Nawiązując do dwóch odsłon poetyckich Macieja Bieszczada w cyklu „Życie w ukryciu” przedstawionych na tym portalu, pragnę zwrócić uwagę na ostatni opublikowany tom jego wierszy.

Maciej Bieszczad (rocznik 1978), poeta z Wielunia, w Niteczce podejmuje trudny temat, być może najtrudniejszy ze wszystkich, jakie są, bo to temat nurtujący człowieka przez całe jego życie – refleksja dotycząca odejścia. Tak, to 32 formalnie proste wiersze, ale o dużym ciężarze gatunkowym i znacznej sile rażenia – od początku wiemy, że podmiot liryczny zmaga się ze śmiercią bliskiej osoby. Nie wiemy dokładnie, o kogo chodzi, ale te strzępy rozmów, intuicje, spostrzeżenia, które Bieszczad sugeruje czytelnikom, mogą wskazywać, że chodzi o osobę najbliższą, czyli o żonę (o tym upewnimy się po lekturze wiersza: Przykład). Znamy datę jej śmierci; w osobliwym tekście 3 maja 2019 roku poeta zapisze tylko jedno zdanie: „przeszłaś przez ucho igielne”. Ten wiersz rozsadza książkę na dwie części, jakby autor chciał nam zakomunikować, że zarówno „przed”, jak i „po” jest życie. Tytułowa Niteczka to tajemna nić losu, oś albo wykres, na którym zaznaczamy wydarzenia z życia. Niestety, los bywa okrutny, nić ulega przerwaniu nie wtedy, gdy powinna: a może zawsze jest za wcześnie?

                                                                          Maciej Bieszczad

            Bieszczad jest bystrym obserwatorem rzeczywistości. To codzienność jest drugą bohaterką jego wierszy, zwykła ludzka krzątanina. Wiemy, że w niej ukryte są najcenniejsze okruchy, drobiny, świadczące o tym, że żyjemy, myślimy, odczuwamy. Poeta skrzętnie potrafi je wyłowić. Nie jest to książka tylko o cierpieniu: cierpienie jest właśnie ową nicią, która ją zszywa, jest najważniejsze, ale podmiot liryczny żyje, rozmawia, rozmyśla, a nawet czasami żartuje, jak choćby podczas zabawy z dzieckiem (W krainie zwierciadeł). Autor potrafi odpowiednio rozłożyć akcenty, by choć częściowo zrównoważyć mroczny klimat książki. Prawda, nieszczęść jest w Niteczce więcej, bo dwa wiersze twórca poświęca pradziadkowi zabranemu przez Niemców podczas łapanki w Łodzi (Radość, Wigilia 1941). Ale nawet z tego dramatu wypływa jakieś pocieszenie, bo syn represjonowanego powie: „Lubił romantyków dużo czytał. Gdyby wiedział / że piszesz książki gdyby tego dożył ucieszyłby się”.

            Bieszczad zna koloryt życia, rozumie, że po każdym nieszczęściu znów może zaświecić słońce. Powie o tym w wierszu Lot, w którym wznoszące się w powietrze stado gołębi przynosi nadzieję. Tak, trzeba wierzyć, że los się odmieni, że nitka nitce nierówna. Jeszcze dobitniej wyrazi to w wierszu Ciemnia, nawiązując do historii biblijnej ze starotestamentowej Księgi Liczb: „z rozbitej skały wnet popłynie woda / wartkie strumienie którymi / napoisz zarówno lud jak i jego bydło”. Ciekawie też pokazuje, że człowiek naciska na spust, ale to Pan Bóg kule nosi, że ten pierwszy niewiele znaczy, ktoś inny karty tasuje i rozdaje. Największy z największych, władca starożytnego Egiptu, Ramzes Wielki źle skończył, ścigając Żydów (Rydwany). Człowiek nie ma prawa się wynosić ponad innych, wskazana jest pokora, tylko ona pozwala trwać.

            W pewnym momencie tęsknota za ukochaną staje się nie do zniesienia. Podmiot liryczny wiersza Szczelina utraci na kilka godzin wzrok; rozmawia też ze zmarłą. W wierszu Wejrzenie chodzi jak duch po szpitalach. I tu pojawia się miejsce na tajemnicę, poeta powie: „Aż nastąpiło oddzielenie / Oka od łzy / Ziemi od wody / Ujrzeliśmy się po raz pierwszy”. Koniec staje się początkiem, odejście zapowiedzią przyjścia. Poeta wie, że ziemska wędrówka zakończyła się, ale bliscy pamiętają, w ich sercach kobieta wciąż żyje. 

            Te slajdy to nie tylko zapis umierania albo kronika wychodzenia z traumy. Bieszczad umiejętnie wprowadza czytelnika w ten intymny świat. Pisze wiersze dojrzałe i mądre, a jednocześnie autentyczne, bo inspirowane prawdziwym dramatem. Ile warte jest nasze życie – zdaje się sugestywnie pytać między wierszami, ile jest warte, skoro tak szybko ulatuje? I człowiek pozostaje sam, może jedynie wyć z bólu. Ale tak nie jest do końca, bo autor daje nam nie tylko awers, ale też rewers. W jednym z ostatnich tekstów (Uśmiech) pojawi się dziecko: owoc miłości. Dziecko jest odpowiedzią, że życie nawet w najbardziej krańcowych momentach ma sens, że – jak napisze w wierszu Appendix – jest beznadzieja, ale jest też nadzieja. Doświadczamy zła, ale też wychodzimy z traumy, bo nie żyjemy dla siebie, żyjemy dla innych. Dzieci dają siłę, dają nadzieję na przetrwanie.

            Być może to jest właśnie najważniejsze we współczesnej poezji, doświadczenie zła i bunt naznaczonego tragizmem człowieka. Poeta zbuntowany to ten, który słowem potrafi dać odpór złu. A przecież współczesne zło pozostawia diabelski odcisk i wciąż jest w dobrej formie. Niteczka jest po części kroniką traumy, a po części próbą wyjścia, odbicia się od dna, pokonania zła. To prawdziwie misterna robota, rękodzieło składające się z wielu nici, konsekwentna i precyzyjna w każdym calu i nic dziwnego, że książka znalazła uznanie wśród jurorów prestiżowego konkursu im. Kazimierza Hoffmana o statuetkę KOS-a, który corocznie odbywa się w Bydgoszczy.

 

Bartłomiej Siwiec

­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­

Maciej Bieszczad, Niteczka, Biblioteka „Toposu”, Sopot 2020