Sonia Zengel w 1974 uzyskała dyplom na Politechnice Poznańskiej, w latach 1980-1984 studiowała malarstwo u prof. Kazimierza Śramkiewicza z PWSSP w Gdańsku. Zajmuje się malarstwem, rysunkiem, publicystyką kulturalną i pracą pedagogiczną. Jest autorką 37 wystaw indywidualnych. Uczestniczyła w kilkudziesięciu wystawach zbiorowych w Polsce i za granicą. Odbyła wiele podróży artystycznych m.in. w 2002 podróż artystyczno-duchową Kair-Syria-Jerozolima. Jest członkiem Stowarzyszenia Pastelistów Polskich. W 2002 została nagrodzona Medalem Prezydenta Miasta za szczególne zasługi dla Bydgoszczy, a w 2013 Medalem za Twórczy Wkład w Kulturę Chrześcijańską.
* * *Co jest najważniejsze w obrazach Soni Zengel?
(kilka refleksji)
Nie jestem ani pierwszy ani ostatni, który pisze o malarstwie bydgoskiej (od jakiegoś czasu już podbydgoskiej) artystki Soni Zengel. Jej obrazy od razu zwracają na siebie uwagę, ?są gorące i dynamiczne jakby w emocjonalnym transie, z pasją?, jak napisał Stanisław Tabisz (Kraków, 1998 r.). To prawda. Sztuka zdobywa odbiorcę właśnie emocjami, stąd bierze się reakcja i wzajemność. Sonia Zengel potrafi budzić emocje przede wszystkim kolorem i ukazaniem obiektu w mieście lub plenerze, albo w jakimś wnętrzu. Martwa natura i pejzaże (w tym miejskie) to najmocniejsza strona tego malarstwa, a malarka ma do tego wyjątkową rękę. To nie są zwykłe obrazy. Wiele razy przypatrywałem się im na wystawach, w galeriach lub analizowałem barwne reprodukcje obrazów w katalogach, zastanawiając się nie tylko nad techniką wykonawczą (perspektywa, elementy na obrazach i ich istnienie w przestrzeni, rysunek i kształty przedmiotów, postaci), ale nad ich kolorystyką. Barwy mają głębsze znaczenie, nie tylko takie, że są ciepłe lub zimne, pogodne albo mroczne. Mają takie samo nieprzypadkowe znaczenie jak kolory w wierszach Georga Trakla. Są jak bramy, wejścia, okna, zapraszają lub zamykają dostęp.
Sonia Zengel, jak każdy artysta, potrzebuje twórczych inspiracji. Zdarzenie, przeżycie, jakieś mocne poruszenie wewnętrzne. Widoczne na obrazie motywy czy fragmenty miast, jak np. na obrazie ?Paryskie mosty? (2005), to tylko wynik tego, co zwróciło jej uwagę w drodze mijania – en passant, co wywołało w niej te emocje, które jako malarka chce powtórzyć i zatrzymać na obrazie. Nie namalowała Luwru, ale mosty paryskie. Sonia zna Paryż, była tam niejeden raz, nawet pracowała kiedyś jako nauczycielka plastyki pod Paryżem. Mosty są przenośnią i nie trzeba szeroko wyjaśniać ich sensu. Fragmenty miasta połączone w całość mostami, a człowiek znajduje się gdzieś pomiędzy. To właśnie przenośnia tworzy sztukę i otwiera drogi skojarzeń. ?Paryskie mosty? to poezja! W malarstwie Soni Zengel widać jak wiele znaczy w twórczości życiowe doświadczenie. To ono pozwala wybrać obiekt, jego właściwą barwę, intensywność koloru, odcienie, by na obrazie pojawił się pożądany efekt. Sonia maluje zmysłami, ale też kochającym sercem, stąd te rozbłyski lub przytłumienia światła, uczuć, jej własny klimat obrazu. Tak właśnie jest na obrazach z cyklu ?Bretania? z 1995 roku. Są to obrazy klasyczne: impresjonizm i koloryzm jako nawiązanie warsztatowe. Sonia odnajduje się w takich barwach i w przedmiotach czerpanych z natury. Jej obrazy z cyklu ?Martwa natura? nie są martwe, żyją dzięki światłu i wyrazistej kolorystyce. Sonia to znakomita kolorystka, potrafi wycieniować kolor ulicy, pejzażu, budząc najróżniejsze emocje widza, od pogodnych (?malarstwo pogodne?, zob. P.Siemaszko w katalogu ?Bretania? albo ?Podróż sentymentalna?) do dramatycznych (widoki morza, pejzaż wieczorną porą, cykl czerwonych obrazów, ?Znaki miłości?) lub wspomnieniowo-sentymentalnych (np. ?Zadumany rybak?, ?Zaułek w Besancon?). Jeden z wielu obrazów Soni, namalowanych przez artystkę w wyniku podróży po Prowansji (południowa Francja), ozdabia także moje prywatne mieszkanie. Przedstawia akwedukt (możliwe, że z czasów rzymskich) łączący dwa wzniesienia, a pod nim drogę, którą można pomylić z niewielką rzeczką, gdyż droga wygląda tak jak rwąca woda.
Podobnie jak Jerzy Madeyski mogę powiedzieć, że Sonia Zengel jest ?rasową malarką sztuki emocji, czyli sztuki dionizyjskiej?. Sztuka dionizyjska jest jednak mroczna, żywiołowa i ślepa, erotyczna i dzika jak bachanalie aż do wyczerpania sił. Jednakże emocji nie można utożsamiać jedynie z gwałtownym naporem siły witalnej i erotycznej, nierzadko niszczycielskiej, jeśli nikt nie zdoła jej okiełznać po drodze.
Podział na sztukę dionizyjską (ciemne zmysły) i apollińską (intelekt, harmonia) to antyczne uproszczenie, powtarzane przez wieki. Artysta przeżywa życie całą swą istotą, jako całość, przenikającą wszystkie struktury dzieła jak słońce prześwietlające ziemską atmosferę.
Tak właśnie przeżywa życie i tworzy swoje obrazy Sonia Zengel.
Wiesław Trzeciakowski
Bydgoszcz, 2016 r.
Wiesław Trzeciakowski ur. 1950 w Bydgoszczy ? poeta, prozaik, tłumacz literacki i publicysta historyczny. Ukończył filologię polską na UMK w Toruniu. Laureat wielu ogólnopolskich nagród wyróżnień. W latach 1997-2001 był stałym współpracownikiem miesięcznika “Przegląd Artystyczno-Literacki”. Od stycznia 2003 r. do lipca 2005 r. redaktor naczelny “Kwartalnika Akademickiego”. Członek Internationale Novalis Gesellschaft (Niemcy). Autor i współautor 27 książek oraz kilkuset esejów lit., wierszy, opowiadań, przekładów lit., artykułów, recenzji w czasopismach: Odra, Teksty Drugie, Dekada Literacka, Przegląd Artystyczno-Literacki, Topos, Kwartalnik Artystyczny, Kwartalnik Akademicki. Wydał 7 tomów wierszy 2 tomy opowiadań oraz przekłady Novalisa. Jest autorem i współ autorem 6 książek historycznych. Śmierć w Bydgoszczy 1939-1945 to ostatnia pozycja, która doczekała się już trzeciego wydania w poszerzonej wersji.
“Już na mnie patrzy” (twórca wita dzieło)
“Już na mnie patrzy”. Tak mówił Paul Klee, malarz sztuki nowoczesnej z pierwszych dziesięcioleci XX wieku. Kiedy obraz był już na ukończeniu, spełniał zamysł artysty, wtedy mówił on, mając na myśli ten obraz: ?Już na mnie patrzy?. Czy to nie genialne zakończenie pracy artysty? Co oznaczają te słowa, łatwo się domyślić innemu twórcy. Oto artysta formuje obraz, swoją wizję, szczegół po szczególe, tworzy całość. Tak rodzi się coś nowego, jak nowa istota. Kiedy już jest wszystko, co powinno być, dzieło gotowe zaczyna żyć własnym życiem, odrębnym, jak człowiek ulepiony z ?gliny? (materii przyrody) przez Boga. Otwiera oczy i przygląda się swemu ojcu, stwórcy. ?Już na mnie patrzy?. Czyli: już ma wewnętrzne, własne życie, obraz jest jak osoba, ta zaś jest odbiciem osoby twórcy. Człowiek jest obrazem Boga, w taki sam sposób dzieło sztuki jest odbiciem twórcy. Artysta uczestniczy w tajemnicy boskiego tworzenia i nie może nie rozumieć tego procesu, nie może nie rozumieć też Boga Stwórcy. Artysta patrzy na obraz, obraz patrzy na artystę. Oceniają się, czy się zaakceptują?
Przez ekspresję (wyraz) stajemy się ?widoczni?, z niewidzialnego środka przechodzimy na zewnątrz, materializujemy się, objawiamy to, co jest zasłonięte cielesnością jako ukryte życie, którego z zewnątrz nie widać. Tylko tak możliwy jest najważniejszy dla ludzi kontakt, mówienie istoty do istoty, przez co ktoś staje się nam bliski, rozpoznawalny, niepowtarzalny, w jakimś stopniu zrozumiały. W taki sam sposób objawia się wiersz.
Słowo jest kawałkiem Światła. Niesie w sobie sens i życie. To nasze bogactwo. Każda książka jest zapisem majątku przekazywanego za darmo, dla wszystkich. Niemiecki współczesny filozof Hans-Georg Gadamer uważał, że kto mówi językiem niezrozumiałym dla nikogo poza nim, nie mówi w ogóle. Mówić ? to mówić do kogoś, gdyż mówienie należy nie do sfery jednostki, lecz do sfery wspólnoty. Gadamer mówi wprost o duchowej realności języka, ducha łączącego nas jako wspólnotę mowy. Język jest rzeczywisty w rozmowie, a w każdej rozmowie panuje duch, dobry lub zły (Hans-Georg Gadamer, Człowiek i język, s. 59, przekład K.Michalski. Tenże, Rozum, słowo, dzieje, wstęp i oprac. K. Michalski, przekład M. Łukasiewicz, K. Michalski). Język był przed nami: ?wchodzimy? w język, a umierając, ?wychodzimy? z języka.
Wyrażamy siebie, ale nie dla siebie. To powinien zapamiętać i stosować w praktyce każdy, kto używa języka, w jakikolwiek sposób. Zawsze miałem przekonanie, od początku zajmowania się literaturą, że poezja jest obrazem najwyższej formy życia duchowego, wyrazicielką wzniosłego przeżywania istnienia i głębokiego rozumowania otaczających nas zjawisk i całego świata. Że poezja to tchnienie i mówienie w moim sercu kogoś pięknego i świętego, takiej rzeczywistości, o której nie można właściwie mówić inaczej niż przez symbol i przenośnię. Dlatego prawdziwa literatura nie jest z tego świata (zob. moje szkice literackie Śpiew odchodzących, Bydgoszcz 2015). Wiedzieli o tym poeci starożytnej Grecji, a my o tym zapominamy, jak rzeka o swoim źródle.
Wiesław Trzeciakowski
wiosna, 2016