Zostali wybrani 25 lat temu do sejmu i senatu na zasadach określonych przy okrągłym stole w 1989 r. Zakładały one, że wolne wybory dotyczyć będą 35% miejsc w sejmie, a pozostałe 65% przypisane zostaną Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i jej satelitom. Wybory do senatu były wolne.
Wszyscy wybrani wówczas parlamentarzyści zaproszeni zostali dzisiaj przez wojewodę Ewę Mes do urzędu wojewódzkiego na spotkanie. Z dużym sentymentem wspominali dzisiaj okres polskiej historii z przełomu lat 1989 – 1991.
Wybrani w 1989 r. parlamentarzyści zgodnie uznali, że wspólnie budowali nowy ustrój Polski.
- Umieliśmy siebie słuchać, nawet przekonywać siebie nawzajem – powiedziała Anna Bańkowska (w 1989 r. – PZPR, dzisiaj SLD) na spotkaniu. Przyznała jednak, że motorem zmian była “Solidarność”. – Generalnie głosowaliśmy prawie jak jeden mąż za planem Balcerowicza i to dla obozu obywatelskiego oznaczało triumf. Wprowadzany nowy ustrój polityczno-gospodarczy, powiedzmy sobie szczerze, był jako hasło w wyborach 89 roku zakamuflowany, bo Solidarność mówiła: Socjalizm – tak, wypaczenia – nie. Popierając to nowe obawialiśmy się, jakie to przyniesie skutki, no bo wiedzieliśmy, co się dzieje w zakładach pracy. Nikt z nas jednak nie odważył się pójść pod prąd – przedstawiła sytuację Bańkowska.
Anna Bańkowska podkreśliła konstruktywne współdziałanie posłów PZPR i Solidarności w pracy dla państwa i przeciwstawiła ten klimat obecnym kłótniom. – Solidarność nawet o nas nie mówiła wrogo. Mówili: przeciwnicy polityczni. Natomiast dzisiaj wróg to jest na porządku dziennym i jeszcze gorsze epitety – skarżyła się. – Tamten sejm, oczywiście, z wiodącą rolą Solidarności, przy naszym raz wsparciu, raz krygowaniu, co należy zrobić, bo do końca nie było wiadomo, doprowadził do zmian, dzięki którym jesteśmy tam, gdzie jesteśmy – dodała.
W podobnym duchu atmosferę tamtych dni odmalował prof. Marian Żenkiewicz (w 1989 r. PZPR – później SLD). – Była grupa posłów desygnowanych przez PZPR. Ale nie byli to działacze zawodowi. W przeważającej części były to kadry naukowe, techniczne, ja się do tej grupy zaliczałem. I myśmy mieli poczucie konieczności zmian – podkreślił prof. Żenkiewicz i przypomniał, że w sejmie, w którym ponad 170 posłów było z PZPR, zaledwie 4 zagłosowało przeciw planowi Balcerowicza. Zdaniem prof. Żenkiewicza było to możliwe, bo Polska miała trzech wybitnych przywódców: Mikołaja Kozakiewicza, marszałka sejmu, Tadeusza Mazowieckiego, premiera i gen. Jaruzelskiego, który trzymał w swym ręku MSW, wojsko i sprawy zagraniczne.
Bardzo pozytywnie kadencję sejmu kontraktowego i senatu I kadencji ocenił Antoni Tokarczuk (w 1989 r. – Komitet Obywatelski ?Solidarność? – później PC, PPChD, SKL-RNP, AW“S”). – Dzisiejsi parlamentarzyści mogliby się od nas uczyć – powiedział Tokarczuk i przyznał, że zdumiewająca była specyfika sejmu kontraktowego. – Jak głosowałem za planem Balcerowicza to wiedziałem, że kończy się moja związkowość – powiedział i opisał, jak rodził się wtedy kapitalizm, gdy komuniści wymieniali, jak to określił, legitymacje partyjne na książeczki czekowe, a wołgi na mercedesy. – Przywracaliśmy kapitalizm, mimo że tak tego nie nazywaliśmy. Przypomniał, że niektórzy ten kapitalizm wprowadzali na skróty. – Jako wojewoda miałem z panami S. do czynienia, spółkami alkoholowymi, następowało bogacenie się jednych kosztem innych. I te afery, kiedy ELTRA padała, bo SAMSUNG z klanem się dogadał – to były trudne sprawy i były błędy z naszej strony. Ale poczucie sensu i działalności było – stwierdził. – Milionerem nie zostałem, ale najgorzej nie żyję. Cztery razy w życiu byłem bezrobotny, tylko raz, w PRL-u z przyczyn politycznych. Teraz mogę powiedzieć, że już 7. miesiąc czekam na sprawiedliwość, na funkcjonowanie praworządności i że będę przywrócony do pracy po dyscyplinarnym zwolnieniu. Nie narzekam na Polskę. Nikt nie obiecywał, że wolna Polska będzie łatwiejsza. Zwierzęta w klatkach czasem mają lepiej niż te zwierzęta na wolności. Wolność jest wartością samą w sobie. Wolność nie przyniosła nam takich łatwych wyborów. Nie narzekam na Polskę, o swoje walczę i nie tracę nadziei – zwierzał się senator Senatu RP I kadencji.
- Myśmy pracowali przy otwartej kurtynie. Były transmisje w tv. Dzisiaj ludzie w ogóle nie wiedzą, co się merytorycznego w sejmie dzieje – wtrąciła Anna Bańkowska. A Tokarczuk skomentował: – Na tym polega problem z demokracją, że zasady funkcjonowania życia publicznego postawione są na głowie. Liderzy partyjni wyznaczają: ty wejdziesz na pierwsze miejsce, jak będziesz posłuszny. I tak jest w każdej partii.
Wyjątkową pracowitość sejmu kontraktowego i jego propaństwowość przypomniała Dobrochna Kędzierska-Truszczyńska (w 1989 r. – PZPR, później Polska Unia Socjaldemokratyczna). – Ukraińcy zapytali mnie, co mają robić, by im się udało. Odpowiedziałam; musicie mieć Mazowieckiego, Balcerowicza, Geremka, Wałęsę i musicie mieć parlament X kadencji i senat I kadencji. Była dziennikarka “Wprost” przypomniała też: – Byliśmy razem. W skórę braliśmy razem. I z tego wyszliśmy po prostu mądrzejsi, lepsi i że nam się tyle udało. Aczkolwiek wiele osób ma nam za złe, że nam się aż tyle nie udało.
- No tak, ale możemy spokojnie spać. I jak spadnie coś z dachu – to wiesz, to nie będzie ABW, że musi ręce na dół i na podłogę – skomentował Henryk Kaczmarek (w 1989 r. PZPR).