Już początek spotkania sugerował, że tego wieczoru ściany kawiarni Szpulka będą świadkami wydarzenia wiekopomnego. O tym, że walne zebranie członków Obywatelskiej Rady Kultury jest ważnym i kolejnym przełomowym momentem, powiedział na wstępie Grzegorz Kaczmarek, wzbudzając podziw części uczestników spotkania swoją umiejętnością trafnego definiowania zdarzeń i zachowywania we wszystkim stosownego umiaru.

- Czekają nas zadania organizacyjno-konstytuujące, po to, żeby ta rada z nowym duchem, z nową siłą przystąpiła do zadań, aby była ważna, prężna i działała w sposób skoordynowany, istotny – wyjaśnił naukowiec z WSG.
Bydgoski socjolog wysoko postawił poprzeczkę, lecz mimo to Elżbieta Rusielewicz bezbłędnie trafiła w ton, w jaki należy w takiej sytuacji uderzyć. ? Nawet w taki upał jesteście w stanie wykreować piękne rzeczy – stwierdziła pani wiceprezydent. – Myślę, że to doświadczenie, które państwo wnieśliście, jest bezcenne.

Paweł Łysak przypomniał historyczne zdarzenia poprzedzające powołanie do życia tworu pn. Obywatelska Rada Kultury (ESC, Forum Kultury Bydgoskiej, Kongres Kultury, w następstwie którego powołano Obywatelską Radę Kultury i podpisano Pakt dla Kultury). Wyjaśnił także, że na bazie postulatów zgłoszonych podczas Kongresu Kultury powstał tzw. Masterplan dla Kultury, który wprawdzie rodził się w bólach i był pisany dwa lata, ale jesienią 2013 roku został wreszcie zaakceptowany przez radę miasta.

Tak wyglądała ?Próba bilansu obywatelskiej i samorządowej formuły kształtowania kultury w Bydgoszczy?, którą zamiast sprawozdania z działalności złożył dotychczasowy przewodniczący Obywatelskiej Rady Kultury. Paweł Łysak zapewnił także, że odbyło się bardzo wiele spotkań różnych problemowych stolików i były one protokołowane. Można się jedynie domyślać, że owe stoliki zwoływane były w związku z tworzeniem masterplanu, bo żadnych szczegółów dyrektor Łysak nie podał. Jedyny konkret brzmiał: – Tych spotkań było bardzo wiele.

Nowy dyrektor Teatru Powszechnego w Warszawie zakończył swoje ?sprawozdanie? pytaniem: – Czy wszystko powiedziałem, Grzegorzu? Tego oczekiwałeś ode mnie? Następnie wyjaśnił słuchaczom: – Grzegorz prosił, żebym podsumował. Trudno podsumować tyle spotkań. Dał mi na to siedem minut. Mam nadzieję, że za długo nie mówiłem.
Grzegorz Kaczmarek chyba udzielił mu ?absolutorium?: – Trochę rzeczywiście improwizujemy. Taka jest natura naszej działalności – stwierdził. Prawdopodobnie uznał w tym momencie, że odbywające się właśnie walne zebranie również jest prowadzone w sposób niestandardowy, bo pospieszył z wyjaśnieniami.

- Nadrabiając zaległości, chcę powitać wszystkich i wytłumaczyć, że w naszej formule spotkań odeszliśmy od formuły witania VIP-ów. Wszyscy jesteśmy obywatelami miasta, obywatelami kultury, tym niemniej witam państwa bardzo serdecznie – oświadczył dr Kaczmarek, zapominając najwyraźniej, że na początku spotkania wyraził radość z obecności na sali wiceprezydent Rusielewicz.

- Druga rzecz, o której zapomnieliśmy, a która się dynamicznie kształtowała, jest porządek obrad – przyznał bydgoski socjolog i krótko omówił przygotowany program. Zapewne uznał, że nie musi zwracać się do uczestników o przyjęcie zaproponowanego porządku. Następnie udzielił głosu szefowej Biura Kultury Bydgoskiej, która wyliczyła planowane inwestycje miejskie z zakresu kultury. Dała ona delikatnie do zrozumienia zgromadzonym, że Ratusz poradzi sobie bez opinii Obywatelskiej Rady Kultury, bo zamierza przeprowadzać szerokie konsultacje społeczne. – Mieliśmy już konsultacje dotyczące młynów Rothera, myślę, że takie konsultacje odbędą się również w stosunku do obiektu dawnego teatru Kameralnego – wytłumaczyła Magdalena Zdończyk, zachęcając członków rady do zgłaszania się do Biura Kultury Bydgoskiej, gdzie mogą zostać włączeni do zespołu przygotowującego dokument na temat polityki kulturalnej miasta.

Następnym punktem programu była dyskusja, która miała dość specyficzny przebieg. Grzegorz Kaczmarek zadawał pytania i sam sobie na nie odpowiadał. Dla przykładu: – Czy Obywatelska Rada Kultury ma sens? Sens to my nadajemy temu, co robimy. Jeżeli uważamy, że coś nie ma sensu, to już nasz problem.

Prowadzący zebranie socjolog uznał, że ORK-a ma za sobą trzy lata złych doświadczeń, jeśli chodzi o sprawy organizacyjne i najwyższy czas, żeby wprowadzić jakiś ład. Projekt owego ładu został zapisany na czterech kartkach i miał go przedstawić zgromadzonym Wiesław Karpusiewicz. – Dzień dobry wieczór państwu, moim zadaniem jest opowiedzenie dokumentu, który wypracowała pewna grupa członków Obywatelskiej Rady Kultury. Podstawą tego dokumentu jest to, że po prostu źle się pracuje bez zasad – wyjaśnił prezes wydawnictwa WM i paragraf po paragrafie zaczął odczytywać projekt statutu. Kiedy przerwał czytanie, żeby odbyć rozmowę przez komórkę, Grzegorz Kaczmarek rozdał zgromadzonym deklaracje członkowskie.

Dyskusja rozgorzała po zgłoszeniu propozycji, żeby Obywatelska Rada Kultury składała się z zespołów tematycznych. – Próbowaliśmy działać w takiej gremialnej formule i to nam najlepiej nie wychodziło. To jest rekord, od dwóch lat takiej ilości nie było na zebraniu. Po prostu, jest nas coraz mniej. Jak się podzielimy umownie na sekcje, to tej energii będzie więcej – uzasadniał swój punkt widzenia dr Kaczmarek. – Zaraz skończę, ale chcę, żeby było jasne, nad czym się zastanawiamy w tej chwili – poinformował zgromadzonych.

W innej sprawie zabrał głos Józef Eliasz. Wyjaśnił, że zamierzał wystąpić po wysłuchaniu podsumowania działalności Obywatelskiej Rady Kultury, ale nie przewidziano w tamtym punkcie porządku dyskusji. Tymczasem uznał za konieczne poinformowanie obecnych, iż uważa podpisanie Paktu dla Kultury za wielki sukces, ale następne trzy lata za stracone i tak to też postrzegają mieszkańcy. – W moim odczuciu i odczuciu bardzo wielu ludzi nie wydarzyło się nic takiego, co pozwalałoby powiedzieć, że jesteśmy kimś, że jesteśmy postrzegani w Polsce jako lider znakomitych osiągnięć w dziedzinie kultury – podsumował minione trzy lata znany bydgoski muzyk.

Były radny PO opowiadał z goryczą, że daremnie starał się zachęcić decydentów miejskich do stworzenia w Bydgoszczy teatru muzycznego. – I co się stało? Stało się to, proszę państwa, że za parę dni jest otwarcie teatru muzycznego w Toruniu – relacjonował Józef Eliasz. – Nie wiem, czy państwo wiecie, co straciliśmy. Straciliśmy ogromną szansę, która już nigdy do nas nie wróci. Teatry muzyczne są instytucjami, które się znakomicie sprzedają w każdym mieście w Polsce – tłumaczył znany perkusista, który jest przekonany, że w niedalekiej przyszłości to Toruń stanie się najważniejszym ośrodkiem muzycznym regionu.

Właścicielowi klubu Eljazz przerwał dr Kaczmarek: – Rozpocząłeś całkiem inną konwencję. Umówmy się, że dzisiaj w tej konwencji nie rozmawiamy. W innej konwencji wypowiedziała się Elżbieta Renzetti. – Dzięki temu kongresowi coś drgnęło w Bydgoszczy. Ja oceniam to pozytywnie ? oświadczyła prezes Towarzystwa Polsko-Włoskiego. – Chyba ciągle się nie rozumiemy. Mamy rozmawiać na temat formuły organizacyjnej – zwrócił uwagę Grzegorz Kaczmarek i został w końcu zrozumiany. Uczestnicy spotkania zaczęli spierać się o zespoły robocze.

Oto dyskusja w telegraficznym skrócie.

- Mamy tu listę, możecie się państwo zapisywać.

- Ja opowiadam się za pełną demokratyzacją tego ciała. Czy można uczestniczyć tylko w jednym zespole?

- Ja bym poszedł w tę stronę, żebyśmy utworzyli cztery zespoły.

- Ja hołduję takiej zasadzie: nie wiesz, co zrobić albo chcesz położyć sprawę, powołaj zespoły. Dokładnie nie wiem, o co w tych zespołach chodzi.

- Całkowicie przychylam się do wniosku Józefa Herolda.

- Musimy wybrać koordynatorów. To się samo nie będzie kręcić. Dzisiaj jest 50 osób, ale na następne zebranie przyjdzie kilkanaście osób.

- Jeżeli chcemy coś sensownego zrobić, to mniejsze zespoły są w stanie to stworzyć.

- Myślę, że jakieś wyjście kompromisowe jest do znalezienia.

- Ja rozumiem, że element demokracji jest bardzo istotny, natomiast nam są potrzebne pragmatyczne rozwiązania.

- Proponuję podjąć decyzję, czy zespoły mają być, a potem przejść do dyskusji, jakie to mają być zespoły.

- Gdzie jest gwarancja, że jeśli będą powołane zespoły, to więcej ludzi będzie się tym interesować?

- Jeżeli w ciągu pól godziny nie stanie się coś konkretnego, to spotkanie będzie bezsensowne. Muszą się znaleźć ludzie, którzy poświęcą czas i energię.

- Może powstać tych zespołów cztery – pięć w tej chwili albo dwa albo trzy.

- To bierzmy kartki i się spisujmy.

- Trzeba najpierw wybrać grupę koordynacyjną.

- Czy ja mogę poza nazwiskami dowiedzieć się coś więcej o kandydatach?

- Co my robimy? Jakaś anarchia się wprowadziła!

- Skaczemy na różne poziomy. Każdy mówi o czymś innym.

- Wchodzimy w te zespoły, czy nie wchodzimy?

Ostatecznie zainteresowanie uczestników spotkania przesunęło się na wybór koordynatorów. Okazało się, że to kłopot nie mniejszy, niż decyzja o zespołach tematycznych . Godzinę trwały wybory, bo były powtarzane. Najpierw pojawiła się koncepcja 9-osobowego zespołu koordynatorów i została przegłosowana. Wtedy pojawił się pomysł, że może powinno ich być mniej. Może siedmioro, a może pięcioro? Potem powróciła koncepcja 9-osobowego zespołu koordynatorów. W końcu podjęto decyzję, że trzeba wybrać siedem osób.

Uczestnicy walnego zebrania uchwalili też statut, na którego przeanalizowanie nie dano im czasu. Już przy pobieżnym przeglądaniu widać było, że wymaga poprawek. Mimo to statut przegłosowano, przy jednym głosie przeciwnym i dwóch wstrzymujących.

To zebranie naprawdę nie odbyło się w Wilkowyjach.