Pisząc serię artykułów na temat Szpitala Uniwersyteckiego im. dr. Jurasza dowiedziałem się od jednego z moich informatorów, że szpital płaci olbrzymie pieniądze za przegrane procesy z byłymi pracownikami i pacjentami oraz rodzinami pacjentów w związku z błędami lekarskimi. Z informacji tej wynikało, że szpital łamie prawo w procesie wypowiadania umów z pracownikami, ponosi tego konsekwencje finansowe, a nadto, że spore koszty związane są z błędami lekarskimi. Sprawa ważna. Ile pieniędzy zamiast na leczenie trafia do byłych pracowników i do skrzywdzonych pacjentów.
Zwróciłem się więc z pytaniem do Marty Laski, rzecznika prasowego szpitala, z prośbą o udzielenie mi w tej sprawie informacji. Rzeczniczka zaniemówiła na cały dzień, a następnego dnia przysłała mi takiego oto maila:
W nawiązaniu do Pańskiego zapytania odnośnie udostępnienia informacji dotyczącej wysokości kosztów poniesionych z tytułu procesów wytoczonych przez byłych pracowników i w związku z błędami lekarskimi, proszę o wykazanie, iż żądanie udostępnienia powyższej informacji w sposób polegający w sporządzeniu wykazu kwot zasądzonych w wyżej wymienionych postępowaniach sądowych jest szczególnie istotne dla interesu publicznego. Podstawą prawną wezwania jest art. 3 ust. 1 pkt 1 ustawy z dnia 6 września 2001 roku o dostępie do informacji publicznej. Według przepisów powołanej ustawy, dostęp do informacji publicznej ma w zamyśle ustawodawcy służyć dbałości o dobro publiczne, jakim jest prawo do przejrzystego państwa, jego struktur, przestrzeganie prawa przez podmioty życia publicznego, jawność administracji i innych organów. Prawo do informacji publicznej, a w szczególności procesowe instrumenty jej pozyskiwania, ?mają służyć uniwersalnemu dobru powszechnemu, związanemu z funkcjonowaniem struktur państwowych i publicznych. Celem ustawy nie jest więc zaspokajanie indywidualnych (prywatnych) potrzeb w postaci pozyskiwania informacji wprawdzie publicznych, lecz przeznaczonych dla celów handlowych, edukacyjnych, zawodowych itp.
Z odpowiedzi Marty Laski wynika, że ja potrzebuję informacji o kosztach procesów przegrywanych przez szpital do celów handlowych, edukacyjnych, zawodowych. Pospieszyłem więc z odpowiedzią i napisałem:
Pani odpowiedź na moje pytanie o to, ile kosztują szpital przegrane procesy z byłymi pracownikami oraz z pacjentami i ich rodzinami w związku z błędami lekarskimi jest niesłychana i arogancka. Jest oczywiste, że odpowiedź na to pytanie ma głębokie uzasadnienie w tak zwanym istotnym interesie publicznym. Państwo wydajecie publiczne pieniądze przeznaczone na leczenie pacjentów i pacjenci, obywatele, podatnicy mają prawo wiedzieć, na co wydajecie te pieniądze. To podlega społecznej kontroli i nadzorowi. Służy, jak chce tego ustawodawca, jawności, przejrzystości i uczciwości. Pisze Pani do mnie, zapewne sugerując się poradą waszych prawników: “Celem ustawy nie jest więc zaspokajanie indywidualnych (prywatnych) potrzeb w postaci pozyskiwania informacji wprawdzie publicznych, lecz przeznaczonych dla celów handlowych, edukacyjnych, zawodowych itp.” Jeśli to jest, jak przypuszczam, porada prawników szpitala, to ja się nie dziwię, że tej klasy prawnicy przegrywają procesy z byłymi pracownikami. Co to ma być? Ja proszę o informację o tym, ile płacicie za przegrane procesy, bo mam w tym jakieś cele handlowe, zawodowe, edukacyjne? Droga Pani, pytam, bo to są też moje pieniądze i chcę wiedzieć na co są wydawane: na menedżerów, sekretarkę księgowej, kontrakty czy zaspokajanie roszczeń pacjentów i byłych pracowników, a może zdarza się, że na leki? Proszę zatem o powrót do rozsądku i zgodnego z prawem udzielania informacji o tym, jak wydajecie nasze pieniądze. Ponawiam moje pytanie i jeszcze raz wnoszę o sensowną odpowiedź.
Marta Laska, jak to ma w zwyczaju, zamilkła. Zapytałem więc Jana Raszeję, rzecznika Kujawsko?Pomorskiego Oddziału NFZ o to, czy NFZ ma jakąś wiedzę na temat płacenia przez szpital pracownikom zwolnionym z naruszeniem prawa i za popełnione błędy lekarskie. I czy na te cele wydatkowane są pieniądze z kontraktów, czyli przeznaczone na leczenie pacjentów: – NFZ nie bada tych spraw. Nie mamy tu wiedzy. To są wewnętrzne sprawy szpitala. Szpital ma pieniądze nie tylko z kontraktów z nami, ale też od organu założycielskiego. Tak myślę, ale podkreślam: myśmy się tym nigdy nie zajmowali.
Rzeczniczka szpitala pochopnie liczy na to, że odmowa odpowiedzi spowoduje, że sprawę uda się zamieść pod dywan. Otóż według potwierdzonych informacji już wiem, że procesy ze szpitalem wygrali dwaj ortopedzi zatrudnieni aktualnie w Szpitalu MSWiA. Pisał o tym “Express Bydgoski”, więc jedynie przypominam, że procesy ze szpitalem wygrali: Romuald Wolański i Krzysztof Olszewski.
Proces wygrała ze szpitalem także Małgorzata Pałka, która była do 2011 roku kierownikiem działu zarządzania zasobami ludzkimi. Jako powód wypowiedzenia dyrektor podał “utratę zaufania”. – Przed sądem pracodawca nie potrafił dowieść, na czym miała polegać owa utrata zaufania – mówi Małgorzata Pałka. – Pracowałam dla dobra szpitala dziesięć lat. Szpital za bezprawne zwolnienie Małgorzaty Pałki musiał zapłacić około 30 tys. zł.
Kiepsko rokuje też proces, który ma szpital ze swoją wieloletnią (kilkadziesiąt lat!) pracowniczką Anną Rogoziecką, która prawie przez całe zawodowe życie była kierownikiem bloku operacyjnego. Sąd pierwszej instancji uznał jej roszczenia. Szpital się od tego rozstrzygnięcia odwołuje. Zanosi się jednak na to, że Rogoziecka zostanie przywrócona do pracy i zostaną jej wypłacone zaległe pobory. Dziś jest to już ponad 40 tys. zł. A po apelacji może sięgnąć 60 tys. zł. – W listopadzie otrzymałam złoty medal od prezydenta Komorowskiego. To było z okazji 75-lecia szpitala – mówi trochę chyba rozgoryczona Rogoziecka. – W styczniu 2013 wręczono mi wypowiedzenie, mimo że byłam już wówczas w okresie ochronnym przed emeryturą.
Dwa procesy i rokowania graniczące z pewnością – prawie 100 tys. zł straty szpitala.
To nie jest oczywiście pełen obraz strat ponoszonych przez szpital w związku z naruszeniami praw pracowniczych, że o błędach lekarskich nie wspomnę. Nie popełnię jednak błędu, jeśli wyrażę przypuszczenie, że szpital traci setki tysięcy złotych tylko dlatego, że nie potrafi rozwiązać umów o pracę.
A jedna z naszych rozmówczyń zwraca uwagę też na arogancję dyrekcji, która, jej zdaniem, jest podłożem złych relacji z pracownikami: – Ja rozumiem, że pan dyrektor nie chciał ze mną pracować. Nie odpowiadał mu mój charakter, czy coś – mówi Małgorzata Pałka. – Ale on ze mną nawet nie porozmawiał, nie wytłumaczył, tylko w sposób arogancki wyrzucił mnie pod zmyślonym pretekstem.
Dziś Małgorzata Pałka dojeżdża do pracy do Gdańska. I mówi: – Warto dojeżdżać, jeśli atmosfera w pracy jest właściwa i człowiek wie, że pracuje dla ludzi.