Roman Jasiakiewicz został usunięty z Platformy Obywatelskiej, gdyż nie zaaprobował decyzji, iż to nie on będzie kandydatem tej partii na senatora i wystartował w wyborach 2011 roku samodzielnie jako kandydat niezależny. Natomiast na stronie internetowej miasta ciągle przy jego nazwisku figuruje informacja – klub radnych: Platforma Obywatelska. Jak nam wyjaśniono w Biurze Rady Miasta, o skreślenie jego nazwiska z listy klubu radnych PO nie wnioskował ani sam Roman Jasiakiewicz, ani przewodniczący klubu.
Jak to możliwe? Przecież Platformie szefuje w Bydgoszczy prezydent Rafał Bruski, któremu przewodniczący Rady Miasta cały czas podskakuje, więc dziwne, iż tolerowana jest obecność jego nazwiska w składzie klubu radnych Platformy. Po bliższym przyjrzeniu to jednak dziwnym być przestaje, bowiem w polityce nic nie jest takie, jakim się na pozór wydaje. Tak naprawdę Jasiakiewicz nie jest przez lokalne kierownictwo PO traktowany jako wróg.
W przyszłym roku wybory samorządowe. Niewykluczone, że rozwścieczeni na Platformę Obywatelską bydgoszczanie nie zechcą ponownie zagłosować na Rafała Bruskiego. Tym się Paweł Olszewski nie przejmie, bo rzeczywistym kandydatem PO na prezydenta Bydgoszczy będzie Roman Jasiakiewicz – oficjalnie niezwiązany z żadną partią. Wystąpi w glorii osoby, która walczyła o godne traktowanie bydgoszczan przez tych wstrętnych platformersów z Torunia.
Roman Jasiakiewicz doskonale wie, że bez silnego wsparcia struktur partyjnych nie wygra wyborów. Kilka razy się o tym boleśnie przekonał. Dla niego niejawna pomoc Platformy Obywatelskiej to kwestia być albo nie być.
Mamy więc do czynienia z układem, na którym obie strony w razie wyborczego sukcesu skorzystają. Jasiakiewicz osiągnie wymarzone stanowisko, Platforma nadal będzie miała swojego prezydenta.