Nie krył oburzenia emeryt, który pojawił się w naszej redakcji. – Przez prezydenta omal zawału nie dostałem – krzyczał i pokazał pismo, które doprowadziło go do pasji. Jest to postanowienie Prezydenta Miasta Bydgoszczy z dnia 30 września 2013 roku, na podstawie którego starszy pan doszedł do wniosku, że ma zostać ukarany.

Redakcyjny gość poczuł się jak bohater Kafki, bo nie wie, jakiego przewinienia się dopuścił. Jest akuratnym człowiekiem i terminowo płaci wszystkie należności, również za wywóz śmieci. Tymczasem w piśmie, które otrzymał, jest zawarta informacja, że prezydent postanowił wszcząć wobec niego jako właściciela nieruchomości postępowanie w sprawie określenia wysokości opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi. Doszedł w związku z tym do wniosku, że podwyższy mu się stawkę na pełnopłatną, bo ktoś uznał, że nie segreguje w wystarczającym stopniu śmieci.

Bydgoski emeryt został również poinformowany, że ma siedem dni na wypowiedzenie się co do zebranego materiału dowodowego i że ?Organ jest obowiązany do zapewnienia stronom czynnego udziału w każdym stadium postępowania a przed wydaniem decyzji umożliwić wypowiedzenie się co do zebranych dowodów i materiałów oraz zgłoszonych żądań.”

Trudno się dziwić, że starszemu panu skoczyło ciśnienie po przeczytaniu tego pisma. Na szczęście po jakimś czasie przeczytał złożoną na trzy kartkę z kolorowymi literami w nagłówku. Okazało się, że to nie ulotka przypominająca zasady segregacji śmieci, ale informacja, że prezydenckie postanowienia to czysta fomalność. Ale była ona dobrze ukryta w obrębie tekstu.

W tym roku bydgoszczanie zostali zobligowani do złożenia w Urzędzie Miasta deklaracji, czy będą śmieci sortować i płacić 12,50 zł miesięcznie od osoby, czy też decydują się na stawkę 25 zł, gdyż śmieci nie zamierzają segregować. Później Rada Miasta podjęła nową uchwałę w sprawie stawek za wywóz odpadów: 20 i 10 zł. Żeby zwolnić mieszkańców od konieczności składania nowych deklaracji, postanowiono, że Urząd Miasta zrobi to za nich, a w tym celu prezydent musiał wydać stosowne postanowienie i takie właśnie postanowienia docierają obecnie do bydgoszczan.

Można było oszczędzić bydgoszczanom nerwów. Niewykluczone zresztą , że niektórzy nadal się denerwują, gdyż przeczytali pismo z urzędową pieczęcią i napisem “Postanowienie” , a nie zwrócili uwagi na kartkę wyglądającą jak ulotka.

Starczyło napisać ludzkim językiem, o co chodzi w tej zabawie i dokleić postanowienie. Zwykle zaczyna się czytać list od pierwszej strony, więc od razu mieszkańcy wiedzieliby w czym rzecz. Nie byłoby powodów do zdenerwowania. Ale komuś w magistracie zabrakło wyobraźni.