Kilka słów do tych, którzy zapomnieli, albo nie chcą już pamiętać.

Nieszczęśliwy los padł również na mnie. Ze słowami „Ach, jak żal mi żony i dzieci, które osierocam” udałem się na koniec bloku. Miałem iść do celi śmierci. Te słowa słyszał ojciec Maksymilian. Wyszedł z szeregu, zbliżył się do "Lagerfuhrera" Fritzscha i usiłował ucałować go w rękę. Fritzsch zapytał tłumacza: Czego życzy sobie ta polska świnia? O. Kolbe wskazując ręką na mnie, wyraził swoją chęć pójścia za mnie na śmierć. Fritzsch ruchem ręki i słowem „niech wyjdzie”, kazał mi wystąpić z szeregu skazańców, a moje miejsce zajął o. Maksymilian Kolbe – wspominał po latach Franciszek Gajowniczek, który został ocalony dzięki mężnej postawie o. Kolbego.

W czasie II wojny światowej zginęło blisko 3 tysiące polskich duchownych (co piąty ksiądz diecezjalny oraz blisko 700 zakonników i sióstr zakonnych), w obozach znajdowało się 4 tys. księży i zakonników oraz 11 tys. sióstr zakonnych (odpowiednio około 22% i 65% ogółu całego polskiego duchowieństwa). Celem Niemców była całkowita zagłada polskiej inteligencji. Hitler wiedział, że nie byłoby to możliwe bez eksterminacji duchowieństwa, które przez wieki – szczególnie w czasach zaborów – stanowiło ostoję polskości, pielęgnując ducha patriotyzmu i przynależności narodowej.

Na pomoc starszym braciom w wierze

Co więcej polski Kościół, pomimo dotykających go prześladowań, aktywnie włączał się w ratowanie ludności żydowskiej przed Holokaustem. Bardzo liczni duchowni osobiście dawali schronienie Żydom. Praktycznie każdy żeński klasztor stanowił kryjówkę dla ludności żydowskiej. Samo zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rodziny Marii dawało schronienie, dla co najmniej 500 żydowskich dzieci. Z kolei, z relacji Ireny Sendlerowej wiemy, że w szeroko zakrojonej akcji ratowania 1200 żydowskich dzieci brało udział około 200 klasztorów. Wspomniany już św. Maksymilian Kolbe, oskarżany przed wojną o antysemityzm, na teren Niepokalanowa przyjął około 1,5 tysiąca Żydów, co też stało się przyczyną jego uwięzienia.

W świetle ostatnich badań (projekt „Księża dla Żydów”) szacuje się, że w pomoc Żydom zaangażowanych było ponad 1000 polskich księży, około 3600 zakonnic oraz przynajmniej 16 z 20 biskupów, którzy we wrześniu 1939 roku pozostali na swoich diecezjach.

Ostoja polskości

Koniec wojny nie położył kresu prześladowaniom Kościoła, który stanowił jedyną niezależną i opozycyjną wobec władz instytucję w Polsce. Dość popularne w powojennym okresie były pokazowe procesy duchownych oskarżonych o rzekomą współpracę z hitlerowcami, czy szpiegostwo na rzecz Zachodu. Właśnie takie zarzuty zostały postawione biskupowi Czesławowi Kaczmarkowi, który po 30-miesięcznym procesie i długotrwałych torturach, został skazany w 1953 roku na 12 lat więzienia. Biskup Kaczmarek jeszcze w czasie wojny zasłynął z szeroko prowadzonej działalności charytatywnej (60 % wydatków diecezji) oraz pomocy, jaką niósł Żydom, czy nawet sowieckim jeńcom przetrzymywanym w niemieckim obozie na Bukówce w Kielcach. Łącznie w latach 1946 – 1956 represjonowanych i przetrzymywanych w aresztach było około 2000 kapłanów (20% polskiego duchowieństwa) z głową polskiego Kościoła Prymasem Stefanem Wyszyńskim na czele.

Mimo rozlicznych szykan, sfingowanych procesów, grabieży majątku kościelnego i utrudnień administracyjnych polscy duchowni nie ustawali w wytężonej duszpasterskiej pracy, w wielu wystąpieniach przeciwstawiając się deptaniu ludzkiej godności przez komunistyczne władze. Jeszcze przed ogłoszeniem stanu wojennego, a później w jego trakcie oraz po zniesieniu, wielu księży (ok. 100) bezpośrednio zaangażowało się w działania „Solidarności”, kapłańską posługą aktywnie wspierając represjonowanych opozycjonistów. Sześciu z nich zostało zamordowanych w latach 80. Ostatnie zabójstwa miały miejsce jeszcze w 1989 roku. Ks. Sylwester Zych zginął trzy miesiące po zakończeniu obrad przy „Okrągłym Stole”.

Ostatni bastion

Mimo przeobrażeń ustrojowych, Kościół, niezłomny i nieugięty w swojej obronie tradycyjnie pojmowanej rodziny oraz życia poczętego, nadal pozostał głównym obiektem ataków liberalno-lewicowego establishmentu. Władze PRL-u, które za sprawą porozumień okrągłostołowych nie zostały pociągnięte do żadnej odpowiedzialności za zbrodnicze czyny, nadal, tym razem już nieoficjalnie, wpływały na poczynania i decyzje demokratycznie wybranych przywódców państwa polskiego. Najważniejsze narzędzia kreowania opinii publicznej - media - de facto pozostały w rękach komunistów.

Nowe realia wymusiły nowe środki działania, które jak pokazuje dzień dzisiejszy, okazały się dużo skuteczniejsze niż te, oparte na fizycznej przemocy. Strategia osłabienia autorytetu moralnego duchowieństwa poprzez pomówienia, czy tzw. fake newsy, stosowana już nagminnie w czasach PRL-u, weszła w nową fazę, osiągając niespotykaną dotąd skalę.

Walka z Kościołem przybrała formę medialnych manipulacji. Jako przykład może posłużyć nagłaśniany w ostatnich latach, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, temat pedofilii wśród księży. Według analiz przeprowadzonych przez niezależny ośrodek badawczy John Jay College of Criminal Justice, w latach 1950–2002, gdy w USA pracowało 109 tys. księży, o przewinienia seksualne w stosunku do nieletnich oskarżono 4 392 kapłanów. Prawomocnymi wyrokami skazano około 100. Przy czym, 78 przypadków dotyczyło nadużyć w stosunku do osób już poza wiekiem określanym w prawie jako dziecięcy. Nie przeszkadzało to, i nadal nie przeszkadza mediom wmawiać społeczeństwu, że to duchowni są największym zagrożeniem dla dziecięcej niewinności (choć statystyki pokazują zgoła coś zupełnie innego: na 1000 pedofilów, ok. 400 to homoseksualiści oraz 1 ksiądz).

Jak zauważył ostatnio red. Piotr Lisiewicz, tak dziś napiętnowany kler, to nasz największy skarb w walce z dwudziestowiecznymi totalitaryzmami: nazizmem, komunizmem, czy genderową poprawnością polityczną. To Kościół pozostaje pierwszą i ostatnią linią obrony przed wszystkimi dewiacjami i polityczno-społecznymi absurdami, które już na dobre zagnieździły się w Zachodnim świecie. W brew temu, co mówią liberalni ideolodzy, to właśnie trwanie Kościoła Katolickiego jest gwarantem naszej niezależności i wolności w podejmowanych na co dzień wyborach. Dlatego troska o jego dobro, jego instytucjonalny byt, oraz jego kapłanów, staje się dzisiaj obroną naszej własnej tożsamości. Czas zacząć spłacać dług wdzięczności wobec tych, którzy przez lata bronili naszej godności, niezależnie od wyznawanego światopoglądu, czy koloru skóry, często składając w ofierze swoje własne życie.

Mateusz Soliński

/pełna wersja tekstu dostępna tutaj: http://polskimagazyn.uk/nasz-kler/