To była rzeczywistość galopującej inflacji. Zakłady pracy padały jak muchy. To był czas nadziei i niepokoju. Rząd Tadeusza Mazowieckiego miał jeszcze w swoim składzie Czesława Kiszczaka. Prezydentem był Wojciech Jaruzelski. Komuniści wychodzili z prawie czterdziestu pięciu lat swych rządów suchą stopą. Przy ?okrągłym stole? zagwarantowano ludziom mijającego reżimu bezkarność, a nawet więcej, olbrzymie wpływy w gospodarce i polityce.
I w tej atmosferze 27 maja 1990 roku odbyły się pierwsze w III RP wybory samorządowe. Wygrały je zdecydowanie Komitety Obywatelskie ?Solidarności?, które osiągnęły w skali kraju 53% poparcia, sukces odnotowały też lokalne komitety wyborcze mieszkańców – 24,7% poparcia, postkomuniści, czyli komuniści, którzy stali się postkomunistami zaledwie rok wcześniej, przerżnęli je z kretesem i osiągnęli poparcie 2,7%.
Pierwszym prezydentem Bydgoszczy w Polsce po ?okrągłym stole? został Krzysztof Chmara, ale prezydenturą nie cieszył się zbyt długo. Był prezydentem zaledwie siedem miesięcy, czyli od zaprzysiężenia w czerwcu do ostatniego dnia stycznia 1991 roku.
Następny prezydent to Edwin Warczak. Jego prezydentura trwała od lutego 1991 roku do 1994 roku. Wiceprezydentami, w różnych okresach pierwszej kadencji byli: Roman Dembek, Grzegorz Kaczmarek, Jerzy Drożniewski, Jan Montowski, Piotr Pankanin.
Zbliżająca się rocznica dwudziestopięciolecia samorządności w Polsce prowokuje do wspomnień.
Namówiliśmy kilku ówczesnych liderów samorządowych do podzielenia się z nami refleksjami na temat tamtych, już coraz bardziej zamierzchłych czasów. Prezydent Edwin Warczak zrazu żartuje, że niewiele pamięta i nie wspomina, ale po krótkiej rozmowie okazuje się, że całkiem wiele pamięta. Wspomina, że wówczas miasto nie miało znaczącego majątku. Do miasta nie należały ulice. Wiele zadań, dziś w sposób oczywisty należących do miasta, w pierwszych latach dziewięćdziesiątych do miasta nie należało. ? I dochodziło do dziwnych wydarzeń ? mówi Edwin Warczak. ? Pamiętam, jak pożyczaliśmy państwu pieniądze na pensje dla nauczycieli.
Jako niezwykle skomplikowaną i trudną wspomina Edwin Warczak sytuację budżetu miasta. Mówi, że przy inflacji rzędu 91 – 92%, trudno było skonstruować racjonalny budżet. Budżet miasta, jak pamięta to Warczak, w 1992 roku wynosił 400 mld starych złotych, co dawałoby dzisiaj 40 mln zł. Były prezydent jednak zastrzega, że wiele towarów i usług było wówczas tańszych, więc trudno oszacować realną wartość i siłę nabywczą owych 400 mld zł.
Był to też czas, kiedy mieszkańcy naszego miasta dopiero zapoznawali się i zżywali z samorządowym językiem i problemami. Edwin Warczak wspomina, że jedna z bydgoskich gazet zapytała 100 bydgoszczan o to, co to jest komunalizacja. Właściwej odpowiedzi nie udzielił żaden nagabywany bydgoszczanin (!). Sporym problemem była też własność dróg, ulic i gruntów. Z rozbawieniem były prezydent opowiada jak to pracownicy Wojewódzkiego Zarządu Dróg zalepili pół dziury na ulicy Jagiellońskiej, bowiem druga połówka wchodziła na ulicę Piotrowskiego, a to już nie była własność samorządowa. Kłopotem była też Opera Nova. Należała do ministerstwa. Nie było pieniędzy na jej wykończenie. Dramat. Pojawiły się koncepcje sprzedaży poszczególnych kręgów opery. ? Na którymś kręgu mógł na przykład powstać magazyn octu ? żartuje Warczak. – Dzięki Maciejowi Figasowi i festiwalowi udało się wyjść z tej trudnej sytuacji.
Grzegorz Kaczmarek mówi, że czuje się przede wszystkim współtwórcą Komitetu Obywatelskiego ?Solidarności? i że to owe komitety skupiały wówczas w całej Polsce marzenia o demokracji. ? Brakuje dziś tamtego klimatu, tamtych nadziei. Dziś panuje rutyna. Wówczas nie było tego, co dziś dominuje: kalkulacji. To była pierwotna zupa demokracji, no i byliśmy dwadzieścia pięć lat młodsi ? opowiada Grzegorz Kaczmarek. ? Nie było też podziału na to, co prywatne i publiczne. Nasze żony pomagały. Panował rodzinny klimat. I ideały, w które wierzyliśmy, były oczywiste. Prawda, uczciwość, szacunek. Tego dziś nie ma w przestrzeni publicznej. Rywale polityczni siebie nie szanują. Nie mówiąc już o tym, że nie szanują nas, obywateli.
Jan Perejczuk był wówczas radnym i mówi, że był w tamtych czasach entuzjazm budowania demokracji, ale dość szybko pojawiły się w obozie Komitetu Obywatelskiego ?Solidarność? pęknięcia i animozje. Za oczywisty sukces rady miasta sprzed ćwierć wieku Jan Perejczuk uważa likwidację nazw ulic ewidentnie kultywujących komunistyczne wartości. ? Byłem niedawno w górach, a tam w Dusznikach jeszcze ulice Świerczewskiego, Hanki Sawickiej. U nas już czegoś takiego nie ma ? mówi Perejczuk. Wspomina też, że niewielu radnych znało się na gospodarce, a to, kompetencja niezwykle istotna w pracach rady miasta.