Nadszedł do redakcji mail, sądząc po stylu, autorstwa młodego człowieka: – Na Dolinie od miesiąca jest dziura w jezdni. Na początku lipca pojawiło się wgłębienie. Więc zastawiono pół jezdni barierkami. Myślałem sobie – sprawa nabierze mocy urzędowej i zrobią. Ale minęło już ponad 5 tygodni, dokładnie nie pamiętam, i różnica jest taka, że teraz zamiast wgłębienia jest dziura na co najmniej pół metra. W środku zmieściłby się mały niedźwiedź. Jakiś pies albo dziecko mogą tam wpaść. Może zechcecie spuścić dziennikarski łomot zarządowi dróg :)
Kiedy jest za co, krytykujemy kierownictwo ZDMiKP. Mamy jednak wątpliwości, czy tym razem należy ?spuścić dziennikarski łomot?. O dziurze na Dolinie w Zarządzie Dróg wiedzą. Problem w tym, że pojawiło się ich w ostatnim czasie bardzo dużo w mieście. – W tym roku dokonaliśmy już 70 napraw takich zapadnięć, a mamy nowych 40 zgłoszeń – informuje Krzysztof Kosiedowski, rzecznik ZDMiKP.
Dlaczego nad kanalizacją deszczową dochodzi do zapadnięcia ulicy? Powodem są najprawdopodobniej wyjątkowo obfite opady, wręcz nawałnice. Panują upały, a potem dochodzi do wyładowań atmosferycznych połączonych z urwaniem chmury. Do takich ekstremalnych warunków bydgoska kanalizacja deszczowa nie jest przystosowana i następuje zapadnięcie jezdni w miejscu zbytniego przeciążenia.
W tym tygodniu drogowcy zamierzają zająć się dziurą na Dolinie. Jednak gdy nastąpi zapadnięcie jezdni na trasie kursowania miejskich autobusów, to tę dziurę będą w pierwszej kolejności niwelować. Przyjęto zasadę, iż pierwszeństwo mają ulice najbardziej komunikacyjnie obciążone. To dlatego Dolina spadała kilka razy z grafika.
Krzysztof Kosiedowski prosił, żeby bardzo przeprosić mieszkańców tej ulicy za zwłokę w naprawie zapadniętej jezdni. Jednak, jak dowodzi materiał zdjęciowy, bydgoszczanie czekać nie lubią i zaadoptowali to miejsce do innych celów. Zrobili sobie z dziury kosz na śmieci.