Jacek Soliński opowiedział publiczności zebranej w Galerii Autorskiej o metafizycznych inspiracjach własnej twórczości; o towarzyszącym tworzeniu skupieniu i samotności. Mówił: – Każdej jesieni od 1986 roku przygotowuję w Galerii Autorskiej swoją ekspozycję linorytów. Dlaczego w tym ?miejscu?? Może dlatego, że czuję się tu bezpiecznie, oddalony od napięć i zgiełku pielęgnuję swoją autonomię. Upływ czasu uwiarygodnił tę motywację. Rok po roku zastanawiam się nad powtarzalnością swoich urodzinowych wystaw. Co oznacza ta konsekwencja? Czy potrafię to wyjaśnić? W jakimś sensie żyję wyobrażeniem rzeczywistości, która nigdy nie nastąpi. Dlaczego? Bo każde kolejne dążenie przemija stając się przeszłością, która jest zawsze inna, a jednak pracuję w przeświadczeniu, że ten rytm do czegoś mnie prowadzi, coś otwiera. Po dwudziestu sześciu latach kontynuowania październikowych wystaw, muszę wyznać, że pory dnia i pory roku zyskały dla mnie nowe znaczenie i układają się w ciągłość jednego doświadczenia.
W odrobinę egzaltowanym tonie o twórczości Jacka Solińskiego opowiadała Hanna Strychalska, która zwróciła uwagę na egzystencjalne źródła twórczości bydgoskiego plastyka i animatora kultury: – Maskuje swoje zagubienie, lęk i osamotnienie, skupiając się na drobnych czynnościach. Ale wobec tej nieodgadnionej przestrzeni, urastają one do miary symbolu. Świadczą o jego ? Człowieka, obecności. Zresztą wykonuje je od zawsze. Wpisał je w rytm życia. Z przekonaniem więc wbija gwóźdź w powietrze. Z cierpliwością pedanta poprawia nogawkę spodni. Precyzyjnie przebija łódź, w której stoi. Przy tym, znowu natęża się cały, i? doprowadza do tymczasowej zmiany, przesunięcia wielkości kwantowej w trwałej, skomplikowanej i doskonałej Geometrii. Człowiek wnika w przestrzeń i wyłania się z niej. Czyni to naturalnie. Zawsze to przeczuwał, a od dawna już wie, że jest częścią Natury. Stworzony z tych samych cząstek elementarnych, co Wszechświat w momencie wybuchu. Jest chemiczną układanką, z którą wszystko co istnieje, może odnaleźć pokrewieństwo. I jemu, Człowiekowi, bliskie wydaje się to, co go otacza. Choć czuje wyraźnie, że to go przerasta. Krople deszczu, słowa, jędrne kłącza, ptasie stado, liście, muszle, owadzie skrzydła, gwiezdny pył, wilgotne grudki ziemi, skrzydła aniołów, poszumy wiatru i skalne strzępy. Człowiek wchodzi w chaos wycinków rzeczywistości.
Znacznie bardzie wstrzemięźliwy w swej wypowiedzi był Robert Mielhorski, którego tekst przygotowany na otwarcie wystawy odczytał Mieczysław Franaszek. Mielhorski skupił się na metafizycznych poszukiwaniach Boga w procesie twórczym Jacka Solińskiego oraz usytuowaniu poszukiwań twórczych w kontekście materii sztuki i formuł wypowiedzi plastycznej. I ciekawie o tym opowiadał: – Osoba, jednostka, bohater linorytu, także w relacji do Boga, wskazuje na wagę całości istnienia, a nie tylko świata materii. W przypadku odczytania prac Jacka Solińskiego widzę dwa problemy: pierwszy ? to relacja jego, artysty, do samego wytworu kreacyjnego (linorytu); drugi ? to stosunek człowieka do substancji rzeczywistej i, co najważniejsze: metoda jej odczuwania – jej ?przymierzania? do samego siebie. Zaraz za przestrzenią i człowiekiem, a może raczej – człowiekiem i przestrzenią, wyłania się kwestia wyobraźni i kreacji. To, w jaki sposób odnosimy się do istnienia naszego i otaczającego świata, w znacznym stopniu uzależnione jest od kreacyjnej mocy (a może daru?) wyobraźni. Jacek Soliński być może mógłby potwierdzić tę tezę stawianą wobec jego grafik, w których nadrzędną rolę odgrywa koncept. Koncept, błyskotliwość, inteligencja w organizowaniu planu dzieła i wrażliwość widoczna w opisie swego własnego postrzegania realności duchowej i materialnej na płaszczyźnie linorytu.
Niezwykle ciekawe wystąpienie miał Bogdan Chmielewski, który mówił o dynamice linorytów Jacka Solińskiego, o ich istnym fermencie metafizycznym wyrażanym przez ruch; zapytywał wręcz ? jak to możliwe, że wyciszony, skupiony Jacek Soliński tworzy linoryty, w których aż kipi od ruchu?
Z dużym znawstwem Chmielewski prezentował liczne zabiegi graficzne służące ruchowi i dynamice zdarzeń prezentowanych w linorytach Solińskiego. Linie, dowodził Chmielewski, u Solińskiego nie są stateczne, lecz wprowadzają dynamikę, są pierzaste, szablaste, liściaste. Fachowość Bogdana Chmielewskiego została nagrodzona przez publiczność gromkimi oklaskami.