Prezydent Rafał Bruski dwa lata temu obliczył, że na zaspokojenie wszystkich potrzeb bydgoszczan musiałby mieć w budżecie miasta wolne 8 mld złotych. W związku z nową perspektywą unijną na lata 2014-2020, w ramach której Polsce przyznana została kwota 82,5 mld euro, w samorządach trwają prace nad różnymi programami inwestycyjnymi. Bydgoskim radnym co kwartał prezydent miasta będzie przekazywał informację na temat postępu w pozyskiwaniu europejskich funduszy.

Dzisiaj na sesji, po raz pierwszy informację w tej sprawie przedstawiła Monika Utrutko, kierownik Referatu Funduszy Europejskich w Wydziale Rozwoju i Wdrażania Polityki Terytorialnej Urzędu Miasta Bydgoszczy. Poinformowała ona, że
miejscy urzędnicy wskazali 160 różnych inwestycji, które za kwotę 4,3 mld zł mogłyby być podjęte do 2023 roku. Zastrzegła jednak, że w obecnej perspektywie unijnej pozyskiwanie pieniędzy będzie trudniejsze niż w poprzedniej. Wskazała na priorytety Unii Europejskiej na obecnym etapie, które będą musiały być uwzględnione przy konstruowaniu programów finansowanych z unijnych pieniędzy. Najważniejsze dotyczyć będą adaptacji do zmian klimatycznych i w tym zakresie konieczne będą “działania na rzecz dostosowania się do prognozowanych skutków zmian klimatu, które powinny być realizowane jednocześnie z działaniami ograniczającymi emisję gazów cieplarnianych, zwłaszcza ograniczenia emisji CO2 i wspieranie gospodarki niskoemisyjnej”.

Duży nacisk UE kłaść również będzie na inwestycje w społeczeństwo, zwłaszcza w jego właściwą edukację. Natomiast do przeszłości w nowej perspektywie przejdzie dofinansowanie programów w sferze zdrowia i kultury. Monika Utrutko poinformowała również, że Unia Europejska zauważyła, że przedsiębiorstwa w Polsce nie są należycie powiązane z uczelniami wyższymi i w związku z tym duży nacisk kłaść będzie na tworzenie odpowiednich powiązań między gospodarką i nauką.

- Materiał, nie powiem, że mocno rozczarowuje, ale jednak rozczarowuje – powiedział wiceprzewodniczący rady Jan Szopiński (SLD) po wysłuchaniu informacji. – Forma tego materiału stanowi z punktu widzenia promocji Bydgoszczy o wizerunku naszego miasta. Myślałem, że ten punkt dzisiejszej sesji zostanie odpowiednio wykorzystany. Liczyłem, że wystąpi pan prezydent, przedstawi listę najważniejszych inwestycji i nas swoją wizją natchnie i powie: to jest plan naszego działania na najbliższe lata – stwierdził i dodał, że z przedstawionej informacji nie wynika jasno, czy jako miasto jesteśmy do wykorzystania pieniędzy z Unii przygotowani czy nie. Z tą oceną zgodził się Łukasz Schreiber (PiS), który przedstawioną informację określił jako niezwykle ogólnikową, bez konkretów. Poparł zgłoszony postulat powołania specjalnej komisji rady, która zajęłaby się monitorowaniem i nadzorowaniem działań urzędu miasta w zakresie programowania i wydatkowania środków unijnych i przygotowywanych inwestycji.

Prezydent Rafał Bruski krytykę odrzucił. Przypomniał, że wszystkie priorytetowe inwestycje wskazane są w strategii rozwoju Bydgoszczy do 2030 roku i będą mieć zapewnione finansowanie w budżecie miasta.

Przy okazji dyskusji nad przedstawioną informacją Marek Gralik (PiS) zapytał prezydenta o impas, jaki powstał w tworzeniu bydgosko-toruńskiego ZIT-u. Zauważył, że gdyby nie ingerencja ponad roku temu ówczesnej minister Elżbiety Bieńkowskiej Bydgoszcz miała szansę na własny ZIT i uniknięcie sporów z Toruniem. Zdaniem Marka Gralika Bieńkowska wprowadziła wtedy w błąd bydgoskich samorządowców, że nie jest możliwe tworzenie przez Bydgoszcz samodzielnego ZIT-u.

Z tym stanowiskiem nie zgodził się prezydent Rafał Bruski, który stwierdził, że to Unia Europejska ma pieniądze i przez to władzę ustalenia zasad, na jakich Bydgoszcz mogła tworzyć ZIT. – Moja wiedza jest szersza, pogłębiona i nie udowodnię tu panu mojej przewagi – krótko skwitował Bruski. Poinformował również, że na 13 maja zwołał posiedzenie zarządu ZIT-u, na które zaprosi przedstawicieli ministerstwa po to, by przekonali się, na czym polegają bydgosko-toruńskie rozbieżności i kto paraliżuje współpracę.