Jerzy Zegarliński, ur. 1949 w Gliwicach, ukończył Uniwersytet Wrocławski z dyplomem archeologa. Uprawia fotografię kolorową. Szczególny okres aktywności twórczej przypadł na czas kilkuletniego pobytu (w latach 80.) w Stanach Zjednoczonych. Jest autorem 25 wystaw indywidualnych, uczestniczył w wielu wystawach zbiorowych. Od początku lat 90. współpracuje z Galerią Autorską Jana Kaji i Jacka Solińskiego. Jest pomysłodawcą i współorganizatorem Przeglądów Fotografii Bydgoskiej (od 1995). Prowadzi firmę impresaryjno-artystyczną ?Zegart? zajmującą się organizacją wystaw.
Primaaprilisowy dokumentalista
Znam Jerzego Zegarlińskiego już 20 lat, a wciąż jeszcze mnie zaskakuje. Na czym to polega? Trochę pewnie na przekornej naturze fotografika, a trochę na stale młodzieńczym i nieco przewrotnym podejściu do otoczenia. Artysta, mimo swojego znaczącego dorobku, nie poprzestaje na udanych pomysłach i rozwiązaniach formalnych. Wciąż szuka nowych środków przekazu i nowych sposobów prezentacji. Jest twórcą, który unika powagi, co nie oznacza, że nie porusza tematów poważnych. Jako organizator wielu wystaw dobrze wie, że forma przekazu musi intrygować, przyciągać, a więc być absorbująca. Zegarliński jako swój motyw obecności wybrał ludyczność. Może uczynił tak dlatego, że przyjęta żartobliwa formuła działania pozwala mu zachować dystans wobec świata i fotografowanych rzeczy oraz zjawisk?
Punktem wyjścia dla Jerzego są anomalia naszej ? szeroko pojętej ? rzeczywistości. Można powiedzieć, iż artysta przyjął ?zawód? błazna uprawiającego fotografię, by w ten sposób nadać jej wieloznaczny charakter. Formuła żartu, którego społeczno-zwyczajowe reminiscencje bywają komentarzem do życia publicznego, najpełniej odpowiada aspiracjom autora. Tematy zdjęć o anegdotyczno-ironicznych podtekstach budzą szybkie skojarzenia i łatwo zapadają w wyobraźnię. W starannie skadrowanych kompozycjach wątkiem przewodnim albo tłem czy też scenografią są rozmaite ślady i znaki ludzkiej obecności: dziwne sytuacje, reklamy uliczne, malowidła ścienne: zderzenie głupoty z powagą, śmiechu z zakłopotaniem, nowoczesności z przeszłością. Człowiek pojawia się tu rzadko, a jak już to jako obserwator czy ?aktor? zręcznie wpleciony w całość kompozycji. Poszczególne zdjęcia autor zestawia w cykle, opowieści ? komentarze do współczesności, z których układa ekspozycje. Ważny elementem tego działania stanowi wybór dnia otwarcia wystawy. Zawsze, od wielu już lat, w Galerii Autorskiej jest to 1 kwietnia ? prima aprilis. Wpisanie się w tradycję żartobliwego obyczaju dobrze oddaje charakter tego myślenia.
Jacek Soliński
Uwaga fotograf!
Primo, czyli ironia.
Przeglądam fotografie Jerzego Zegarlińskiego i nie mam żadnej wątpliwości: mamy do czynienia z twórcą nad wyraz ironicznym. Sam pojawia się na planie rzadko, ale żeby właśnie ową ironię wzmocnić, na jednej z fotografii usadowił się tuż obok znaku, opatrzonego napisem: ?uwaga fotograf?. Od tego właśnie można zacząć. Uwaga fotograf, nadchodzi Jerzy Zegarliński.
Jego wyraz twarzy, lekkie zamyślenie, palec uniesiony wskazuje znak. Zdawałoby się, że mówi: ?Panie i Panowie: to właśnie ja?. A przecież częściej spotkać można inny rodzaj znaku: ?zakaz fotografowania?, szczególnie popularny przy obiektach wojskowych. Co tam zresztą wojsko. Z niego również nasz ironiczny autor się podśmiechiwał. Na jednym ze zdjęć mały, zapewne plastykowy żołnierzyk z amerykańską flagą, mierzy ze swojego malutkiego pistoleciku w stronę ludzi, a raczej dokładnie, w ich nogi i jest przy nich taki malutki, nie dorasta im nawet do pięt. Przypomina się trochę Tuwimowski, bajkowy Pan Maluśkiewicz, który koniecznie chciał ujrzeć wieloryba. Jak to powie poeta: ?Tyciutki jak ziarno kawy, A oprócz tego podróżnik, A oprócz tego ciekawy?.
Secundo, czyli podróżnik.
Można by chyba rzec, że każdy fotograf musi się przemieszczać, być w ruchu, stagnacja źle tej profesji służy. Jako, że Pan Maluśkiewicz miał w ręku amerykańską flagę podejrzewam, że Zegarliński niektóre zdjęcia zrobił za oceanem. Widzimy drapacze chmur, chińskiego sprzedawcę z punktu sprzedaży prasy, zawody futbolu amerykańskiego. Ma się zresztą wrażenie, że każda chwila przynosi autorowi nowe pomysły i oczywiście nowe ujęcia. Właściwie można by się zastanowić, jak następuje selekcja, jakie obrazy wydają się dla twórcy ważne i ważkie, a jakie w procesie twórczym odrzuca. Wydaje mi się, że kluczem do odpowiedzi może być jedno słowo, słowo klucz, a mianowicie: koncentracja. Od niej w znacznym stopniu zależy, czy dzieło spełnia wyśrubowane przez twórcę kryteria, czy też należy je odrzucić i nie zawracać sobie nim więcej głowy.
Oczywiście właśnie w podróży, w nowych miejscach, koncentracja jest jak najbardziej wskazana. Mam wrażenie, że Zegarliński z drogi uczynił jeden z lejtmotywów swojej twórczości. Droga ta bywa nietypowa, jak choćby ujęcie z dołu drapacza chmur, który wije się w stronę nieba, albo taka zwykła jaką widzimy na co dzień, piaskowa, otoczona śniegiem, wskazująca na obecność pod ziemią i dokładnie w tym miejscu przebiegających rur ciepłowniczych, albo taka pośród traw, zapewne wycięta z jakiegoś parku, wijąca się ku wzniesieniu. Metaforą drogi, takiej którą człowiek codziennie musi pokonać do pracy, szkoły, sklepu może być mural z niebieskim rowerem, który wkomponowany jest w żółte, lekko już odrapane tło.
Tertio, czyli zderzenie światów.
Sam o swojej twórczości powie: ?Niczego nie chcę udowodnić, niczego kształtować czy zbawiać kogokolwiek. Zatrzymać efemeryczny kształt, umykającą chwilę ? to jest najważniejsze?. Z tego też jasno wynika, że twórca przede wszystkim czuje się dokumentalistą, wychwytuje ciekawe niuanse wciąż zmieniającej się rzeczywistości. To zaś powoduje, że twórczość jego jest niejednoznaczna, obfitująca w ciekawe skojarzenia, pełna kontrastów i co ważne: kontekstów. Można by chyba rzec, że robiąc zdjęcie wysyła sygnał: ?tu się coś ciekawego dzieje, ale interpretacja należy do ciebie?.
Mam wrażenie, że ważne w tej twórczości jest zderzanie światów, starego z nowym, cywilizacji z zacofaniem, gdzie kolor skóry, wygląd, a nawet ubiór ma znaczenie. Przykłady: Dwie kobiety siedzą na ławce, jedna biała a druga czarnoskóra. Białą symbolizuje uschnięty obok krzak, a tę drugą, krzak pełni żywotności, zielony. Na innej fotografii, tłok na ulicy. Odchodzą od nas ludzie w stroju ludowym, a idą w naszą stronę ubrani w jeansy.
Dziwny jest w końcu ten nasz świat, tak krańcowo różny, gdzie nowe miesza się ze starym, tradycja z nowoczesnością, rasy, religie, kultury. Przepuszczony jednak przez ironiczne sito Jerzego Zegarlińskiego, nic nie traci ze swego uroku, a nawet wydaje się jakiś taki sympatyczny, żeby nie powiedzieć ciepły. Pozory mogą mylić, ale takie pozostaje wrażenie.
Bartłomiej Siwiec