Bydgoscy Młodzi Demokraci zorganizowali w restauracji „Śródmieście” otwarte spotkanie z Radosławem Sikorskim pt. "Brexit a Polska – co nas czeka?”. Kampania wyborcza do Parlamentu Europejskiego rozkręca się...
Radosław Sikorski po dwuletniej przerwie wraca na pierwszą linię polskiej polityki. Były minister obrony narodowej, były minister spraw zagranicznych i były marszałek sejmu otwiera listę Koalicji Europejskiej w okręgu kujawsko-pomorskim w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Dzisiaj spotkał się z bydgoszczanami w restauracji "Śródmieście", by porozmawiać o brexicie i jego konsekwencjach. Na spotkanie przyszło około 30 osób, głównie młodych ludzi.
Lider listy KE zaapelował o liczny udział w wyborach majowych. Od wyborczej frekwencji w naszym okręgu wyborczym zależeć będzie liczba mandatów, które przypadnie Kujawsko-Pomorskiemu. Sikorski przestrzegał, że przy niskiej frekwencji w naszym okręgu, a wyższej w pozostałych dwunastu, może się nawet tak zdarzyć, że region nie będzie mieć swojego reprezentanta. Pięć lat temu frekwencja była wysoka i stąd przypadły Kujawom i Pomorzu trzy mandaty!.
Radosław Sikorski przeprowadził krótką analizę niezwykle skomplikowanej sytuacji politycznej na Wyspach Brytyjskich w kontekście rozwodu Zjednoczonego Królestwa z Unią Europejską. Nie usłyszeliśmy prognozy, co do przyszłych relacji Londynu z Brukselą, bo, jak stwierdził Sikorski, nie wie tego nikt, nawet królowa Wielkiej Brytanii, ani Donald Tusk. Były wiceprzewodniczący PO powiedział, że jedną z przyczyn brexitu jest odmienność Wielkiej Brytanii od państw Europy kontynentalnej wynikająca z historii i pozycji Londynu po rozpadzie kolonialnego imperium. - Teraz w szybkim tempie uczą się, czym jest Unia Europejska - skwitował rozbieżności i spory wewnątrzbrytyjskie.
Lider listy KE zadeklarował, że gdyby został wybrany europarlamentarzystą byłby ambasadorem regionu, który ma uprzywilejowany dostęp do informacji, wspierającym samorządy, doceniającym wartość istnienia Unii Europejskiej, która gwarantuje dobre relacje sąsiedzkie między państwami. Odwołał się do historii. - Zamiast nas rabować i mordować, przysyłają pieniądze, żebyśmy sobie odmalowali kamienice, pobudowali drogi - zilustrował zmianę w relacjach z sąsiadami Polski Sikorski i dodał, że w tej sytuacji awanturowanie się nie ma sensu.
- Jestem zasadniczym zwolennikiem europejskiej obronności, ale nie nazywałbym tego armią europejską - odpowiedział na pytanie dotyczące stosunku do pomysłu budowy europejskiej armii. "Połączenie armii narodowych w jedną armię europejską" - nie nastąpi stwierdził Sikorski, ale opowiedział się za stworzeniem brygady złożonej z ochotników z państw UE, będącej pod władztwem Rady Europejskiej, która na zasadzie większości mogłaby decydować o jej użyciu w sytuacjach nadzwyczajnych.
Sikorski pozytywnie wypowiedział się o przyjęciu przez Polskę waluty euro. Przypomniał, że Polska zobowiązała się w traktacie o przystąpieniu do UE do przyjęcia euro. Tylko nie określono terminu i kursu. Nie doszło do wprowadzenia euro w 2013 roku z powodu kryzysu finansowego, który wybuchł w 200 roku. Nie będzie różnicy, czy pracownik zarobiłby 4 tys. zł czy 1 tys. euro. - Nie staniemy się przez to bardziej czy mniej zamożni - podkreślił, ale wskazał na zalety wprowadzenia euro w Polsce. Polskie rodziny mogłyby zaciągać kredyty w euro, a te są niżej oprocentowane, natomiast firmy nie byłyby już zagrożone ryzykiem zmiany kursu. - Euro ma jeden minus. Rząd traci zdolność do drukowania pustych pieniędzy, a niektórzy politycy to lubią - zauważył.
Na uwagę, że prawica wykorzystuje do krytyki fakt podpisania przez prezydenta Trzaskowskiego karty LGBT+ Sikorski stwierdził, że to metoda działania populistów. - Tam są tak oczywiste rzeczy, żeby nie dyskryminować, nie bić, nie obrażać, tłumaczyć. Populiści na całym świecie działają tak samo. Mają pewne cechy wspólne. Po pierwsze, zawsze proponują proste rozwiązania trudnych problemów. Po drugie, zawsze szukają wrogów, zewnętrznych lub wewnętrznych. Poprzednio byli to uchodźcy, teraz karta LGBT i po trzecie, zawsze uważają swoich konkurentów politycznych za zdrajców - wytłumaczył Sikorski.
Radosław Sikorski odniósł się też do zapowiadanego strajku nauczycieli. - Już towarzysz Lenin mówił, że państwo policyjne to takie, w którym policjant zarabia więcej niż nauczyciel. Rząd się chwali, że wystarczy nie kraść, że tsunami pieniędzy mają teraz do budżetu. Z dnia na dzień, żeby przykryć swoje taśmy, prezes ogłasza program wydatków specjalnych na 40 mld zł, to znaczy że kasa jest, a jak jest, to nauczyciele powinni dostać. Jestem z nauczycielami - obwieścił Sikorski i przypomniał obietnicę lidera PO, Grzegorza Schetyny, że po wygranych wyborach nauczyciele dostaną 1000 zł.