Chyba prezydent Bydgoszczy zalazł za skórę określonym siłom, skoro już dwukrotnie się na niego zamachnięto.

Pierwszy raz doszło do zamachu w  nocy z 3 na 4 grudnia 2016 roku. W okna jego domu trafiły cztery kamienie, po miesiącu żona prezydenta zawiadomiła o tym fakcie prokuraturę, a dwa miesiące później prezydent opowiedział o tym zdarzeniu podczas konferencji prasowej dotyczącej Stowarzyszenia Piłkarskiego Zawisza. 

O drugim zamachu na Rafała Bruskiego dowiedzieliśmy się 10 stycznia br. z wywiadu dla Radia TOK FM: "Miesiąc temu ktoś wkręcił mi trzy śruby w oponę samochodu. To wskazuje na to, że sprawca działał z premedytacją i chciał mi zaszkodzić jak najbardziej" - poinformował wówczas prezydent Bydgoszczy, demonstrując przy okazji, jak wygląda działanie bez premedytacji. Przecież on mógł po każdym zamachu czynić natychmiast larum na całą Polskę i przygotowywać grunt pod kampanię wyborczą.  Tymczasem nawet mu to do głowy nie przyszło. Wspomniał o zamachach po upływie dłuższego czasu, niejako mimochodem. Cztery kamienie, które wpadły do jego mieszkania, miał przypadkiem przy sobie w czasie konferencji prasowej, ale idąc na wywiad dla Radia TOK FM nie  zabrał ze sobą trzech śrub, które znalazł w oponie swojego samochodu, bo nie chciał wywoływać  współczucia dla siebie.

Ponieważ zamachowców nie udało się odnaleźć,  w pamięci starszych bydgoszczan odżyło pojęcie „nieznanych sprawców”, a  w ślad za nim także inne wspomnienia z dawnych czasów. Ciekawe, czy korespondują one jakoś z tym, co się dzieje obecnie w naszym mieście.

Nie reagując przez długi czas na pierwszy zamach (o reakcji na drugi niewiele wiadomo), niewątpliwie wykazał prezydent, że obcy mu jest pogląd,  iż każda ręka podniesiona na władzę powinna zostać odrąbana. Chodzi mu wyłącznie o to, aby Bydgoszcz rosła w siłę, a mieszkańcom żyło się dostatniej. Wprawdzie Bruski ma  co sesję do czynienia z ekstremą, ale nie ulega wrogim podszeptom i nie daje się przekonać, że jedyny bydgoski radny niezrzeszony jest narzędziem wrogich sił dywersyjnych. Traktuje go jak element chuligański. 

Na pewno w związku ze zbliżającymi się  wyborami  prezydent znowu odbędzie wiele wizyt gospodarskich w osiedlach i uświadomi przy okazji mieszkańców, że są jedynie mamieni możliwością dobrej zmiany w Bydgoszczy. Z łatwością wytłumaczy im także, jakie były powody niezrealizowania  przez niego poprzednich obietnic wyborczych (obiektywne przeszkody i przejściowe trudności).

Będzie gotów nawet do złożenia samokrytyki. Podkreśli oczywiście, że wszystkim wypaczeniom jest winna przewodnia siła narodu. Potem jednak szczerze  przyzna, że przewodnia siła miasta też  popełniła kilka  niewielkich błędów, ale kolektyw partyjny na bieżąco korygował politykę społeczno-gospodarczą ratusza. O propagandzie sukcesu oczywiście nie wspomni, chociaż akurat  w tej dziedzinie bydgoski ratusz może walczyć o najwyższe miejsca w kraju.

Mieszkańcy dowiedzą się od Rafała Bruskiego przede wszystkim tego, że pod jego kierownictwem Bydgoszcz czeka świetlana przyszłość. A w trakcie kampanii wyborczej usłyszą być może również, że miał miejsce trzeci zamach na prezydenta miasta.