Dawno na sesji nie było tylu emocji co przed i w czasie dzisiejszej debaty nad obywatelskim projektem uchwały, obniżającym stawki za wywóz śmieci do 6,50 zł od mieszkańca, gdy śmieci będą segregowane i 13 zł, gdy nie będą. Wnioskodawców projektu wspierała grupa kilkudziesięciu bydgoszczan, którzy pojawili się na sesji. Szczelnie wypełnili oni salę sesyjną i kuluary, żywo reagując podczas dyskusji radnych.
- Bydgoszczanie nie są słuchani przez prezydenta. Ludzie nie są słuchani przez prezydenta. 12 tys. mieszkańców prosi o to, by ceny za wywóz śmieci utrzymać na dotychczasowym poziomie – powiedział na otwarcie dyskusji Mariusz Krupa, prezes stowarzyszenia My Bydgoszczanie. Następnie głos zabrał wnioskodawca obywatelskiego projektu Bogdan Dzakanowski. Skrytykował zastępcę prezydenta Grażynę Ciemniak, która – jego zdaniem – stwierdziła, że w Bydgoszczy nie będzie podwyżki opłat za wywóz śmieci. – Jeśli pani Ciemniak otrzymała 27 tys. zł nagrody to może dla niej to nie jest to podwyżka – ocenił. Tymczasem na przykładzie własnej rodziny wnioskodawca wyliczył, że rocznie będzie płacić więcej o 840 zł. Zarzucił prezydentowi Bruskiemu, że nowy system nie wejdzie w życie z dniem 1 lipca br. – To nie wina bydgoszczan, że są takie opóźnienia – stwierdził. Skrytykował wadliwe wyliczenia firmy, która szacowała koszt wywozu śmieci w Bydgoszczy, których nie potwierdziły wyniki przetargu. Domagał się, aby taki sam przetarg rozpisany został na zagospodarowanie odpadów, a nie tworzenie monopolu spółki ProNatura, bo to tylko zwiększa koszty. – Chcemy rozmów. Jest jeszcze czas, bo za chwilę tego czasu nie będzie – wezwał.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz będę mówić o trudnych decyzjach. I merytorycznie, i społecznie. Do zajęcia się gospodarką odpadami zobligowani jesteśmy przez ustawę. Polska jest śmietniskiem Unii Europejskiej. Z tego powodu UE może naliczyć Polsce 70 tys. euro kar dziennie – głos zabral prezydent Rafał Bruski. Przypomniał, że miasto nie może zarabiać na gospodarce śmieciami, a dzisiaj prywatne firmy na tym zarabiają. Co do formułowanych zarzutów utajnienia raportu firmy, na podstawie której miasto wyliczyło koszty systemu przed przetargiem na wywóz śmieci wyjaśnił, że służyło to właśnie temu, żeby wyniki przetargu okazały się korzystne. – Odmawiałem, by kolega pana Dzakanowskiego w Toruniu, odpowiadający za gospodarkę odpadami nie dysponował tymi danymi. I w Toruniu te koszty są wyższe. Zresztą pan Łada nie zdał do tej pory trzech telefonów służbowych po jego odejściu z bydgoskiego urzędu – odparował zarzuty. Powiedział, że do dyskusji o śmieciach wkradła się polityka. – Tak oceniam stowarzyszenie My Bydgoszczanie, którego akcja opiera się na półprawdach. Przypomina to inną akcję sprzed kilku lat: czy chcesz budowy aquaparku, pod którą z poparciem podpisało się 61 tys. mieszkanców – powiedział. Poinformował, że przyjęcie uchwały w konsekwencji doprowadziłoby do niekorzystnych zmian w budżecie miasta: trzeba będzie na sfinansowanie gospodarki śmieciami znaleźć dodatkowo 20 mln zł. Skrytykował wiarygodność stowarzyszenia My Bydgoszczanie i poinformował, ze większość jego członków nie mieszka w Bydgoszczy: np. prezes Krupa w Białych Błotach, a wiceprezes Mariusz Andryszak w Mroczy. Następnie zapytał, czy może ujawnić wysokość nagród, jakie wnioskodawca otrzymywał kilka lat temu od prezydenta Konstantego Dombrowicza. W związku z tym, że Bogdan Dzakanowski nie wyraził zgody, prezydent Bruski ujawnił, że był on dla poprzedniego prezydenta cenniejszy niż pani Grażyna Ciemniak dla niego.
Na koniec prezydent Rafał Bruski oświadczył, że nie może kierować się populizmem. – Ekonomii nie da się oszukać. Wiemy, jak to się skończyło w Grecji. Populistyczna polityka może być skuteczna do zdobycia władzy. W dyskusji na obietnice przegram. Tym się różnimy panie Dzakanowski – stwierdził Bruski.
Bardziej szczegółową analizą kosztów gospodarki odpadami w Bydgoszczy przedstawił skarbnik miasta Piotr Tomaszewski. Podważył ogólne szacunki stowarzyszenia My Bydgoszczanie i poinformował, ze gdyby przyjąć stawkę 6,50 zł za wywóz segregowanych odpadów to miasto powinno liczyć ponad pół miliona mieszkańców.
- Kłótnie w rodzinie są najbardziej bolesne – powiedział Piotr Król (PiS). – Co to za poziom? Przecież pan i pana partia popieraliście aquapark – zwrócił się do prezydenta Bruskiego. – To duża niestosowność ten dzisiejszy magiel. Moja partia była w tej sprawie konsekwentna i byliśmy ośmieszani, gdy była debata o aquaparku. Poprzemy obywatelski projekt, bo obniża ceny – poinformował Król.
- Nie godzi się prezydentowi Bydgoszczy opluwać innych. Rafałowi Bruskiemu – tak, prezydentowi – nie – zaprotestował Maciej Grześkowiak z Miasta dla Pokoleń. – Jeśli ktoś nie oddał komórki to powinien to pan wyegzekwować i tak powinno to być załatwione. Powinien pan przeprosić, że oczernia pan ludzi i wytyka adresy zamieszkania. Niech pan spojrzy, skąd wywodzą się pana najbliżsi współpracownicy – ripostował. – Pan myśli, że bydgoszczanie są bezmyślni, że 12 tys. ludzi dało się omamić agitatorom. Nie wolno ludzi obrażać. Pana kampania informacyjna była do luftu, firma audytorska wyliczająca koszty też się pomyliła. Pokazywanie i uchwalenie stawek 25 zł i 12,50 zł było błędem. Sukcesem byłoby, gdyby firmie udało się wyliczyć taniej, ale jak się za coś biorą urzędnicy to cena wzrasta o 100% – punktował i zapowiedział poparcie projektu.
Monika Matowska (PO) poinformowała, że trzy młodzieżówki różnych partii zaapelowały o niepoddawanie się demagogii, na której oparty jest projekt i zapowiedziała, że będzie głosować przeciw. Janusz Czwojda (PO) powiedział, że jego wyliczenia też wskazują, że miasto winno liczyć 500 tys. mieszkańców, by ustalić stawki na tak niskim poziomie.
Anna Mackiewicz (SLD) podziękowała mieszkańcom za inicjatywę obywatelską, że taki projekt powstał, choć uznała, że nie jest on korzystny dla miasta, a radni mogą się z nim nie zgodzić. Wyraziła niepokój pytaniem: kiedy uchwała z ostatecznymi stawkami będzie gotowa. Agnieszka Bąk (PO) stwierdziła, że inicjatorzy uchwały chcą zbić na niej kapitał polityczny i widać, że zbliżają się wybory samorządowe. Z kolei Jacek Bukowski (SLD) poinformował, że projekt jest trzecią inicjatywą obywatelską w historii bydgoskiego samorządu. Dwie poprzednie były autorstwa SLD, a obie swoimi działaniami storpedował Bogdan Dzakanowski, powołując się na kwestie formalne. – Pierwsza, by nie nazywać mostu imieniem zdrajcy Kuklińskiego, druga zakazująca sprzedaży KPEC – poinformował. – Teraz panie Bogdanie może pan projekt przedstawić – zauważył.
Rafał Bruski, odpowiadając na zarzuty powiedział, że jego drogi z Konstantym Dombrowiczem się rozeszły, a obecna kampania przeciw nowemu systemowi w gospodarce śmieciowej oparta jest na manipulacjach. – Gdyby ktoś mnie straszył, że będzie kilkaset procent drożej też bym się pod projektem podpisał. A przecież żadna wielka rewolucja nas nie czeka. Jako kraj musimy to zrobić – powiedział i zwrócił uwagę, że przez minione 20 lat firmy prywatne nie inwestowały w gospodarkę śmieciową tak jak powinny, a w działaniach tych firm musi pojawić się zysk. – A my chcemy tylko pokryć koszty – zauważył.
O zaakceptowanie uchwały zaapelował wnioskodawca Bogdan Dzakanowski. – Uchwałę popiera 12 tys. mieszkańców i ponad 40 organizacji, w tym rady osiedla i związki zawodowe. Proszę o głos rozsądku – zaapelował.
W głosowaniu uchwała nie znalazła uznania większości radnych. Poparło ją 10 radnych z PiS i MdP, a 20 z PO i SLD było przeciw.