Europoseł Ryszard Czarnecki podczas poprzednich wyborów do Parlamentu Europejskiego był typowym ?spadochroniarzem?. Zjawił się na liście PiS niczym Filip z konopi. Dostał się do PE. Zazwyczaj politycy tak ?przydzieleni? regionowi starają się podczas kadencji udowodnić, że czują się związani z wyborcami, że są zainteresowani ich losem i w ramach swych możliwości działają na rzecz tych, którzy ich wybrali, zaopatrzyli w sowite wynagrodzenia i obdarzyli zaufaniem.

Ryszard Czarnecki sprawia jednak wrażenie jakby mu na więziach z bydgoskimi i kujawsko-pomorskimi wyborcami zupełnie nie zależało. Sprawia wrażenie namaszczonego przez Jarosława Kaczyńskiego genseka, który nie musi się liczyć z tymi, którzy na niego głosowali, a także z tymi, którzy na niego nie głosowali, ale których i tak przecież reprezentuje.

Ryszard Czarnecki wyrósł w ostatnich latach z polityka Samoobrony na politycznego celebrytę. Pełno go w programach telewizyjnych. Pisuje felietony do prawicowych portali i mediów. Pieczołowicie dba o rozwój swego bloga. Z jego publicznych wystąpień nijak jednak nie wynika, że jest europosłem wybranym w Kujawsko-Pomorskiem. Przeciwnie. W setkach blogerskich wpisach nie zająknie się nigdy, że jest jakoś z nami związany. Dałem sobie sporo czasu, żeby takie bydgoskie, czy lokalne akcenty w blogowaniu Czarneckiego odnaleźć. Daremny trud. On pisuje o Juszczence, Orbanie, Tusku, a nie o jakiejś S5. Wielka polityka, a nie lokalne sprawy.

Zdaję sobie oczywiście sprawę, że europoseł to nie samorządowiec czy poseł. On nie zajmie się naszymi drogami, mostami czy domami kultury. Ma jednak realne możliwości wpływania na obecność polityki europejskiej w regionie, choćby przez banalny lobbing.

Europoseł Ryszard Czarnecki ma w Bydgoszczy swoje biuro. Zadzwoniłem. Odebrał młody polityk PiS, Łukasz Schreiber. I oto co usłyszałem. – Nie powiem teraz, kiedy ostatnio w Bydgoszczy był poseł Czarnecki, ale przyjeżdża tak często jak to możliwe. Stosunkowo rzadko, ale jest obecny w całym województwie. A to we Włocławku, a to w Grudziądzu.

No cóż, Łukasz Schreiber powiada, że nie powie, kiedy poseł był ostatnio w Bydgoszczy, bo rzeczywiście pamięć tu trzeba mieć nie lada. O ile mnie pamięć nie myli, to był w Bydgoszczy kilka miesiecy temu podczas promocji swojej książki. I tyle go widziano.

Dyżurów w biurze poseł nie sprawuje. Jest naszym posłem, a jakby go nie było. Poddaję to pod refleksję przed najbliższymi wyborami do PE. Warto chyba pytać kandydatów, owych spadochroniarzy, których przysyłają do nas partie polityczne, czy choć trochę mają zamiar związać się z Bydgoszczą. Warto o to zapytać owych ?spadochroniarzy?, Kazimierę Szczukę, Jacka Rostowskiego i innych. A może lepiej głosować na kogoś stąd?