Fakt, że strażnicy miejscy oddają dobrowolnie krew naprawdę cieszy. Takie inicjatywy trzeba promować i wspierać. Tylko że municypalni powinni to robić przymusowo. W końcu ich praca polega, w znacznej mierze, na psuciu krwi niewinnym pieszym, kierowcom i rowerzystom. (Świat nie jest czarno-biały. Czasami robią też coś pożytecznego.) I nie mam na myśli sytuacji karania ludzi za ewidentne przewinienia, lecz te odwrotne, kiedy ludziom daje się mandat za złamanie przepisu, chociaż nie utrudnili nikomu życia i nie spowodowali zagrożenia.
Nie jest przecież tak, że co jest w granicach prawa, to jest dobre, a co poza jego granicami to jest złe. Tak doskonałych przepisów po prostu nie da się stworzyć. Tymczasem mundurowi (jak wszelcy urzędnicy) lubią zrzucać winę na przepisy. Nie mają jednak racji. Prawo to martwe zapisy w kodeksach, którym życie swoją decyzją nadaje konkretny funkcjonariusz. Dobre przepisy można stosować głupio, a złe w całkiem sensowny sposób.
Jednak to ustawa daje Straży Miejskiej uprawnienia, które zbliżyły ją do roli policji drogowej. Błędna jest też polityka władz miasta, która narzuca strażnikom limity mandatowe. Kiedy dostają zadanie wlepienia z grubsza określonej liczby mandatów, muszą burzyć ludziom krew w żyłach. To dobrze, że sami nakładają na siebie ?pokutę? i promują krwiodawstwo.
Mogliby przekonać swoich zwierzchników, że przepisy należy stosować, ale uwzględniając kontekst sytuacyjny, czyli interpretować. Jeśli pieszy przeszedł na czerwonym przez pustą jezdnię, to po co mandat? Mnie jedyny jaki dostałem nauczył tego, że zanim przejdę na czerwonym, najpierw rozglądam się, czy nic nie jedzie, a potem, czy w pobliżu nie czają się jacyś bohaterscy obrońcy mojego bezpieczeństwa. Skoro żaden kierowca nie musiał zwolnić, to znaczy, że pokonałem skrzyżowanie bezpiecznie. A oni dają upomnienie. Po co? Kto się boi, ten stoi – proste, ale strażnicy utrudniają. Na czerwonym przechodzę przy każdej okazji, uważając, żeby nie wchodzić kierowcom pod koła. To jest możliwe. Przecież tysiące przejść dla pieszych nie ma świateł. Na przejściu zawsze trzeba uważać, bez względu na barwę lampy. To powinno być narzędzie ułatwiające życie, a w świetle obecnych przepisów bardzo często je utrudnia.
Drogówka też stosuje czasami ten roboci sposób wykonywania prawa. Powinna włączyć się do pięknej akcji promocji krwiodawstwa. Tylko kto potrafi oddać krew w towarzystwie krawężników? Wielu ludziom na widok przodowników sprawiedliwości w czarnych i niebieskich mundurach krew ścina się w żyłach. Jeśli ktoś umie zachować ją zimną w tak niesprzyjających okolicznościach, niechby udał się w czwartek na plac Wolności. Każda okazja jest dobra, żeby pomagać.