Monodram i wystawę fotografii anonsował Jacek Soliński. Przypomniał, że cykl trzech monodramów opracowany został przez Mieczysława Franaszka na podstawie prozy Erica Weinera, amerykańskiego dziennikarza żydowskiego pochodzenia ? owo pochodzenie nie jest bez znaczenia, o czym za chwilę.

Dwa monodramy poświęcone były islamowi i buddyzmowi. Franaszek prezentował je już w Galerii Autorskiej. Trzeci przedpstryk odnosi się do życia świętego Franciszka z Asyżu.

Monodram zaprezentowany przez Franaszka jest opowieścią o neurotycznym poszukiwaniu przez współczesnego człowieka tożsamości i wiary. Na scenie mieliśmy istnego Woody Allena, żydowskiego inteligenta zagubionego w świecie celebrytyzmu i konsumpcji. Franaszek z dużą zręcznością prowadził swego bohatera po mieliznach współczesnego świata. Pokazywał, że człowiek bez wymiaru metafizycznego jest wydmuszką, przedmiotem gry wielkich procesów ekonomicznych, medialnych, politycznych. I staje się czymś statystycznym, nieludzkim. Bohater Franaszka, ów zagubiony w świecie Żyd, jest samotny, pozbawiony istotnego ludzkiego wymiaru wieczności i zdany na łaskę a częściej niełaskę doraźnych wydarzeń.

Znakomicie zaprezentował bydgoski aktor wydobywanie się owego człowieka z czeluści banalnego i powierzchownego życia. Oto bowiem jeden z nas, jeden z wielu współczesnych ludzi zostaje skonfrontowany ze świętością, z tajemnicą ludzkiego bytowania na ziemi. Oto zwykły przechodzień spotyka na swej drodze świętego Franciszka z Asyżu. Przyznajmy, świętego niebanalnego. Świętego trubadura, żołnierza, bawidamka, ascetę, mędrca ? a wszystko to w jednym człowieku, w jednej biografii. Jakże w gruncie rzeczy ten św. Franciszek z XIII wieku jest nam bliski i do nas podobny. Uganiał się za sukcesami, blichtrem, a jednocześnie potrafił przezwyciężyć oblepiającą nas zewsząd pospolitość. Franaszek pokazał człowieka w drodze do Boga; człowieka potykającego się, gubiącego drogę, czasem śmiesznego, choć i tragicznego w swoim osamotnieniu, człowieka będącego własnością swego samochodu i karty kredytowej.

Zapadające w pamięć widza są te fragmenty monodramu, w których grający właściwie wśród publiczności, a nie na scenie Franaszek pokazuje człowieka zagubionego w epoce informatycznej. To taki Prostaczek Woltera w czasach telewizji satelitarnej i Internetu. Prostaczek wracający do podstawowych pojęć: dobra, zła, miłości, Boga. To człowiek po katastrofie globalizmu; człowiek biorący ponownie odpowiedzialność za siebie i świat.

Wiara w Boga w monodramie prezentowanym przez Franaszka nie jest egzaltacją, lecz pewną praktyką, umiejętnością bycia człowiekiem. Tak jak trzeba umieć prowadzić, powiedzmy, samochód, tak też człowiek winien umieć prowadzić swoje życie.

W nawale postmodernistycznej blagi proza Weinera w interpretacji Franaszka broni się znakomicie pewną pokorą dociekań.

Fotografie Jakuba Kaji i Mieczysława Franaszka wyraźnie korespondowały z treścią i wymową monodramu. Były to przede wszystkim fotografie z zakonu kamedułów w Krakowie. Na tych zdjęciach udało się uchwycić panującą w zakonie ciszę i kontemplację, czyli coś naprawdę rzadkiego w naszym rozgadanym świecie.