Promienność w Układzie scalonym,

czyli wernisaże w czasach pandemii. Rzecz o linorytach Jacka Solińskiego

Okazją do prezentacji dorobku artysty Jacka Solińskiego[1] jest jego kolejny – trzydziesty szósty październikowy wernisaż. Wystawa tegoroczna zatytułowana „UKŁAD SCALONY” stanowi dopełnienie tej z 2020 pt. „PROMIENNOŚĆ”. Obie jesienne prezentacje (24.10 jest dniem urodzin artysty) odbyły się w trudnym czasie pandemicznym, w Galerii Autorskiej przy Chocimskiej 5. Pomimo ograniczeń spowodowanych epidemią autor podjął się organizacji wystaw, co jest podyktowane pragnieniem ocalenia ciągłości i rytmu urodzinowych spotkań. Soliński pisze:

U zarania wszelkich twórczych poczynań pojawia się nurtujące pytanie: skąd bierze się wszelka aktywność? Odpowiedź jest jedna, ale każdy, by to wyjaśnić, znajduje inne słowa. Wyrazy, jak fale oceanu rozlewają się i wycofują, są blisko, by za moment zniknąć. Przypływy i odpływy, jak przebudzenia i zaśnięcia, wyznaczają rytm powtarzalności. Słowa przebrzmiałe i zużyte ponownie stają się „od nowa” ważne. (…)

Żyję w ufności, że aktywność jest darem, który otrzymaliśmy w dzierżawę. Wszelka energia to kapitał do zagospodarowania w czasie. Nie wystarczy być, trzeba również uczyć się obecności, podejmując ten trud każdego dnia od nowa. Dlatego praca grafika-linorytnika stanowi dla mnie wyzwanie, coś w rodzaju życiowego kontraktu rozwijania inwencji. Na co dzień okulary są mi potrzebne, by poruszać się i widzieć wyraźniej, a uprawianie grafiki to żmudna  praca nad doskonaleniem dodatkowych soczewek tworzących optykę refleksyjną. („Optyka refleksyjna”,  2021)

 Wernisaż jest dla Solińskiego osobistym świętem, jest jak otwieranie domu dla gości, jak udostępnianie intymnej przestrzeni, koniecznej do nawiązania relacji.

Przesłanie twórczości Solińskiego trafnie definiuje wypowiedź samego autora:

Pozostając w oddaleniu nie chciałbym przestać uczyć się otwartości. To ważne, by niektóre istotne słowa mogły nas budzić. Byśmy mogli patrząc widzieć dalej, niż nam wzrok na to pozwala, by potrzeba samotności nigdy nie stała w kolizji z poczuciem wspólnoty.  Byśmy wzajemność pozytywnych intencji potrafili między sobą dzielić przy każdym powitaniu. Twórczość powinna rozpraszać to, co pozorne czy fałszywe, powinna oczyszczać. („Wejście do ciszy”, 1993)

W surowym wnętrzu Galerii Autorskiej, na tle jasnych ścian zaprezentowanych zostało, łącznie w obu latach, 43 linoryty niebarwione, utrzymane w odcieniach szarości z mocno zarysowanymi: liniami czerni i białymi wypełnieniami. Ich wymowa współgra z ciszą. Paradoksalnie cisza ma tu głos. Ona jest źródłem i celem, czymś mistycznym, bowiem właśnie w ciszy, jak dostrzega artysta, dokonuje się akt przeżycia sztuki. („Wejście do ciszy”, 1993)

Istotą każdego artystycznego działania jest próba nazwania stanu ducha, którego nazwać nie sposób, uchwycenia tego, co nieuchwytne. To przecież czysta definicja poezji. Zapoznając się ze szkicami Solińskiego, dotyczącymi jego filozofii artystycznej i życiowej, dostrzec można, jak silnie  łączy on akt twórczy plastyka z przeżywaniem doświadczenia poetyckiego.

Chciałbym uprawiać grafikę jak poezję wiarygodną, ale nie oczywistą; zbliżać się do oczywistości, która nigdy nie nastąpi, bo działa wbrew poezji. („Logika linii”, 2010)

Innym razem powie:

Aby przeżywać coś dogłębnie, należy stale uczyć się wartości upływającego czasu – afirmować chwilę po chwili. Trzeba otworzyć się na świat stwo­rzony, który stanowi źródło wszelkiej poezji. („Zajęcia niepotrzebne”, 2000)

Linoryty Solińskiego to dzieła kontemplacyjne, co zdaje się podkreślać praca pt. „Słuchanie szelestu”. Nie bez przyczyny właśnie tę umieścił artysta na plakacie informującym o wystawie w 2020. W ten sposób uczynił ją reprezentatywną dla wernisażu. Soliński bowiem, jak ten który słucha szelestu jest osobowością skupioną na granicy dwóch światów – na sacrum mieszającym się z profanum. Jego twórczość jest swoistym zapisem drogi do samego siebie. Prezentowane grafiki układają się w opowieść o stawaniu się. A autor jawi się jako diagnostyk kondycji duchowej człowieka. Ciekawym tropem interpretacyjnym linorytów staje się kategoria metafory. Bydgoski artysta ukazuje bohatera swoich prac w ruchu,  często w drodze („Do wnętrza”), trzymającego w dłoni parasol („Prawdopodobieństwo albo rozmyślania”) czy pręt lub kij skierowany ku niebu („Kleksolog łapie myśli”, „Drażnienie nieba”, „Przebijanie sufitu”). A częsty motyw podróży łodzią (np. „Wir”) interpretowany jako obraz ludzkiego losu i natury człowieka, wiedzie w stronę fundamentalnych pytań i ponadczasowych wartości.  Znamienny jest tu wizerunek wiosłującego człowieka z linorytu pt. „Stałość i względność”. Absurd przedstawionej sytuacji polega na tym, że bohater nie unosi się na wodzie, lecz siedzi na pniu, zapewne mocno zakorzenionym w małej wysepce, pośród fal. Żyje złudzeniem, że płynie, że panuje nad sytuacją. Jakże jest irytujący w naiwnej pewności, że to co czyni, jest słuszne. Soliński okrutnie demaskuje jego pychę, skazując tym samym na śmieszność. Obraz nieba na tym wypukłodruku, przedstawiony jest jako sekwencja prześwitów, interpretowanych dowolnie: jako nadzieję na światło życia lub złowrogie rozdarcie, będące ostrzeżeniem przed karą Boską? Trafnym komentarzem do refleksji nad wspomnianym dziełem są słowa artysty:

Posługując się tylko wiedzą, skazujemy się na trwanie w jednym wymiarze, w jednej porze dnia. Usiłując samodzielnie określić podział między światłem i ciemnością, między jawą i snem, miedzy niebem i ziemią, tworzymy fikcję. Kierujemy się tylko tym, co wyznacza „Szerokość” odrzucając „wysokość”. Negujemy to, co było w nas wyznacznikiem sensu istnienia; to, co było głęboko w nas wpisane. Tracimy intuicję poczucia prawdy, dobra i piękna. („Wejście do ciszy”, 1993)

 

Bohater linorytów Solińskiego to także bohater kroczący, jak choćby ten z linorytu pt. „Coraz wyraźniej”, spiesznie podążający do celu. Soliński zdaje się sugerować, że mocne stąpanie po ziemi to nie wszystko. Należy wiedzieć, dokąd się zmierza. Po raz kolejny w indywidualne przemyślenia autora wpisuje się uniwersalizm. Z gąszczu liści wyłania się ramię trzymające zapaloną latarnię, która wskazuje kierunek, wyznaczony przez wartości najistotniejsze. Humanizm Solińskiego wyraża się w przekonaniu, że człowiek jest przede wszystkim istotą duchową, co wydatnie podkreśla wypowiedź:

Umowność rozumienia czasu wpisujemy w rytm dni, miesięcy i lat. Poddając się temu cyklowi, systematycznie przekraczam progi ustawione przez pamięć. Ucząc się, czym jest teraźniejszość i przemijanie, wierzę, że istniejemy również ponad tym porządkiem. („Rytm obecności”, 1991)

Postać z linorytu pt. „Rysowanie czasu” kreśli zawiłe, gęste linie, będące odniesieniem do czasu. Linie płynnie wypełniające przestrzeń wokółludzką, najgłębiej dotykają i przenikają umysł człowieka. Rysuje on swój czas, jest zatem jego kreatorem, współtwórcą własnego losu. Przyjmuje pozycję siedzącą, dobitniej mówiąc –zajmuje miejsce w chronologii świata, miejsce jemu przynależne. Jednakże nagość bohatera wyraża jego bezbronność wobec nieuniknionego biegu zdarzeń, wobec okrutnego prawa przemijania.

Linoryty: „Normalność jest szaleństwem”, „Przebijanie sufitu”, Drażnienie nieba”, „Koniec początku”, „Wir” stanowią interpretacyjny cykl – odpowiedź na globalną sytuację utraty wartości uniwersalnych.  

Warto docenić eschatologiczny wydźwięk prac Solińskiego. Pracownik zmierzchu, przedstawiony na linorycie o tym samym tytule, kojarzy się ze średniowiecznym uosobieniem śmierci. Postać prawie niewidoczna, trzyma trzonek kosy, odwieczny atrybut tego, co ostateczne. Kosa wydaję się lśnić. Śmierć przedziera się przez wysoką trawę, wypełniającą całe tło. Ten motyw z kolei przywodzi na myśl słowa z biblijnego Psalmu 103:

Dni człowieka są jak trawa;
kwitnie jak kwiat na polu.
ledwie muśnie go wiatr, a już go nie ma,
i miejsce, gdzie był, już go nie poznaje.

Linoryt ten jest jak upomnienie i równie dobrze mógłby nosić tytuł „Memento Mori”. Stanowi potwierdzenie tezy, że twórczość bydgoszczanina należy czytać z uwagą, bo skrywa ona głębokie sensy.

Pamięć pozwala konfrontować przeszłość z teraźniejszością. Kim jest osoba bez wspomnień o tym, co przeżyła? Pamięć powinna być czymś więcej niż zapisem obrazów, zdarzeń czy myśli. Jej celem jest prowokowanie do refleksji nad samym sobą, do stawiania pytań. Pamięć powinna nas kształtować, z profanum wydobywać sacrum – to, co piękne i wzniosłe, co pozwala, jak postaci z linorytu  Solińskiego pt. „Pamięć”, unieść się ponad przyziemność tego, co w nas i wokół . 

Linoryty przedstawiają także istoty transcendentne – anioły –  zjawiska ulubione przez Solińskiego. Warto przypomnieć w tym momencie barwny cykl obrazów pt. „Opiekunowie czasu”.

 

 Aniołowie, dobre duchy, wędrują z nami w doczesności. Przechodzą między chwilami a wiecznością. Istnieją poza uwarunkowaniami czasu, a jednak są w nim obecne.

( „Stawianie kroków”,  2000)

 

Kolejną odsłonę tego tematu stanowią grafiki pt. „Przystań” i „Zasłona”, „Urzeczywistnienie”, „Dociekliwość”, „Dzień się już nachyla”. Wskazują na niezwykłe oddanie i wierność pozaziemskich istot wobec człowieka. Pierwszy anioł przysiadł na opuszczonej łodzi i trwa zastygły w oczekiwaniu. Drugi z troską okrywa płaszczem skuloną parę,  chroniąc ją przed złem tego świata.  Trzeci jakby sam pochylał się nad sobą, w skupieniu szukając tego, co utracił.

Linoryt pt. „Zwiewność” przedstawia również parę, trzymającą się za ręce i podążającą przed siebie lekkim, prawie zwiewnym krokiem. Para pozostawia za sobą ścianę, opadających lub unoszących się  geometrycznych czworoboków, przypominających kartki, listy... bo tło w grafikach Solińskiego to temat do osobnej refleksji. Artysta wykorzystuje: linie równoległe, proste i poplątane; kropki punktowane z różną gęstością i wyrazistością; drobne figury geometryczne, nieregularne plamki czy rzadziej motywy roślinne. Tło stanowi zawsze wyraźne dopełnienie pierwszego planu, jakby komentarz do sytuacji, w której ukazana jest postać. Harmonia linii wypełniających lekkie czworoboki z grafiki „Zwiewność” współgra z płynnością i swobodą ruchu  przedstawionych: mężczyzny i kobiety. Jest w tym ujęciu beztroska, jakieś szczęście i spełnienie. Soliński jawi się zatem, jako człowiek afirmujący życie:

Żyć wolniej, coraz wolniej, z większą uwagą i roztropnością – wbrew nieustannemu pośpiechowi, w którym ginie rozsądek. Żyć tak, aby móc spokojnie popatrzeć napotkanej oso­bie w twarz. Żyć tak, by móc rozmawiać o rzeczach „niepotrzebnych" – a jedno­cześnie niezbywalnych – koniecznych; by w końcu móc odkryć sens w tym, co najmniejsze; by zawsze umieć ponownie przeżywać zachwyt nad fenomenem istnie­nia. („Zajęcia niepotrzebne”, 2000)

Ważną wydaje się być grafika pt. „Symetria głębi”, którą Soliński umieścił na pocztówce zapowiadającej wystawę 2021. Tytuł, nawiązujący do dzieła papieża Jana Pawła II, pt. „Wypłyń na głębię”, wskazuje drogę interpretacji linorytu – bądź odważny, z Bogiem i bez lęku podążaj do celu. Umieszczenie w punkcie centralnym postaci samego autora sugeruje osobistą wymowę tego obrazu. „Symetria głębi” to jakby kartka z dziennika podróży w głąb siebie. Bohater linorytu podnosi się z pozycji klęczącej. Uważniejszy ogląd pozwala dostrzec rozmyty kształt krzyża, symbol męczeńskiej śmierci Chrystusa i Jego zwycięstwa. Krzyż, w który wpatruje się mężczyzna znajduje się u podstawy jego postaci. Całość dzieła można rozumieć jako obraz zmagania człowieka z losem, choć nie jest to jedyna z możliwych interpretacji.

W konkluzji rozważań, biorąc pod uwagę bogactwo artystycznych przenośni, przywołujących różnorodne skojarzenia i odwołania, można nazwać Jacka Solińskiego – poetą linorytu, dla którego siłą twórczą jest optymizm, wynikający z kontemplacji prawdy i wiary.

Sztuka jest korytarzem wiary. Wiara pozostaje jej stałym odniesieniem. Wiara jako wieczne przekraczanie. Wiara jako kontemplacja natury. Sztuka jako kontemplacja wiary. Wiara jako otwarcie się. Wiara jako rozmowa. Wiara jako ukojenie. Wiara jako droga ku poznaniu. Wiara jako wejrzenie w siebie. Wiara jako wyjrzenie z siebie. Wiara jako przejrzenie. („Wejście do ciszy”, 1993)

 

Twórczość Jacka Solińskiego stanowi przestrzeń szerokich interpretacji, zawsze głębokich i ważnych, jest także formą mądrego dialogu z odbiorcą. Czasem głos artysty brzmi głośniej, dobitniej, a niekiedy jest delikatnym, współgrającym z ciszą, szeptem do osoby po drugiej stronie obrazu.

 

Dlatego kontakt z innym człowiekiem jest podstawą rozwoju kultury; bez niego sztuka straciłaby sens i stała się martwa, niepotrzebna. Spotkanie drugiej osoby poprzez twórczość jest przeżyciem, które może i powinno nas budzić wciąż od nowa, by widzieć wszystko przenikliwiej i mądrzej, by stąpając po ziemi dostrzegać też niebo.

(„Czekając na wiatr”, 2007)

Soliński jest artystą trwającym w ciągłym rozwoju, niespokojnym w poszukiwaniach odpowiedzi na pytania egzystencjalne o cel życia i sens ludzkiego istnienia, o to, jakie są wartości nadrzędne i gdzie je odnajdywać. Linoryty Solińskiego stanowią zapis poszukiwań samego siebie, jak mówi artysta są: linorytniczym dziennikiem „stawania się”.(„Definiowanie samotności”, 2011). Warto poddać się tej sztuce, co uczynił z satysfakcją poeta i przyjaciel Galerii Autorskiej, prezentując podczas tegorocznego spotkania cytowany poniżej wiersz.

Małgorzata Grajewska

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

[1] Jacek Soliński (ur. W 1957 w Bydgoszczy) – polski grafik, malarz, publicysta plastyczny i wydawca. Jest absolwentem PLSP w Bydgoszczy. Od 1979 roku prowadzi – wspólnie z Janem Kają – Galerię Autorską. Dokumentacja działalności Galerii Autorskiej i dokonania jej twórców eksponowane były m.in. w Bydgoszczy, Lublinie, Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Sopocie, Toruniu, Wrocławiu, Łodzi, oraz za granicą w:Rzymie, Paryżu, Tokio, Edynburgu, Pradze, Beroun, Krakovcu.

W latach 1987–1992 studiował teologię w Prymasowskim Instytucie Kultury Chrześcijańskiej w Bydgoszczy (filia Papieskiego Wydziału Teologicznego UAM w Poznaniu) – dyplom uzyskał w 1994 roku. Należy do Związku Polskich Artystów Plastyków. Jest bratem poety, pisarza i wydawcy Krzysztofa Solińskiego.

Na początku lat 80. realizował projekty konceptualne. Od 1986 roku realizuje w Galerii Autorskiej corocznie jednodniową wystawę linorytów. Razem z Janem Kają prowadzi wydawnictwo Galerii Autorskiej. Nakładem tej oficyny ukazało się ponad 150 publikacji (katalogów do wystaw, unikatowych książek autorskich, tekstów krytycznych, esejów, tomików poezji, prozy, książek filozoficznych i albumów monograficznych).

Jest autorem malarskiego cyklu 366 wizerunków aniołów Opiekunowie czasu. W ramach tego cyklu wydał 10 zbiorów (podcykli) obrazów w połączeniu z tekstami przyjaciół: Aniołowie wybranych dni roku (1999), Aniołowie ukojenia (2005), Aniołowie poetów (2009), Aniołowie filozofów (2010), Aniołowie podróżników (2011), Aniołowie domu (2012), Aniołowie powszednich dni (2012), Aniołowie teologów (2013), Aniołowie ostatnich dni (2014) i Aniołowie przyjaciół (aneks, 2015)

https://pl.wikipedia.org/wiki/Jacek_Soli%C5%84ski

 

 

Jarosław Jakubowski

NAD LINORYTAMI JACKA S.

 
Patrzę na twoje linoryty Jacku
przez okno wpada szum
myśli są chwilowe
wrażenia ulotne
obrazy przenikają jeden w drugi
płynność tryumfuje
rozlana bezwstydnie
jak Amazonka u swego ujścia
 
Chciałbym wniknąć w głąb
patrzę na twoje linoryty
i widzę porządek znaków
czarno-biały język
który w szumie brzmi
jak mowa zaginionego plemienia
Patrzę i próbuję zrozumieć
przebić się przez ścianę
obrazów dźwięków dźwiękobrazów
staram się nie wykraczać poza
apologię zwyczajności
czarno-białe znaki milczą
postawione twoją ręką
w punktach ostatecznych decyzji
tu nie ma miejsca na fałszywe ruchy
i nawet szaleństwo musi znaleźć
formę
ale
cóż to rozpościera się
pod splecionymi nogami
mężczyzny siedzącego na drewnianej belce?
Spogląda w oko
świetlistej pajęczyny
patrzy na nią tak jak ja teraz
na rozrzucone linoryty
Mężczyzna wydaje się spokojny
i zrelaksowany
prawdopodobnie dłonie ma splecione
albo złożył jedną z drugą
nic więcej o nim nie wiem
poza tym że odwrócony plecami
patrzy przed siebie
a jego stopy nie mają oparcia
(Na wieki wieków teraz?)
Uniesiony
spada we wszystkich kierunkach
albo tkwi w tym samym
układzie drgań
rozwarty parasol
nie daje odpowiedzi
 
Chcę zrozumieć
w szumie
chaosie
zrozumieć język tajemnicy
 
Obarczając płaszczyznę papieru
nieodwołalnością linii i plam
stawiasz sprawę jasno
zmuszasz do wysiłku
ale szum
ten ciągły płynny szum
jakby chciał przekonać
że od zasady entropii
nie ma wyjątków
Gwiżdżesz na to
słyszę jak pogwizdujesz
pochylony nad płytą
uzbrojony w precyzyjne narzędzia
niczym chirurg
usuwasz to co zbędne i zarazem
niezbędne
pozbywasz się materii
aby zrodziła się materia nowa
odbicie?
prześwit?
wzajemność?
 
Wiatr za oknem
porywa drzewa do tańca
patrzę na twoje linoryty Jacku
zasłuchany w małą królewnę
Evę Gevorgyan
która dopływa do końca Ronda Vivace
i nagle wszystko staje się
jednością
coraz wyraźniej
tajemnica rozwiewa
się
otwiera obecność
 
24.10.2021