Michał Tabaczyński pisze o moich zastrzeżeniach i zarzutach dotyczących kongresu: – pierwszy dotyczy zdominowania kongresu przez środowiska lewicowe, jak pisze Derdowski, ?beneficjenci życia kulturalnego III RP?. Nie mam pojęcia, czy tak jest w istocie, ale skoro Derdowski wie, to dobrze…
Wie i to udowodnił… Przypomnę młodemu redaktorowi naczelnemu BIK, że precyzyjnie w tekście opisałem dokonania życiowe i kariery gości kongresu. I pisałem:
Paweł Potoroczyn to nominat ministra Bogdana Zdrojewskiego na stanowisko dyrektora Instytutu Adama Mickiewicza, bogatej, rządowej instytucji kultury, zajmującej się ostatnio organizacją wydarzeń kulturalnych w ramach polskiej prezydencji. To, ni mniej ni więcej, tylko urzędnik od kultury, wysokiego szczebla, działający na pograniczu kultury i rządowej propagandy.
Następny gość z Warszawy, Beata Chmiel prezentowana jest w programach BKK jako obywatelka kultury. Ruch obywateli kultury tworzą między innymi: Kazimiera Szczuka, Jacek Żakowski, Jerzy Hausner, Henryka Bochniarz, ludzie lewicy niewątpliwie. A kim jest Agnieszka Odorowicz prezentowana też jako obywatelka kultury? W rządzie Marka Belki była sekretarzem stanu w Ministerstwie Kultury. Dziś szefuje Polskiemu Instytutowi Sztuki Filmowej.
Do tych nazwisk dorzucę teraz jeszcze Edwina Bendyka z ?Polityki?.
Czy coś się nie zgadza? Czy to nie są beneficjenci życia kulturalnego III RP? To nie są dyrektorzy, byli sekretarze stanu? Coś pomyliłem? Są. I na nic wydziwianie. Robienie min.
Michał Tabaczyński, pokrętnie wyjaśnia : – Skąd się ta – nawet jeśli rzekoma tylko ? dysproporcja reprezentacji wzięła? Otóż z braku zaangażowania w kongres ludzi, znów Derdowski, ?zorientowanych bardziej prawicowo?… Nie rzekoma dysproporcja, tylko rzeczywista. Amen! I mowa o ludziach zaproszonych, a więc arbitralnie wybranych przez organizatorów. Oni nie pojawili się na kongresie w wyniku aktywności, lecz zostali z a p r o s z e n i.
Michał Tabaczyński powiada o moim drugim zarzucie tak: – drugi jest jeszcze bardziej kuriozalny: otóż Krzysztof Derdowski sugeruje chyba fikcyjność podpisanej deklaracji końcowej, skoro podpisywał ją prezydent ze swoimi… urzędnikami. I dodaje wnikliwie … nie rozumiem dlaczego Paweł Łysak i Marzena Matowska ? bo to o nich wspomina w swoim wpisie Derdowski ? mieliby tracić swoją myślową suwerenność wraz z przyjęciem propozycji pracy w miejskiej instytucji.
Niczego nie sugerowałem, wystarczy przeczytać tekst, a nie wymyślać to, czego w tekście nie ma. Napisałem tak: Deklarację podpisał prezydent ze swoimi pracownikami: Pawłem Łysakiem i Marzeną Matowską ? konstrukcja cokolwiek dziwna.
To nie jest trudny tekst. Michał Tabaczyński powinien go zrozumieć.
Jednak jeszcze raz powtórzę – to dziwne, że prezydent czyni zobowiązania wobec swoich pracowników. Ci pracownicy, niezależni i niezawiśli, będą egzekwowali od swego szefa realizację deklaracji? Podpisywanie deklaracji prezydenta z pracownikami uważam za odrobinę śmieszne ? to taka demokracja na niby i dla picu. Lepiej by było, gdyby deklarację podpisywali z jednej strony prezydent z przewodniczącym rady, a z drugiej przedstawiciele związków twórczych. Tak uważam.
Na koniec Michał Tabaczyński dokonuje mojej charakterystyki: – Takie zresztą myślenie jest charakterystyczne dla niewydarzonych rewolucjonistów…
Toż to nowomowa w najlepszym wydaniu, polegająca na przypisaniu adwersarzowi wymyślonych przez siebie przymiotów. Młodzieńcze, nie wymyślaj mnie sobie, jak jakiś stalinowski aparatczyk wroga ludu. Jaki tam ze mnie rewolucjonista?
Zalecić mogę tylko: mniej TVN, więcej klasyków, a wróci rozumienie najprostszych tekstów.