- W Parlamencie Europejskim obowiązuje zasada 90/90. Opisał ją obecny europarlamentarzysta z Polski Marek Migalski. 90 procent posłów w 90 procentach spraw nie wiedzą, za czym głosują. Jeśli w porę tego nie zmienimy, a w Unii wszyscy zadłużeni są po uszy, pójdziemy na dno razem z Unią – powiedział dziennikarzom Piotr Najzer. Szef okręgu kujawsko-pomorskiego KNP zastrzegł, że Nowa Prawica nie jest partią eurosceptyczną, co uniosceptyczną. – To co dzieje się w Unii Europejskiej jest zaprzeczeniem wszelkich wartości europejskich. Jesteśmy przeciwnikami UE, ale nie silnej Europy. Popieramy wolny handel i układ z Schengen, gwarantujący swobodę podróżowania. Natomiast nadbudowa biurokratyczna przeszkadza w rozwoju państw członkowskich, hamuje gospodarkę – wyjaśniał. – Będziemy wyśmiewać unijną biurokrację, która ostatnio zajęła się kolejną dyrektywą, mówiącą o tym, że kury mają znosić jaja pazurami do przodu – dodał.

Jacek Kostrzewa, lider listy KNP w Kujawsko-Pomorskiem, w pierwszych słowach dał wyraz swojej dezaprobaty dla konfliktu bydgosko-toruńskiego. – Ten konflikt jest absolutnie żenujący. Poszło o sto kilkadziesiąt milionów unijnych pieniędzy, które w budżetach obu miast niewiele znaczą. Te dotacje powodują więcej złego niż dobrego – stwierdził. Piotr Najzer dodał, że należy dbać o rozwój całego regionu, a nie tylko dwóch miast. – Najwyższy czas, by przestać patrzeć przez pryzmat własnego podwórka. My nie będziemy ścigać się z politykami innych partii, obiecujących jednocześnie dla Bydgoszczy i Torunia tego samego, zależnie od miejsca i osób, które te deklaracje składają. Co więcej, uważamy, że rozwój zbudowany jest na przedsiębiorczości, a nie dotacjach, które hamują inicjatywę. Unia, niestety, zbudowana jest na obietnicach dotacji.

Jacek Kostrzewa jest z wykształcenia geografem po UMK. 25 lat prowadził działalność gospodarczą. Od 2007 r. jest pracownikiem Urzędu Marszałkowskiego w Toruniu. Poinformował, że do europarlamentu kandyduje po to, żeby propagować program Nowej Prawicy i obnażać unijne absurdy. – KNP nie jest jak inne partie dotowana z budżetu państwa, więc pieniądze z Unii pozwolą i nam wspomagać rozwój partii. Dzięki reprezentacji w europarlamencie media nie będą mogły nas pomijać. Sam parlament ma przecież niezbyt duże kompetencje, więc rola posłów jest też niewielka. Unia przedstawiana jest jako wielkie dobrodziejstwo, coś, co przenosi nas na wyższy poziom cywilizacji, tymczasem tak nie jest. Unijne dyrektywy hamują gospodarczy rozwój – powiedział. Skrytykował przy tym powstające w województwach strategie rozwoju województw do 2020 roku powiązane z planami wydawania pieniędzy. – Są to bardzo hermetycznym językiem napisane dzieła. I tam zapisany jest nonsens, który nas dotknie. Sejmiki to zatwierdziły jako wytyczne do realizacji. Tam jest wszystko zapisane, co nas czeka – ostrzegał Kostrzewa.

Zapytany, czy nie czuje dyskomfortu kandydowania z list partii, głoszącej hasła walki z biurokracją, gdy sam jest urzędnikiem odpowiedział: – Sens to by miało, gdyby wraz z moim odejściem z urzędu ten etat został zlikwidowany.