W “Alfabecie Zybertowicza” pod hasłem: “Kaczyński, Jarosław” czytamy: “Liczba jego wad przekracza ludzkie wyobrażenie. Niekiedy, gdy w gronie ekspertów krytykowane są jego decyzje, mam wrażenie, iż sam nie może się nadziwić, że zaszedł w życiu tak daleko… Gdy opowiedział memu synowi, iż w dzieciństwie tak często gubił rękawiczki, że przestał je nosić, syn natychmiast uznał to za alibi dla beztroskiego gubienia także czapek i szalików.”

Dla znacznej części działaczy PiS taka charakterystyka Prezesa i Premiera niewątpliwie musiała być obrazoburcza. Trudno, żeby dostrzegli oni ironię, a nawet paradoks wynikający z zestawienia dwóch pierwszych zdań z ostatnim. Zresztą i tak jakakolwiek próba tłumaczenia dwóch pierwszych zdań, że Zybertowicz myśl buduje przewrotnie i należy ją odczytać łącznie ze zdaniem trzecim nawet dla najbardziej finezyjnego egzegety i tak zakończyłaby się absolutną klęską. Przecież agora polityki polskiej to nie uniwersytet a partyjne zebrania aktywistów. I Kaczyński tych drugich postanowił nie lekceważyć, bo przecież nie będzie odkryciem stwierdzenie, że wewnątrzne dyskusje, analizy i oceny w PiS-ie na dole co do formy są bliższe związkowym niż uniwersyteckim. Na podniesiony alarm o objawieniu się “syndromu Migalskiego” jeszcze przed wyborczym rozstrzygnięciem zareagował tak jak to w Bydgoszczy zobaczyliśmy i usłyszeliśmy.

Gdy szukam teraz najbardziej trafnych komentarzy tego, co się stało, czyli przyjazdu prezesa Kaczyńskiego do Bydgoszczy, zdyskredytowania prof. Zybertowicza i udzielenia błogosławieństwa Złotowskiemu, za najbardziej trafny i reprezentatywny uznaję ten poczyniony przez red. Radosława Sałacińskiego na Facebooku. Sałaciński pomaga Złotowskiemu w kampanii wyborczej i sfilmował przebieg konferencji prasowej, na której Kaczyński udzielił Złotowskiemu jednoznacznego wsparcia. Film opublikował we własnym portalu “Życie Bydgoszczy” i na Facebooku i tam opatrzył takim komentarzem:

“Prof. Andrzej Zybertowicz wychylił się przed szereg. W opublikowanym na łamach “wSieci” felietonie publicznie skrytykował prezesa Kaczyńskiego. Ten przyjechał do naszego regionu i powiedział co na ten temat sądzi. Teraz wszystkie media ogólnopolskie pokazały tą przepychankę. Nie pozostawia to złudzeń, że Kosma Złotowski nie musi obawiać się o wyniki niedzielnych wyborów! On już je wygrał! Sami zobaczcie nagranie…” (pisownia oryginalna)

Sałaciński zaprezentował, tak sądzę, odczucia najbliższego grona osób zaangażowanych w kampanię Złotowskiego. Codziennie przecież widział i był świadkiem “przepychanki” między nr 1 Złotowskim i nr 2 Zybertowiczem. Z zasad ordynacji wyborczej i poparcia, jakie posiada PiS jasno wynika, że w Kujawsko-Pomorskiem mandat może uzyskać i na blisko 100% uzyska jeden kandydat Prawa i Sprawiedliwości. Z tego powodu realna walka o mandat nie toczy się między Złotowskim a Rostowskim z PO lub między Zybertowiczem a Zemke z SLD, czy jakimkolwiek innym kandydatem z konkurencyjnej listy, tylko właśnie między Złotowskim i Zybertowiczem. Z tego powodu popierający Złotowskiego, który decyzją partii Jarosława Kaczyńskiego dostał “jedynkę” na liście, musieli zgrzytać zębami, gdy zobaczyli, że prof. Zybertowicz prowadzi dynamiczną kampanię wyborczą, odbywa dziesiątki spotkań, jego popularność rośnie i osiągana jest nie tylko przy pomocy haseł: 100 euro z budżetu Unii i 500 zł z budżetu państwa na każde polskie dziecko, jakimi to hasłami szermował Złotowski. Ciśnienie sięgnęło zenitu, gdy ciągle w sondażach widniało, że Złotowski z Zybertowiczem idą łeb w łeb.

Taki stan nawet między “bliskimi”, z tej samej listy kandydatami musiał rodzić tarcia, bo trudno było założyć, że prof. Zybertowicz będzie prowadził kampanię, mówiąc: Ja jestem numerem dwa, wielce czcigodny poseł Kosma Złotowski jest numerem jeden, no, ale jeśli ktoś chce zagłosować na mnie, to ja dziękuję bardzo! Prowadził kampanię na poważnie i na całego i w mojej ocenie była to w naszym okręgu najlepsza i najbardziej przemyślana i finezyjna kampania indywidualna.

Z tego powodu finał tej kampanii musi budzić niesmak. Bo jeśli przeczytamy Alfabet Zybertowicza opublikowany w tygodniku “wSieci” lub też wywiad, jaki z prof. Zybertowiczem przeprowadził tygodnik “Do Rzeczy” to trudno zakwalifikować oba materiały jako dowód na kandydowanie z list PiS, zakamuflowanego, drugiego Marka Migalskiego, nawet jeśli przyjęlibyśmy najdalej idącą partyjną czujność i również ten sposób porównania uznalibyśmy za zasadny.

Wracając zaś do żołnierskiej retoryki red. Sałacińskiego, najlepiej w pewnych kręgach opisującej charakter zjawiska, dodać należy, że po wizycie prezesa Kaczyńskiego w Bydgoszczy szeregi PiS-owskich pułków walczących w wyborach zostały wyrównane, odchylenia usunięte, wiedzą one teraz o co walczą i dokąd zmierzają, choć przyznać chyba trzeba, że wobec przeciwników politycznych, a zwłaszcza wobec Platformy odbyło się to postąpieniem co najmniej jednego kroku wstecz.