Jacek Soliński otwierając wystawę swoich prac powiedział, że tworzenie linorytów wymusza na nim jako człowieku i artyście pewna dyscyplinę w życiu i twórczości. Codzienne ?dłubanie? linorytów zmusza do skupienia i refleksji. Podziękował przyjaciołom galerii za przybycie na jego doroczne świętowanie. Szczególne słowa podziękowania skierował do kandydata PiS na stanowisko prezydenta Bydgoszczy Marka Gralika i przypomniał, że jest to jedyny lokalny polityk, który upominał się o godziwą siedzibę dla Galerii Autorskiej.
Wypowiedź Jacka przygotowaną na okazję otwarcia wystawy ?Pory dnia i pory roku? odczytał Mieczysław Franaszek. W tym zawczasu przygotowanym wystąpieniu Jacek Soliński powiada:
W styczniu tego roku powiększyliśmy powierzchnię naszej Galerii Autorskiej. Wygląda teraz tak, jakbyśmy ?przesunęli? ścianę ekspozycyjną, przedostając się w głąb, ku nowej przestrzeni. Zdarzenie to postrzegam twórczo, w przenośni i dosłownie, bowiem ?otworzyliśmy? dla wyobraźni, tak mi się wydaje, inną perspektywę. To dla mnie ważna zmiana, wręcz metamorfoza, bo w tym miejscu ? od trzech dekad ? uczyłem się różnych znaczeń obecności. Przygotowuję tu swoje coroczne urodzinowe ekspozycje ? dzień 24 października stał się dla mnie odświętnym remanentem, podczas którego prezentuję linoryty (?) Powiększenie wnętrza Galerii Autorskiej ma znaczenie szczególne, bo stanowi swoistą metaforę moich linorytniczych zmagań. Październikowe ekspozycje postrzegam jako ?pogłębianie przestrzeni?, by?zaglądnąć dalej?. W konsekwencji staje się to ustawicznym poszukiwaniem novum ? stanem zaciekawienia. Oczywiście mój wysiłek, podejmowany systematycznie, bardziej przypomina pracę Syzyfa, niż podróż Odyseusza, ale pewnie w tej powtarzalności dokonuje się i utwierdza wewnętrzna przemiana.
Następnie o linorytach Jacka Solińskiego opowiadał Krzysztof Derdowski, który stwierdził: -_Jego linoryty to obrazy świata odartego z ozdób i przygodnych okoliczności. To jakby wiersze po solidnej korekcie. Pozostaje tylko to, co istotne i ważne. Nie ma tu barokowego szczegółu. Nie ma ornamentu. Są to obrazy z gruntu rzeczy. A co jest w gruncie rzeczy? Co pozostaje po odrzuceniu barwy, anegdoty, przypowieści? Ano, pozostaje tajemnica życia. Pozostają te fundamentalne pytania: Skąd przychodzimy? Dokąd zmierzamy? Po co to wszystko? Wszystkie, bez wyjątku, wizerunki człowieka prezentowane przez Solińskiego w jego linorytach, to uchwycone w kreskach, kropkach i plamach oblicza człowieka wyrażające zadziwienie światem; wizerunki ludzi z pułapki jaką jest świat. Ludzie często wpadają tu w otchłań, zlewają się z tłem._
O ile Derdowski wskazywał na egzystencjalne konteksty twórczości Solińskiego, o tyle Maciej Krzyżan szukał kontekstów teologicznych. I powiadał tak o linorycie ?Ukrzyżowanie ? Zmartwychwstanie?, który, jak przyznał przypadł mu szczególnie do gustu: – Otóż przedstawia on Chrystusa ukrzyżowanego, poddanego męczeńskiej śmierci i jednocześnie zmartwychwstającego, tę śmierć pokonującego. Oba te wydarzenia pokazane są tak jakby miały miejsce w tym samym czasie, co burzy nasze przywiązanie do wypowiadanej w ?Symbolu Apostolskim? formuły, iż ?ukrzyżowan, umarł i pogrzebion, zstąpił do piekieł i trzeciego dnia zmartwychwstał?. Równoczesność tych dwóch wydarzeń ukazana jest w perspektywie wertykalnej, wznoszącej się ku Bogu niczym modlitwa. Bo i czytam osobiście ten linoryt jako modlitwę jego twórcy.
Następnie Mieczysław Franaszek odczytał fragmenty eseju księdza Jana Sochonia. Ksiądz dzielił się między innymi takimi refleksjami na temat linorytów Jacka Solińskiego: Jednym z twórców należących do wyjątkowego kręgu tych, którzy odczuwają całym sobą aurę świętości, przenikającą stworzoną rzeczywistość, którzy nie ulegają chwilowym (modnym) fascynacjom i podążają osobną twórczą drogą jest Jacek Soliński, grafik, malarz, fotografik, publicysta i wydawca. Jestem z jego pracami związany wyjątkowymi więzami emocjonalnymi. Stąd też nie potrafię wyzbyć się pewnego typu interpretacyjnego uniesienia, kiedy je oglądam, wczytuję się w ich drobiazgową, krystaliczną fakturę, kiedy próbuję dociec przesłania, jakie do mnie kierują. Nie jest to jednakowoż proste, ponieważ ponowoczesna kultura zmusza (czy tylko mnie?) do wielu kompromisów, powoduje wewnętrzny skurcz i sprzeciw.
Ksiądz Sochoń wyraźnie przeciwstawiał twórczość Jacka Solińskiego wszelkim awangardyzmom. Soliński jawi się w refleksji księdza jako strażnik zarówno technik, jak i refleksji tradycyjnych, zakotwiczonych w myśleniu metafizycznym i religijnym. I dopowiada ksiądz Jan Sochoń, charakteryzując drogę twórczą Solińskiego: Topos drogi, wędrowania, przestrzeni wyznacza antropologiczne ramy, w jakich działa wyobraźnia Solińskiego. Najczęściej ów archetyp wyraża on pod postacią łodzi, łódki czy innego typu poruszającej się deski. Droga jest bowiem modelem życia. Żeby cokolwiek zrozumieć z egzystencjalnego doświadczenia, jakim z dnia na dzień obarcza się człowiek, trzeba po prostu wyruszyć w drogę, podjąć poznawczy i moralny wysiłek. To ważne, ponieważ droga (gr. hodos) oznacza także ?sposób?, ?metodę?, ?system?. Może odbywać się w wymiarze fizycznym, albo duchowym, wewnętrznym. Już w samym myśleniu dostrzegamy ruch między ?tu? i ?tam?, między skończonością a nieskończonością, między marzeniem a jego realizacją, rozumem a zmysłami. Samo wędrowanie (tudzież wędrowanie myśli i w myśli) pociąga za sobą możliwość dostąpienia prawdy, wolnej od treści doraźnych i przemijających. Bezruch to przecież nieprzejednany wróg ludzkiej duszy. Bezczynność zabija, odbiera radość istnienia, wprawia w stany depresyjne, będące skutkiem oddziaływania ?demona pory południowej?, według określenia popularnego w epoce Ojców Pustyni.
Następnie wystąpił Wiesław Trzeciakowski, który swoją uwagę skupił między innymi na linorycie ?Chciałbym myśleć? i opowiada o nim tak: ?Linoryt “Chciałbym myśleć” (1984 r.) opowiada o podróży na drugą stronę cierpliwości, gdzie człowiek myślący wreszcie zazna wytchnienia, poznania i pogodnie zakończy podróż. “Chciałbym myśleć” to znaczy chciałbym wiedzieć, jak iść i dokąd, mieć pewność. Idziemy drogami, a właściwie korytarzami niewyobrażalnego Labiryntu, jakim jest Dzieło Stworzenia. Światy duchowe, przyczynowe, i światy materialne, które Pismo Św. nazywa gliną w ręku Stwórcy. Taką gliną my także jesteśmy, nasza cielesność, a nasza wartość polega na obecności Ducha Bożego w naszym ciele. Bóg jest tą wartością, w nas. Kiedy człowiek umiera, odprowadza się zwłoki na cmentarz z szacunkiem i czcią, ale ta cześć bynajmniej nie jest okazywana zimnej powłoce ciała, lecz tej duszy ludzkiej, osobie, która była w ciele, miała twarz, głos, pracowała i ożywiała ciało, a teraz jej w ciele już nie ma, wróciła do swego źródła.
Zabawny tekst przesłał z okazji wystawy ?Pory dnia i pory roku? Henryk Majcherek. Cytuję ów tekst w całości, bowiem stanowi pogodne zwieńczenie całego wernisażu: Kiedyś wybrałem się rowerem nad jezioro koronowskie. Niespodziewanie dla siebie, myślę że i dla niego, w piaszczystej zatoczce zaskoczyłem starego, mocno posiwiałego anioła. Delikatnie obmywał namaszczone mydłem przeciwłupieżowym pióra skrzydeł i puszczał nosem kolorowe bańki. Myślałem, że to odbicie w jeziorze fragmentu nieba, ale ten stary anioł mył się, chlapiąc dookoła, zwyczajna ziemską wodą. Nawet nie rozglądał się na strony; tak był pewien, że nikogo tu nie ma. Włożyłem do ust dwa palce i gwizdnąłem przeraźliwie. Odwrócił się do mnie i syknął: ?Głupi, anioła nie widział! Daj mi spokój. Muszę się przecież od czasu do czasu umyć. Przepłukać anielskie włosy. Nie mogę śmierdzieć jak ty, człowieku. Nie jestem też z plastiku ani z gumy balonowej. No, znikaj, bo się rozłoszczę! To nic, że jestem od święta niewidzialny. Na co dzień muszę być pełen anielskich, nieziemskich zapachów ? różanych esencji, powiewów wiosny i woni orzechów. Zostaw już mnie w spokoju. Idź sobie, gdzie chcesz. Widziałeś mnie i już więcej nie zobaczysz. Zapomnij o mnie a ja o tobie nigdy nie zapomnę. Odejdź, proszę. Muszę jeszcze umyć nogi i dobrze wymoczyć odciski. Chmury na niebie są tak twarde jak przedwojenny żużel z Elektrowni Jachcic na torze stadionu Polonii. A ja boso? boso jak Cejrowski z Kociewia.” Zrobiło się mi przykro. Odszedłem speszony. Niestety, udałem się do autobusu PKS-u. Jakiś ?uczeń diabła? ukradł mi rower. W domu byłem bardzo, bardzo późno. Żona znowu wypomniała mi, że byłem z kumplami u Magdziarza.