Rewolucja śmieciowa, jak każda reforma socjalistyczna, a w tym przypadku taka, która wywóz odpadów przesunęła z sektora rynkowego do władztwa biurokratycznego, wywołała skutki, które dla jej adresatów są dolegliwe, a które wcześniej nie były znane. Kłania się tutaj nieoceniony Stefan Kisielewski z bon motem, że socjalizm jest to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się trudności nieznane w żadnym innym ustroju.

Pierwszą odczuwalną zmianą jest to, że jest drożej. Opłata śmieciowa ustalona na poziomie 10 zł (przy segregacji) i 20 zł jest dla większości zobowiązanych do jej ponoszenia wyższa niż była przed 1 lipca. Powiedzmy sobie szczerze, mamy szczęście, o czym z triumfem mówią nasi włodarze, bowiem podwyżka nie jest aż tak drastyczna jak w niektórych innych miastach. Ten nasz fart może wynikać z tego, że w naszym mieście wprowadzali nowy system jego entuzjaści, a zastępca prezydenta Grażyna Ciemniak, nadzorująca ten proces, miała, jak zapewniała, istotny udział w jego uchwaleniu w sejmie jako ówczesna posłanka. Tak, to prawda, wzrost ceny mógł być dużo większy, bo przecież można było pokazać inne wyliczenia i nie znalazłby się nikt, łącznie z Bogdanem Dzakanowskim, kto by je wiarygodnie podważył. Jeśli nie działa rynek, jeśli ceny ustala władza, ma ona monopol na ich ustalenie i ma zawsze rację.

Doświadczenie jednak uczy, że entuzjazm rewolucyjny z czasem przemija i nadejdzie czas, że trzeba będzie pochylić się nad kosztami nowego systemu i wtedy się okaże, że coraz trudniej będzie ceny wywozu odpadów urzędowo, władczo dusić. Za powiększoną administrację, stworzone nowoczesne systemy sprawozdawcze, kontrolne, finansowe i egzekucyjne i obsługujących je fachowców trzeba będzie płacić, bo nie da się ich utrzymać na zasadach bardzo modnego ostatnio wolontariatu.

Do 1 lipca narzekaliśmy też na wysokie ceny wywozu śmieci, które ustalały firmy wywozowe i kiedy nam się nie podobało świadczenie usługi wywozu śmieci jednej firmy, mogliśmy jak konsument na rynku, zmienić jego świadczeniodawcę. Przy wszystkich mankamentach tamtego systemu (ten rynek dopiero się tworzył, powstawało wiele małych firm, które reforma śmieciowa właśnie likwiduje), wywóz śmieci “załatwiał” rynek, a urzędnik interweniował dopiero wtedy, gdy dopuszczano się łamania prawa np. zaśmiecanie środowiska. Teraz konkurencja i gra rynkowa zastąpiona została rachunkiem ekonomicznym, którego nie będzie weryfikować konkurent, a biegły rewident wynajęty przez władzę. Że skutki tego będą dla kieszeni płatników opłaty śmieciowej opłakane, niestety, przekonamy się dopiero za kilka lat, gdy firmy wywozowe na nowo przeliczą koszty i staną do kolejnych przetargów i gdy ich monopolistyczna pozycja nie będzie podgryzana przez małe firmy, które właśnie z rynku znikają.

Jak wiadomo celem rewolucji śmieciowej było to, żeby śmieci nie było w lasach (dzikie wysypiska) i żeby mieszkańców zaprządz do segregowania śmieci. Dwa miesiące po wprowadzeniu nowego systemu można stwierdzić, że nie wiadomo jeszcze, jak przedstawia się sprawa z leśnymi wysypiskami, w każdym razie małych dzikich wysypisk w samych miastach pojawiło się zdecydowanie więcej. Ogólnie zrobiło się bardziej brudno. No bo jeśli śmieci zostały skomunalizowane, to ich usuwanie nie jest już problemem indywidualnym lub grupowym, jak było wcześniej, tylko stały się problemem społecznym, do którego rozwiązania powołany został Urząd Miasta i jego służby.

W poprzednim systemie władza nie miała mieszkańców policzonych jako dostarczycieli pieniędzy na sfinansowanie systemu. Było tak, że jedynie ogólnym obowiązkiem właścicieli i zarządców nieruchomości było posiadanie zawartych umów z firmami wywozowymi na odbiór śmieci. Władza co do zasady nie wtrącała się, jaka firma ma wywozić i za ile. Teraz ustanowiła system, w ramach którego od każdego mieszkańca, niezależnie ile produkuje śmieci, spodziewa się opłaty za to, że taki ktoś istnieje. Dlatego na podstawie złożonych przez zarządców i właścicieli nieruchomości deklaracji wszystkich mieszkańców zliczyła. I okazuje się, że według stanu na 20 sierpnia br. Bydgoszcz zamieszkują 317 733 osoby, gdy całkiem niedawno dowiedzieliśmy się, że według GUS-u liczba mieszkańców Bydgoszczy znowu wzrosła powyżej 360 tys.

Aż nie chce się wierzyć, żeby wskutek reformy śmieciowej ponad 40 tys. obywateli wyjechało za granicę. Nie wierzą temu również władze miasta, bo już planują przeprowadzić weryfikację złożonych deklaracji poprzez porównywanie liczby zadeklarowanych mieszkańców z liczbą osób zameldowanych, a także zapowiadają prowadzenie postępowań wyjaśniających w stosunku do nieruchomości zamieszkałych, na których podstawione pojemniki do zbierania odpadów komunalnych okazują się niewystarczające.

W tej sytuacji reforma śmieciowa może nie tylko ograniczyć bezrobocie w naszym mieście, ale je nawet zlikwidować. Znalezienie 40 tys. obywateli naszego miasta niewykazanych w deklaracjach do opłaty śmieciowej może okazać się zajęciem dla kolejnych setek nowych urzędników, którzy po przeszkoleniu, najlepiej w ramach programów “Kapitał Ludzki”, finansowanych ze środków Unii Europejskiej, wyszukiwać będą i monitorować wszelkie niezgodności. Niestety, pomysły takie jak zobowiązanie właścicieli lub zarządców nieruchomości, by przy każdej nieruchomości wywieszona była tablica z wykazem osób podpadających pod opłatę śmieciową należy odrzucić ze względu na treści zabraniające takiego działania w ustawie o ochronie danych osobowych. Niestety, bo wydaje się, że byłby to najlepszy sposób na weryfikację stanu faktycznego z zadeklarowanym z tego względu, że można byłoby – jak w PRL-u – liczyć na udział czynnika społecznego w tym procesie.

A tak czeka nas żmudne, tak naprawdę w normalnym systemie nikomu niepotrzebne, ale jak to kapitalnie ujął Kisiel: bohaterskie zmaganie się z trudnościami, które tam – gdzie jest normalnie – nie występują.