Rodzice dzieci szkolonych w Yacht Klubie Polskim w latach 2010 ? 2012 zarzucają komandorowi Mieczysławowi Mikołajczykowi przede wszystkim to, że kilkukrotnie naraził dzieci na utratę zdrowia, a może nawet życia, nie dopełniając obowiązków opiekuńczych i lekceważąc zasady bezpieczeństwa. Jeden z rodziców, Krzysztof Urbanowicz opowiada o tym, jak jego syn wpadł pod żagiel podczas szkolenia. Zdaniem Urbanowicza ten wypadek naraził chłopca na utratę zdrowia i był na tyle groźny, że mógł skończyć się nawet utratą życia. Rodzic złożył doniesienie do prokuratury, w którym stwierdził: ?Zawiadamiam o popełnieniu przestępstwa przez Mieczysława Mikołajczyka ? komandora Yacht Klubu Polskiego (?) poprzez narażenie go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia w czasie gdy na komandorze M. Mikołajczyku ciążył obowiązek opieki nad moim synem”.

Inni rodzice zarzucają Mikołajczykowi, że dzieci wielokrotnie przebywały na wodzie bez kapoków i należytej opieki. Przywołują też wydarzenie z 2012 roku, kiedy to jednemu z chłopców urwał się silnik od łodzi, co przy niekorzystnym przemieszczeniu się silnika, na przykład w stronę żeglującego chłopca, mogło narazić go na trwałe kalectwo. Zarzut narażenia dziecka na utratę życia i zdrowia formułuje też Sylwia Psiakowska-Wyrzykowska, która wspomina udział swego syna w nagrywaniu filmu reklamowego na śluzie w Bydgoszczy. Zdaniem Wyrzykowskiej udział jej dziecka w tym przedsięwzięciu nie był z nią uzgadniany, a na dodatek w wyniku braku nadzoru dziecko wpadło do śluzy. Dziecko, jak relacjonuje matka, nie miało podczas wypadku kamizelki ratunkowej; bez kamizelki był wówczas także inny chłopiec, przebywający na wodzie ? Konrad Podgóreczny.

Rodzice zarzucają też komandorowi sprzeniewierzenia, wyłudzenia, defraudacje i działanie na szkodę środowiska żeglarskiego. Mechanizm wyłudzeń miał, zdaniem rodziców, wyglądać następująco. Rodzice wykładali pieniądze na koszty regat, w których uczestniczyły ich dzieci. Następnie komandor na podstawie przekazanych mu rachunków miał owe pieniądze przywłaszczać, zamiast przekazywać je rodzicom. Sposobem na wyłudzenia miały być także rozliczenia delegacji i diet przez komandora z imprez i regat, w których nie uczestniczył. Barbara Jarosz pisała w dramatycznym tonie do prezydenta Bydgoszczy w październiku 2012 roku: ?Ratujcie nasz klub przed złodziejstwem, marnotrawstwem bo żeglarzy mamy wspaniałych”.

Walcząc z zarządem Yacht Klubu rodzice powołali Koalicję Rodziców i wezwali komisję rewizyjną klubu do naprawienia sytuacji i rozpatrzenia ich zarzutów. W imieniu wnioskodawców wystąpili między innymi: Krzysztof Urbanowicz, Piotr Kęska i Wiesław Jarosz. Ostatni z wymienionych w rozmowie z bydgoszczą24 wyraża swój żal i pretensje do komisji rewizyjnej i zarzuca jej zaniechanie jakiejkolwiek próby wyjaśnienia i rozpatrzenia zarzutów rodziców.

Po złożeniu przez rodziców zawiadomień do prokuratury zareagował zarząd Yacht Klubu, który decyzją z dnia 24 lutego 2013 roku wykluczył z grona członków Yacht Klubu najbardziej aktywnych rodziców: Wiesława Jarosza, Jana Mrówczyńskiego, Tatianę i Krzysztofa Urbanowiczów, Andrzeja Podgórecznego oraz Piotra Kęskę ? członków Koalicji Rodziców. Decyzję tę obszernie motywuje komandor Mikołąjczyk w oświadczeniu złożonym Nadzwyczajnemu Walnemu Zgromadzeniu członków Yacht Klubu, stwierdzając: ?Inwigilacja Klubu przez rodzinę p. Jarosza Wiesława, polegająca na prowokacji rozmów, nagrywanie tych rozmów, wykonywanie tych zdjęć w różnych sytuacjach bez zgody (?) Spenetrowanie mojego biurka, wykonanie kopii dokumentów i przeglądanie dokumentów, które są tylko do wglądu komisji rewizyjnej i członków zarządu (?) Powołują niestatutową organizację Koalicja Rodziców (?) Bez rozliczenia wywożą sprzęt. Bez wiedzy zarządu likwidują stronę internetową, wycofują logo firm wspierających, likwidują wszystkie zdjęcia z regat i osiągnięcia (?) Dalej realizują plan systematycznego niszczenia Klubu”.

I dalej komandor konstatuje: ?Mam ciągłe nękanie już 12 godzin przesłuchań i wyjaśnień, zaliczyłem już szpital”. Odnosząc się do zarzutów narażenia na niebezpieczeństwo dzieci podczas szkoleń, komandor Mikołajczyk stwierdza, że to sami rodzice przyzwolili na obecność dzieci na wodzie i sprokurowali niebezpieczne sytuacje. – Po za tym, to jest żeglarstwo ? mówi Mikołajczak. – Zdarza się, że żeglarz wpada do wody.

Komandor opowiada też o własnej wersji wypadków, o których sprokurowanie oskarżają go rodzice: – Wypadek przy śluzie to był błąd chłopaka. On chciał zacumować łódź. Odbił się do łodzi i ona mu uciekła spod nóg. Gdyby spokojnie zszedł na brzeg, nic by się nie stało. Poza tym tam wody było tyle co do kolan.

Dopytywaliśmy komandora o wypadek z urwanym silnikiem: – Nikt z nas nie montował tego silnika. To był fabrycznie zamontowany silnik. Po prostu, błąd producenta. Oskarżanie mnie o to, że ten silnik się urwał jest absurdalne.
Komandor nazywa paszkwilami zarzuty dotyczące wyłudzeń, źle rozliczanych delegacji i diet: – Mieliśmy kontrolę urzędu miasta i nie stwierdzono większych uchybień.

Wiesław Jarosz pytany przez nas o zasadność zarzutów finansowych kierowanych przeciwko Mikołajczakowi przez Koalicję Rodziców odpowiada: – Urząd Miasta zajmował się tylko tymi pieniędzmi z dotacji, której udzielił klubowi, a my mówimy o pieniądzach wyłudzonych od rodziców. O rozpisywaniu sobie paliwa na delegacje i regaty, na których komandora w ogóle nie było.

Wiesław Jarosz odnosi się też do zarzutu likwidacji przez Koalicję Rodziców strony internetowej Yacht Klubu: – To są bzdury ? mówi Jarosz. ? Moderatorami strony są ludzie z zarządu lub przez nich wyznaczeni. My nie mamy do tej strony dostępu. Wiem tylko, że z tej strony nie można nawet pobrać statutu, choć są chętni, którzy przed zapisaniem się do klubu chcieliby poznać statut.

Spór między Koalicją Rodziców a władzami Yacht Klubu jest przedmiotem postępowania Prokuratury Rejonowej w Bydgoszczy. Od stycznia trwa śledztwo w sprawie defraudacji i narażenia dzieci na utratę zdrowia i życia. Przesłuchanych zostało już kilkadziesiąt osób. Prokurator Adam Lis z Prokuratury Rejonowej wyjaśnia, że postępowanie prowadzone jest w sprawie, a nie przeciwko komukolwiek, co oznacza, że prokuratura bada nadal zasadność zarzutów stawianych zarządowi i komandorowi Mikołajczykowi. – W tej chwili czekamy na opinię biegłego zajmującego się rachunkowością – mówi prokurator Lis i dopowiada, że zarzuty finansowe oraz te dotyczące wypadków są rozpatrywane w jednym postępowaniu i na razie prokuratura nie zdecydowała o ich rozdzieleniu.