Autopromocyjny charakter miała konferencja prasowa zorganizowana przez Romana Jasiakiewicza w bydgoskim ratuszu. Niewykluczone, że przez najbliższe dwa miesiące gabinet przewodniczącego Rady Miasta będzie filią komitetu wyborczego SLD, a raczej miejscem prowadzenia intensywnej kampanii wyborczej przez kandydata tej partii do sejmiku wojewódzkiego, startującego z numerem 2, bo to właśnie miejsce Sojusz Lewicy Demokratycznej przydzielił Romanowi Jasiakiewiczowi.

Podczas dzisiejszej konferencji przewodniczący Rady Miasta zabiegał o głosy sympatyków żużla, zwolenników Metropolii Bydgoskiej, mieszkańców Łęgnowa, a także chwalił bydgoskie media.

Pierwszy temat poruszony podczas dzisiejszej konferencji związany był z wnioskiem Federacji Młodych Socjaldemokratów, aby jednej z bydgoskich ulic nadać imię Henryka Glücklicha, zmarłego niedawno żużlowca Polonii Bydgoszcz. Roman Jasiakiewicz zaproponował, by tak nazwano odcinek ul. Sportowej ciągnący się wzdłuż płotu do ul. Powstańców Wielkopolskich.

Następnie nawiązał do przemówienia rektora UKW, wygłoszonego podczas inauguracji roku akademickiego. Wzburzyło ono tak bardzo prezesa Stowarzyszenia Metropolia Bydgoska, że napisał list otwarty do prof. Janusza Ostoi-Zagórskiego, zatytułowany ?Panie Rektorze, nie tędy droga?. Skrytykował w nim koncepcję utworzenia kujawsko-pomorskiego uniwersytetu federacyjnego z połączenia uniwersytetów toruńskiego i bydgoskiego.

Roman Jasiakiewicz o liście Piotra Cyprysa nie wspomniał, ale obszernie cytował siebie samego. Miał przy sobie protokół z sesji Rady Miasta poświęconej kierunkom rozwoju bydgoskich uczelni i odczytywał dziennikarzom fragmenty swoich wypowiedzi. – Apelowałem do rektorów: panowie, połączcie bydgoskie uczelnie i zastanówcie się państwo nad perspektywą 20-30 lat, co będzie się działo na bydgoskim rynku uczelni wyższych. Niestety, na tej sesji, która miała miejsce 4 września 2013 roku, rektor Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego nie był obecny.

Fragmentów własnych wypowiedzi przewodniczący Rady Miasta zacytował więcej i wynikało z nich, że największą troską napełniała go sytuacja UKW. Jego zdaniem, uczelnia ta powinna przeprowadzić głęboką sanację funkcjonowania. Zakończył ten temat konferencji prasowej, kierując do rektora i senatu UKW pytanie, czy trwają jakiekolwiek prace nad wspólną uczelnią Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego i Uniwersytetu Mikołaja Kopernika.

Trzecim tematem konferencji była sprawa bomby ekologicznej. – Rad jestem, że bydgoskie media bardzo rzeczowo, bardzo konkretnie, odnoszą się do tej sytuacji, która ma miejsce w Zachemie ? pochwalił pracę dziennikarzy Roman Jasiakiewicz i zapoznał ich z wynikami ekspertyzy wykonanej przez gdańskich naukowców, którą udało mu się uzyskać. Wskazują one na silne skażenie wód gruntowych na terenach pozachemowskich i sąsiednich. Rezultaty badań przeprowadzonych przez pracowników WIOŚ nie są miarodajne, gdyż próbki były pobierane na głębokości kilku metrów, a powinny pochodzić z warstwy znajdującej się 30 m pod powierzchnią ziemi.

Gospodarz konferencji stwierdził, że obszary oddziaływania skażenia dochodzą do Bydgoskiego Parku Przemysłowo-Technologicznego, więc miastu może grozić postępowania odszkodowawcze. Inwestorzy, którzy płacili milion złotych za hektar, mogą się poczuć oszukani. – Jeżeli sprzedałem komuś komara, a miał to być junak, wprowadziłem kogoś w błąd – tłumaczył Roman Jasiakiewicz i dodał, że szkodliwe następstwa skażenia terenu zachemowskiego występują nie tylko w Łęgnowie, ale także na Kapuściskach.

Co na to pani wojewoda jako przedstawiciel rządu w Bydgoszczy? ? pytał reprezentant partii opozycyjnej. Zaapelował też do syndyka masy upadłościowej, aby zaprzestał sprzedawania działek, gdyż teren po Zachemie musi zostać najpierw poddany rekultywacji. Państwo powinno zarezerwować na ten cel 3-6 mld zł.

Odnosząc się do konfliktu związanego z kosztami przyłączy do wodociągu miejskiego, jakie mają ponieść mieszkańcy Łęgnowa, Roman Jasiakiewicz nie krył oburzenia.- Jest to głupie! Jest to chamstwo! Mieszkańcy Łęgnowa Wsi mieszkają na terenie totalnie zdegradowanym, który nadaje się do wykupienia przez Skarb Państwa i dania zamiennych lokalizacji ? stwierdził były szef WFOŚ.

Jako były prezydent pouczył Grażynę Ciemniak, że wbrew temu, co ona twierdzi, woda w kranach łęgnowskich domów jest sprawą miasta. Gdyby syndyk zakręcił kurek, miasto musiałoby beczkowozami dostarczać za darmo wodę mieszkańcom, bo taki obowiązek spoczywa na samorządzie.

Ostatnią część konferencji poświęcił na naigrywanie się z polityki prowadzonej przez miejską spółkę wodociągową. – MWiK nie może oczekiwać, że budżet miasta za nich zapłaci. Jeżeli chce sprzedawać lody, to kupuje budkę i maszynę do kręcenia lodów. Jeżeli MWiK chce zarabiać na wodzie, to podłącza i wodę sprzedaje – powiedział Roman Jasiakiewicz, co miało ukierunkować spółkę na myślenie rynkowe: wyłoży pieniądze na przyłącza, ale zyska 220 klientów. Poszukiwanie jakichkolwiek przeszkód dla takiego działania jest jego zdaniem głęboko nieprzyzwoite.