Lubię artystów dojrzałych, dorosłych. Nie popisują się. Nie szukają poklasku. Nie chcą sobie, ani nam niczego udowodnić. Tworzą dzieła dojrzałe, brzemienne w ich twórcze i życiowe doświadczenie. Przychodzą do nas z tym dziełem i mówią ? tak to jest, tak to widzę.

Roma Warmus, aktorka i pieśniarka, jest właśnie taką artystką. Zaśpiewała wczoraj w MCK swojego Rilkego. Dobrała starannie zaprezentowane przez siebie wiersze. Były to utwory egzystencjalnego i religijnego niepokoju. To była opowieść o samotności człowieka w świecie, o rozpaczy i wątpliwych nadziejach. Przejmująco zabrzmiały deklamacje i pieśni Warmus o ludzkiej potrzebie zachowania ważkości istnienia, w świecie relacji pospiesznych i powierzchownych. To były pieśni Pascalowskiej myślącej trzciny, człowieka zagrożonego w każdej chwili nieistnieniem, próbującego ocalić elementarne wartości życia.

Okazało się, że aktorka nie musi, jak dzieje się to często w Teatrze Polskim w Bydgoszczy, kulać się po scenie, krzyczeć i obnażać, żeby opowiedzieć o najważniejszych sprawach i troskach naszego życia. Może stać. Może nawet nie gestykulować. Wystarczy, że magnetyzuje nas swoją obecnością i tym, co ma nam do powiedzenia. A opowiadała posiłkując się znakomitą poezją o sprawach najważniejszych, o życiu, umieraniu, zachwytach i cierpieniu. Dyskretnie. Bez histerii. Z powagą. Opowiadała o tym jak w nie najlepszych czasach można ocalić człowieczeństwo, jak ważkie jest duchowe życie człowieka, przeciwstawiającego się marności ludzkich relacji i powierzchowności myślenia. To była poezja konfrontowana z tabloidem.

Rainer Maria Rilke jest poetą intelektualnym i uważany powszechnie za ?trudnego?. Warmus udało się Rilkego obłaskawić. Wybrać wiersze nie mające skomplikowanych kontekstów kulturowych czy religijnych. Rilke aktorki, to poeta prostych formuł ludzkiej wrażliwości. Zadziwiająco współcześnie zabrzmiały na scenie MCK ludzkie niepokoje sprzed prawie stu lat. Warmus udało się wyeksponować radosne wartości wierszy Rilkego – to co pozwala ludziom mimo nieszczęść i cierpień cieszyć się życiem.

Recital nie powiódłby się, gdyby nie muzyka Zbigniewa Bagińskiego i akompaniament Sławomira Szudrowicza. Muzyka, choć wyrazista, była też stosownie dyskretna. Nie przytłaczała poetyckiego słowa, które w tym artystycznym przedsięwzięciu było najważniejsze. Tu nikt ?nie pchał się? przed Rilkego, bo to jego poezja była istotą sprawy. Ten szacunek dla poety, to nieeksponowanie siebie ponad poetyckie słowo było w tym spektaklu ujmujące, zwłaszcza w czasach, kiedy pierwszy lepszy Jasiu Pasiut uważa siebie za mądrzejszego od Szekspira, Słowackiego czy właśnie Rilkego. Roma Warmus traktowała poezję Rilkego jak dar, a nie coś, co trzeba przerobić, przyciąć na własną miarę. Była instrumentem tej poezji.

Mam nadzieję, że znajdą się pieniądze i czas na jeszcze kilkukrotną prezentacje tego recitalu, bo warto spędzić z Romą Warmus tę godzinę zadumy i refleksji.