Zapowiadający wczoraj w Galerii Autorskiej ?Piosenkę? Jacek Soliński słusznie zauważył, że przedmiotem działań artystycznych w prezentowanym cyklu ?Równonoce i przesilenia? jest czas ? linearnie bezlitosny, psychologicznie skomplikowany i pełen tajemnic. Cykl Bogdana Chmielewskiego jest rzeczywiście opowieścią o czasie i kosmologicznej wirówce przemijania, w której znajduje się każdy z nas.
W poprzednich prezentacjach cyklu artysta pokazał nasze usytuowanie i uwikłanie w metafizykę powiązań historycznych i geograficznych. Z jednej strony jesteśmy zatem uczestnikami liczącej tysiące lat tradycji, szczególnie tej najbliższej, polskiej, narodowej, pełnej wędrowania, zagubienia i odnajdywania siebie i świata. Z drugiej strony jesteśmy osobami targanymi między wschodem a zachodem, między ciemnością a jasnością, między upadkiem a powstawaniem. O tym opowiadał Chmielewski podczas poprzednich prezentacji ?Równonocy i przesileń?.
Tym razem przedmiotem refleksji artysty stał się czas upływający linearnie i ściśle związany z dojrzewaniem i rozwojem. Wiszące na ścianach tarcze szkolne odwoływały się do wzrastania i dojrzewania człowieka w dzieciństwie, młodości oraz w daleko rozciągającej się dojrzałości. I jak w poprzednich realizacjach cyklu główny wysiłek artysty skupia się na tym, by jak najprostszymi środkami zatrzymać widzów, a może lepiej powiedzieć świadków, wokół refleksji, którą twórca chce wywołać. Stawia sobie zatem Chmielewski zadanie dość karkołomne. Jeśli z założenia środki mają być jak najprostsze, to Chmielewski nie może i nie chce posługiwać się wizualizacjami czy działaniami efektownymi, ot, choćby spektakularnie plastycznymi, estetycznie dominującymi nad widzem. Potrzeba wywołania w świadku?widzu refleksji nad przemijaniem jest u Chmielewskiego tak silna, że sięga wyłącznie po środki ascetyczne, które powiadają raczej widzowi i świadkowi: stwórz własną refleksję, wizualizację przemijania, niż oczekuj od artysty, że narzuci ci swoją. Artysta może jedynie sugerować pewne kierunki, być nieśmiałym drogowskazem. Dlatego Chmielewski posługuje się tym razem wspomnianymi tarczami i kartkami białego papieru z napisami: żal, tęsknota i smutek… Chmielewski nie prezentuje chimer swego umysłu czy też chimer naszych umysłów, lecz pragnie nas osadzić wobec najprostszych uczuć: żalu, smutku i tęsknoty. I każdy na swój sposób może w tej sytuacji przeżywać to, że był niegdyś uczniem, licealistą, studentem i że dziś jeszcze snuje się w szkole życia bez nazwy i numeru.
Umieszczenie w małej przestrzeni Galerii Autorskiej doświadczeń wielu lat edukacji i przemijania, powoduje, że wydarzenia życia są tu niezwykle blisko siebie, namacalnie dzieciństwo sąsiaduje z młodością, a młodość nieuchronnie z tym, co po młodości wiedzie nas do kresu. To wszystko w Galerii Autorskiej dzieje się jednocześnie, jest mgnieniem tej samej tęsknoty, tego samego żalu i smutku.
Niewątpliwą zaletą prezentacji Chmielewskiego jest narzucający się widzowi spokój i umiar odautorskiej refleksji. Odwagą natomiast wykazuje się Chmielewski balansując między poważną refleksją o przemijaniu, a banalnym sentymentalizmem. Udaje się artyście zachować prostotę refleksji i asocjacji bez popadania w sentymentalne westchnienia. I to jest niewątpliwie sukces, bo granica jest tu cienka między wzruszeniem i refleksją głęboką a banalną i trywialną.
Na koniec tych pobieżnych refleksji nie sposób nie zacytować owej piosenki, która stała się zarzewiem wczorajszej prezentacji Bogdana Chmielewskiego:
Zaśpiewaliśmy tę piosenkę opuszczając mury szkolne
Potem pani Szyperska odprowadziła nas na rozstajne drogi
Długo tam stała patrząc jak rozchodzimy się w różne strony
Dziś przypinam do kurtki trzy tarcze szkolne ? wota
Stare tarcze z nowym napisem ? żal, smutek, tęsknota?