Wybory samorządowe odbędą się dopiero jesienią, ale kampania wyborcza, przynajmniej jeśli chodzi o urząd prezydenta miasta, trwa w najlepsze. Rafał Bruski, Roman Jasiakiewicz oraz Bogdan Dzakanowski to oficjalnie nie zgłoszeni, ale starający się zyskać elektorat kandydaci. Przyglądając się ich działaniom, znaleźliśmy błędy, których skutkiem może być utrata potencjalnych wyborców.

Rafał Bruski zaczął kampanię wyborczą już jakiś czas temu. Można precyzyjnie określić moment, gdyż od tamtego dnia ma przyklejony uśmiech do twarzy podczas wszystkich publicznych wystąpień. To wydaje się nie najlepszy pomysł pijarowski. Ludziom naprawdę żyje się pod rządami Platformy Obywatelskiej niełatwo, więc widok zadowolonego z życia przedstawiciela tej partii może ich tylko rozwścieczyć. Zwłaszcza byłych pracowników ZACHEM-u.

Prezydent był krytykowany za zaniechanie organizacji miejskiego sylwestra, więc w tym roku miejski sylwester został zorganizowany. Nawet w ?Teleexpresie? go pokazali. Taki był oryginalny. Żadnych tłumów na Starym Rynku, tylko pięć namiotów, gdzie bydgoszczanie ze słuchawkami na uszach mogli bawić się sami z sobą. Ma się nieodparte wrażenie, że zwolenników tradycyjnego podrygiwania w otoczeniu tłumu jest w Bydgoszczy więcej niż oryginałów gustujących w cichym sylwestrze bez lampki szampana o północy.

Trudno zrozumieć, dlaczego Rafał Bruski wsłuchuje się w dyrektywy płynące z łam ?Gazety Wyborczej?. Powinien pamiętać, że partia, której ta gazeta była nieformalnym organem prasowym, w kolejnych wyborach dostawała coraz mniej głosów aż w końcu zniknęła z powierzchni ziemi. Chyba więc lepiej nie stosować się do zaleceń ideologów tego pisma. Oczywiście, jeśli myśli się poważnie o reelekcji.

Prezydent powinien też stosować się do rzymskiej maksymy: quidquid agis prudenter agas et respice finem. Na co było oddawać do użytku Trasę Uniwersyteckiej akurat 12 grudnia? Nie można było poczekać dwa dni? To nie było roztropne.

Roman Jasiakiewicz zaczął kampanię wyborczą z chwilą, gdy został przewodniczącym rady miasta. Można zrozumieć, że osoba, która kandydowała w 2002 roku w pierwszych bezpośrednich wyborach na prezydenta i liczyła na sukces, wykorzystując plakaty z Leszkiem Millerem, stara się obecnie przysposobić do siebie przyjaźnie elektorat prawicowy. Roman Jasiakiewicz pojawia się więc na wszystkich patriotycznych uroczystościach. Czasami jednak, chcąc zyskać popularność, ociera się o populizm.

Skrajnie populistyczny był list, który Jasiakiewicz rozesłał do mediów, atakując wściekle Stowarzyszenie Bunkier – pomysłodawcę upamiętnienia tablicą informacyjną miejsca na Wzgórzu Wolności, gdzie stała Wieża Bismarcka. I doczekał się reakcji, a klapsa wymierzył mu Robert Szatkowski. Media opublikowały karcący list prezesa Stowarzyszenia Bydgoski Wyszogród, w którym znalazły się słowa: ?Dziwi mnie tak duży atak wykorzystujący animozje historyczne. Do tej pory Pan Przewodniczący Jasiakiewicz, nie wykazywał wielkiej troski o poprawność historyczną. Okazywanie świętego oburzenia na kilka miesięcy przed wyborami wygląda dość podejrzanie i niepoważnie. A robienie z siebie Wielkiego Troskliwego Ojca Bydgoszczy i przeprowadzenie potężnego ataku na niewielkie stowarzyszenie, które zrobiło wiele dobrego dla Bydgoszczy jest bardzo smutne.?

No cóż, Roman Jasiakiewicz zachował się nieroztropnie, więc ma za swoje. Poza tym, po co wywoływać wilka z lasu? Jaki był jego stosunek do pomnika na Starym Rynku, gdy pełnił funkcję prezydenta Bydgoszczy? Pamiętał wówczas o martyrologii związanej z tym miejscem?

Bogdan Dzakanowski przypomniał o sobie w zeszłym roku, gdy zbierano podpisy pod wnioskiem o zmniejszenie stawki za wywóz śmieci. Był koordynatorem tej akcji. Podpisów zebrano 12 tysięcy. To był sukces. Gdyby to Dzakanowski koordynował akcję zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie zlikwidowania Straży Miejskiej, prawdopodobnie takie referendum by się odbyło.

Szansę na publiczny rozgłos dał Bogdanowi Dzakanowskiemu prezydent Bruski, otwierając most w momencie, gdy jeszcze obowiązywała uchwała Rady Miasta nadająca mu nazwą. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Prezes Bydgoskiej Ligi Rodzin stał się dla grupy bydgoszczan bohaterem, gdyż ciągała go na przesłuchania policja. Innym mieszkańcom naszego miasta spodobał się, gdy wprowadził policję w zakłopotanie swoją znajomością przepisów.

Bogdan Dzakanowski stracił na popularności podczas uroczystości oddania do użytku nowego mostu, który nie wiadomo jak należy nazywać. Nie dlatego, że przebrał się za Mikołaja i zagłuszał dzwonkiem prezydenta. Dzakanowski nie przewidział, że Bruski zaprosi go do mikrofonu. Kiedy więc mógł przemówić, nie miał niczego tłumnie zebranym mieszkańcom do powiedzenia. To błąd. Brak przezorności. Quidquid agis prudenter agas et respice finem.