Obrady Obywatelskiej Rady ds. Kultury zaczęły się dość sensacyjnie, przynajmniej dla postronnego obserwatora. Otóż, jeden z jej liderów, Karol Zamojski, stwierdził, że członkowie tego gremium nie wiedzą jeszcze czym jest i czym ma być. Wtórowała Zamojskiemu Małgorzata Winter, która pytała o to, czemu ma rada służyć i narzekała na to, że nie ma swego przedstawiciela przy prezydencie.

- Wybraliśmy się, zostaliśmy wybrani na trzy miesiące ? mówił Zamojski. ? Generujemy z siebie zespoły, ale musimy wiedzieć, czy chcemy mieć formę otwartą jak dotychczas.

Z wypowiedzi Karola Zamojskiego, jak i innych dyskutantów wynika, że Obywatelska Rada ds. Kultury nie ma stałej liczby członków, nie ma wybranych władz, ani regulaminu. Od dwóch miesięcy działa na zasadzie ?pospolitego ruszenia? i ?burzy mózgów?. Jej opinie i wnioski, kierowane także do prezydenta, nie są głosowane, bowiem nie wiadomo nawet, jakie jest quorum tego gremium. W tym trybie powstają między innymi regulaminy: konkursu ofert na wykonanie zadań z zakresu kultury przez organizacje pozarządowe oraz stypendia prezydenta. Obrady Obywatelskiej Rady ds. Kultury nie są sformalizowane. Liderzy zbierają opinie od jej członków, niektóre z nich przyjmują, a inne odrzucają. Zobowiązanie, by w tym tygodniu przygotować regulaminy ma zostać zrealizowane.

Członkowie Obywatelskiej Rady Kultury zastanawiali się także nad tym, kogo reprezentują, wchodzące w jej skład osoby. I doszli do wniosku, że nie zostali delegowani do rady przez żadne twórcze stowarzyszenia i w zasadzie reprezentują przede wszystkim siebie. Józef Eliasz, znany bydgoski perkusista stwierdził: – Nie widzę, kogo reprezentuję w radzie…

Na pomoc obradującym pospieszył ekspert, profesor Wojciech Kłosowski, który orzekł, że żadnym problemem nie jest brak reprezentatywności, a liczy się… poczucie się do reprezentowania środowiska i czy to jest szczere.

W rolę Kasandry wcieliła się Małgorzata Winter, która profetycznie wróżyła, że Obywatelska Rada ds. Kultury rozpadnie się po najbliższym podziale przez władze miasta pieniędzy na kulturę.

W obronie dokonań Bydgoskiego Kongresu Kultury, Paktu dla Kultury oraz Obywatelskiej Rady ds. Kultury wystąpiła zdecydowanie dyrektor MOK, Marzena Matowska, która mówiła między innymi o tym, że to dobrze, że Bydgoszcz nie ma wiceprezydenta ds. kultury, bowiem to sam prezydent Rafał Bruski zajmuje się kulturą. Zapewniała również, że przeprowadzona kilka dni temu likwidacja Wydziału Kultury i Współpracy z Zagranicą służyć ma zaniechaniu przez urzędników uznaniowego przydziału środków na instytucje kultury. Marzena Matowska zapewniała, że powstałe właśnie Biuro Kultury Bydgoskiej nie będzie przeznaczało pieniędzy według urzędniczego uznania, ale kierując się wskazaniami Obywatelskiej Rady ds. Kultury.

Obecna na sali dyrektor Biura Kultury Bydgoskiej Magdalena Zdończyk nie zabrała w tej sprawie głosu. Zresztą nie zabrała głosu w żadnej sprawie.

Po burzliwej dyskusji Karol Zamojski zaproponował powołanie Zespołu ds. Regulaminu Obywatelskiej Rady ds. Kultury. Następnie zespół powstał i… nie powstał, bowiem powołanie zespołu zakończyło się (nieprzegłosowanym) wnioskiem Karola Zamojskiego, że wnioskodawca, czyli Karol Zamojski napisze stosowny regulamin.

Obrady zakończyły się wybraniem Zespołu ds. Masterplanu (ponownie z pominięciem procedury głosowania). W jego skład wejdą przedstawiciele Urzędu Miasta z wydziałów: promocji, kultury, edukacji, polityki społecznej oraz strategii, co zostało, jak stwierdzono, uzgodnione z władzami miasta. Obywatelska Rada ds. Kultury deleguje do zespołu: Olgę Marcinkiewicz, Pawła Łyska, Marcina Kucharczyka, Wiesława Karpusiewicza, Karola Zamojskiego i Grzegorza Kaczmarka.

Ten ostatni, socjolog z WSG, podniósł kwestię wynagrodzenia za pracę w Zespole ds. Masterplanu. Narzekał na to, że dotychczas pracował na rzecz Bydgoskiego Kongresu Kultury społecznie i dodał: – A sami Państwo wiecie, jak ciężko się pracuje z pracownikami urzędu społecznie…

Grzegorz Kaczmarek mija się zapewne z prawdą twierdząc, że prowadził badania na rzecz Bydgoskiego Kongresu Kultury za darmo. Badania zostały zlecone przez MOK i Narodowe Centrum Kultury fundacji Gaudeamus, którą z kolei reprezentował i dla niej pracował Grzegorz Kaczmarek. Narodowe Centrum Kultury przeznaczyło na badania 38.750 tys. zł wiosną 2011. Urząd Miasta Bydgoszczy przeznaczył dla fundacji Gaudeamus 15 tys. zł z funduszy Bydgoskiego Kongresu Kultury w październiku bieżącego roku. Razem 53.750 tys. zł. Czyżby nic z tej sumy nie dostał wykonawca poważnych badań i prawie 300-stronicowego opracowania?