W  sobotę, 24 października, w Galerii Autorskiej (Bydgoszcz, ul Chocimska 5) o godz.18.00  odbędzie się otwarcie wystawy linorytów Jacka Solińskiego  pt. „Promienność. Wybór selektywny”, tym razem bez udziału publiczności.  Planowana wypowiedź Małgorzaty Grajewskiej zostanie zaprezentowana w formie pisemnej.

Ekspozycję można będzie obejrzeć od 25 października do 10 listopada po wcześniejszym telefonicznym ustaleniu terminu.  Tel. 608 596 314.

O spełnieniu i niespełnieniu czyli otwarcie wystawy bez publiczności

W 1986 roku, w dniu własnych urodzin zorganizowałem wystawę swoich linorytów. Od tego czasu systematycznie, co roku tego dnia przygotowywałem kolejne ekspozycje. Były to prezentacje związane z całorocznym dorobkiem linorytniczym. Kolejne odsłony stanowiące remanent moich dokonań stały się też ważnymi spotkaniami. W tym roku, już po raz 35. przygotowałem ekspozycję ufny, że  rytm urodzinowych wernisaży zostanie zachowany. W ostatnich dniach, po wielu rozterkach, postanowiłem, że będę kontynuował cykliczność ekspozycji, ale w tym roku wernisaż wyjątkowo odbędzie się bez publiczności,  z uwagi na sytuację związaną z pandemią. Ta osobliwa okoliczność uzmysłowiła mi, że linoryty prezentowane w pustym wnętrzu staną się opowieścią o niespełnieniu. Tekst Pielęgnowanie żywopłotu, który napisałem do wystawy kilka miesięcy temu jest również o sytuacji niespełnienia. Rozgrywa się w wyobraźni i „dotyka” czegoś, co istnieje na granicy spełnienia i niespełnienia.

Pielęgnowanie żywopłotu

Podejmujemy różne działania, często, pozornie, mało istotne. Jednakże ocena ważności wykonywanego zajęcia wydaje się ryzykowna, bo jakąż przyjąć tu miarę? Przekonanie o wynikającym z tychże zatrudnień pożytku, czy też jego braku, jest złudne. Zazwyczaj widzimy efekt zewnętrzny, sfera duchowa pozostaje ukryta. Zatem, jak przeniknąć w głąb istoty rzeczy? Utylitarność bywa złudzeniem.

W dość osobliwy sposób wykonuję swoją „pracę”. Jest to pielęgnowanie żywopłotu, a właściwie – wizji żywopłotu. Trudno określić od jak dawna towarzyszy mi obraz pewnego pomysłu na zrealizowanie grafiki w technice linorytu. Czy zajmowanie się tym konceptem można jednak uznać za zajęcie? Zdaje mi się, że tak. Praca nad nim ma charakter autorefleksji rozwijanej w formie ćwiczenia wyobraźni. Wizja, która zadomowiła się we mnie, działa jak kojąca przystań, wewnętrzny krajobraz – mogę w nim przebywać i znajdować wytchnienie. Wydumany zakątek utkany z myśli jako wizja żywopłotu, czyli scenografia dla rozważań. To miejsce ma swoje przymioty. Ściana jest zarośnięta pnączem, tak ciasno ułożonym, że nie widać już co osłaniają liście. Z pewnością pozostaje coś głębiej, ale nie można tego określić, nie widać też, co roztacza się za żywopłotem. Szczelnie ułożone blaszki liści tworzą rozedrgany relief. Głęboki, nieprzenikniony gąszcz skupia wzrok patrzącego. Falujące formy działają jak powidoki – wizje pojawiające się pod powiekami, kiedy po zamknięciu oczu „widzimy” jeszcze przez moment obraz rzeczywistości. Z ruchomych układów liści i cieni wyłaniają się fantasmagoryczne figury. Można „dostrzec” zdeformowane ludzkie i zwierzęce postacie, pejzaże i przedmioty. Poszczególne sceny stapiają się w całość, jakby stanowiły jeden organizm połączony krwiobiegiem. Słychać szelest, ściana porusza się i zdaje się oddychać. Dzieje się to niespiesznie, niejako w zwolnionym tempie. Gąszcz promieniuje łagodnością i równowagą, z odgrodzonej przestrzeni emanuje coś uspokajającego i zarazem nieodgadnionego. Wokół roztacza się psychodeliczna aura z pogranicza jawy i snu. Jakaś ledwo wyczuwalna obecność magnetyzuje, ale nie niepokoi, zdaje się być delikatna, jak cisza. Gdy wpatruję się w to intrygujące zjawisko, dobrze wiem, że to płochliwa przestrzeń, świat efemeryczny i ułudny. A jednak, staje się on dla mnie obecny i realny, tworząc doskonałe otoczenie.

W założeniu pomysłu, na pierwszym planie miała pojawić się postać. Próbuję to sobie wyobrazić… Ale czy to konieczne? Po tylu doświadczeniach już wiem, że nikt z zewnątrz nie jest potrzebny. Tak musi pozostać, bo przecież postać z pierwszego planu to ja – obserwator i narrator. Osoba obecna a jednocześnie dla siebie niewidoczna. Obraz człowieka na tle żywopłotu to konfrontacja obu planów. Tak więc kompozycja tworzy zamkniętą całość. Narracja w przestrzeni milczenia staje się dialogiem z ciszą, jakby rozmową we własnym sumieniu. Wizja „żywopłotu” żyje swoim istnieniem, ale nie jest bytem odrębnym, bo trwa w określonym wnętrzu jak światło w przestrzeni albo jak dusza w ciele czy też  jak ukryte sanktuarium. Jestestwo i wizja przenikają się i współistnieją, są zespolone w jedno, a jednak toczy się między nimi dialog na dwóch planach. Jaźń i obecność.  Zawiera się w tym splocie  pradawny sens istnienia. Ta tajemnica pobudza i inspiruje, ale jednocześnie jest wymagająca. Zamykając oczy, przenoszę się gdzie indziej jak podczas zabaw w dzieciństwie. Zastanawiam się, czy można to wszystko zobrazować, zapisać w strukturach linorytu? Czy kiedykolwiek zrealizuję ten pomysł? Czy jest to możliwe? Nie podejmuję ryzyka dopóki dywaguję i wędruję  w wyobraźni. Jest to stan bezpieczny i stabilny, ale czy satysfakcjonuje? Czy odważę się nadać eterycznemu widzeniu realne znamiona? A może jego jedyna wartościowa wersja żyje tylko w tej ukrytej postaci? Tak jakby wyobraźnia była wyłącznym rezerwatem dla tej nieziszczalnej wizji. Ten obraz istnieje jako „miejsce” we mnie, mogę tam przychodzić i przebywać, więc w kategorii metafizycznej jest samodzielnym bytem. Zasymilowałem się z jego kojącą aurą, a pulsujący żywopłot stał się moim uzdrowiskiem. To daje mi poczucie bezpieczeństwa. W razie potrzeby mogę zaglądać do swojego wnętrza, jak podczas dobroczynnej w skutkach psychoterapii. Czy warto to zmieniać? Niech na jakiś czas tak pozostanie, może zostanę ogrodnikiem?

Jacek Soliński