Bardzo zdenerwował mnie i zmartwił jednocześnie dzisiejszy artykuł red. Małgorzaty Czajkowskiej na portalu bydgoszcz.wyborcza.pl pt. "Dziura zamiast wieżowca. Bruski zawiadamia prokuraturę". Najlepiej poinformowany portal w naszym mieście o tym, co dzieje się za kulisami bydgoskiego ratusza, pokazujący i tłumaczący nam zawiłości kuchni politycznej, odsłonił nam dzisiaj przerażającą prawdę.  To co się dzieje i może jeszcze stać, tłumaczyć można tylko zbliżającymi się wyborami samorządowymi i związaną z nimi kampanią wyborczą.

Jak wiadomo, Nordic Development stawia nad Brdą, tuż za mostem Bernardyńskim, kilkunastopiętrowy wielomieszkaniowy budynek o wdzięcznej i pobudzającej wyobraźnię nazwie Nordic Astrum. Zaznaczmy od razu, że nie jest to jakaś samowola budowlana. Inwestycja otrzymała wszystkie stosowne zezwolenia od właściwych władz, bo przecież gdyby było inaczej, jego budowa nie mogłaby ruszyć z miejsca. 

Tymczasem chyba jakieś gwiazdy na niebie musiały zostać przy okazji tej budowy na niebie poruszone, bo jeszcze wielomieszkaniowy wieżowiec nie wystrzelił ku słońcu, a ziemia wokół zadrżała, domy i ulica Babia Wieś zaczęły pękać.

Takie nadzwyczajne zjawiska nie mogły ujść uwadze prezydenta Bydgoszczy. Dzięki portalowi bydgoszcz.wyborcza.pl dowiedzieliśmy się dzisiaj, że w poniedziałek prezydent Rafał Bruski "zwołał drogowców, geodetów, inspektora budowlanego i przedstawicieli ADM na naradę w tej sprawie". Ich relacje musiały wywołać nie lada ambaras, a może i przerażenie, bo red. Małgorzata Czajkowska poinformowała nas jedynie o wnioskach, a właściwie jednej konkluzji z tej narady: "zapadła decyzja, by sprawę skierować do prokuratury w związku z art. 163 Kodeksu karnego", który mówi "o sprowadzeniu zdarzenia zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób lub mieniu w wielkich rozmiarach".

Świat stanął na głowie! Czym tłumaczyć, takie zachowanie prezydenta Rafała Bruskiego? Można by oczywiście i w tym przypadku rozważyć możliwość oddziaływania gwiazd na zachowanie poddanych ich wpływowi ludzi, ale narzuca się mimo wszystko bardziej prozaiczne wyjaśnienie tej zagadki. Jesienią odbędą się wybory samorządowe w naszym mieście i nic bardziej, jak zbliżająca się elekcja prezydencka, nie zostało przez Rafała Bruskiego przy podjęciu tej decyzji  wzięte pod uwagę.

Taka decyzja rzecz jasna musi być prawdziwym trzęsieniem ziemi nie tylko dla najbliższego prezydenckiego otoczenia, ale dla całego urzędu miasta. Bo niby do czego prokuratura miałaby w ramach wszczętego postępowania dojść? Jeśliby powołani do wydania ekspertyzy biegli wskazali na gwiazdy, jako bezpośrednich sprawców poruszenia ziemi za mostem Bernardyńskim, to pół biedy, sprawa byłaby umorzona, bo i sejm nie dałby rady tak zmienić prawa, by przed trybunałem na ławie oskarżonych posadzić winnych "sprowadzenia zdarzenia zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób lub mieniu w wielkich rozmiarach". Jeśli jednak nie gwiazdy, to co lub kto? I tu jest ambaras nad ambarasy, bo chyba nikt dzisiaj nie wie, co może wyniknąć z badania dokumentów.

W tej sytuacji jedyna nadzieja w byłym redaktorze bydgoskiej "Wyborczej", Marcinie Kowalskim, co to doradza, różnym miejskim spółkom, że nie poskąpi porady i samemu prezydentowi Rafałowi Bruskiemu. Podpowiadam, co robić. Sprawę można by rozwiązać w sposób prosty i sprawdzony już w naszym mieście.

Można by przekonać prezydenta, że donosy do prokuratury to pisowski sposób prowadzenia polityki. Przecież my tutaj, w Bydgoszczy, ponad podziałami politycznymi,  wypracowaliśmy inny sposób rozwiązywania takich problemów. Przecież szef Nordic Development zdradził, dzięki dociekliwości red. Czajkowskiej, że "za odpowiednią cenę" jest gotów sprzedać nieruchomość, która sprawia tyle problemów. Informacja o tym, że "pojawiło się już kilku inwestorów zainteresowanych kupnem działki wraz z projektem" i że są "to deweloperzy z Warszawy, Krakowa, Torunia i Bydgoszczy" powinna być ostatnim dzwonkiem alarmowym! Trzeba działać! Trzeba uprzedzić deweloperów z Warszawy, Krakowa, Torunia i Bydgoszczy i wejść do gry. Tak jak w przypadku z Młynami Rothera, podjąć szybkie, profesjonalne rokowania, rzucić na stół kilka milionów, zaproponować działki zamienne, niekoniecznie nad samym brzegiem Brdy, wykazać się ponownie najwyższymi zdolnościami negocjacyjnymi i odzyskać tę działkę dla miasta, dla nas wszystkich. Takiego pomysłu i rozwiązania problemu, jak w przypadku Młynów Rothera, nie odrzuci nikt, koalicja i opozycja wspólnie ponad podziałami pokażą, że w sprawach najważniejszych dla miasta można się porozumieć. Przy spełnieniu takich warunków i gwiazdy przestaną bruździć, i ziemia drżeć w podstawach, i tramwaj ruszy przez Babią Wieś.

Będzie kłopot, co z pozyskaną działką zrobić? Nie ma obaw, mieszkańcy w konsultacjach społecznych wskażą najbardziej pożądane jej przeznaczenie.