, czyli autorowi artykułu oraz wydawcy?Gazety Wyborczej?.

Sprawa inwigilacji okazała się wyssana z palca, gdyż, jak stwierdziła prokuratura, żadnych podsłuchów w Urzędzie Wojewódzkim nie było. Pomimo tego sąd pierwszej instancji oddalił powództwo, czyli mówiąc językiem potocznym, uznał, iż Plucińska nie powinna się czepiać dziennikarza.

Innego zdania był Sąd Apelacyjny w Gdańsku. W całości uchylił wyrok Sądu Okręgowego w Bydgoszczy. Nie tylko uznał, że naruszono dobra osobiste oszkalowanej urzędniczki, ale także stwierdził, iż dziennikarz musi ją przeprosić za to, co powypisywał. I jeszcze zapłacić odszkodowanie.

Aleksandra Plucińska nie kryła radości. – Cieszę się, że nie można bezkarnie konfabulować ? powiedziała nam, po uzyskaniu informacji o postanowieniu sądu.

Kowalski i Agora, każdy oddzielnie, muszą umieścić w ?Gazecie Wyborczej? przeprosiny oraz zapłacić Plucińskiej 10 tys. zł.