W Galerii Autorskiej 24 października odbył się trzydziesty piaty wernisaż urodzinowy linorytów Jacka Solińskiego pt „Promienność. Wybór selektywny”, tym razem bez publiczności. W zdarzeniu uczestniczyło tylko kilkoro przyjaciół artysty.
Widz chciałby zobaczyć to i owo, a szczególnie owo. Chciałby wyzwolić się ze strachu albo go poczuć, gdy przeżywa kryzys. Dotknąć go namacalnie, by obnażyć. Chciałby zabawić się na chwilę, choć wie, że umrze.
I co?
Wyobraźmy więc sobie, że jesteśmy w GALERII. Autor już się krząta. To jego osobiste święto, urodzinowe party. Ukradkiem obserwuje każdego z nas. Oczami bohaterów własnych dzieł - aniołów, mężczyzn(y), rzadko kobiet, z rękoma często zadartymi w górę, chce złapać nas znienacka we … własny świat. Chce sprawić, abyśmy „zobaczyli niewidzialne w czasach pandemii".
O miejsce siedzące jak zwykle trudno. W tle łka muzyka POPOL VUH z ulubionego przez Pana J. filmu Wernera Herzoga „Nosferatu wampir”. Dość odległa, bo z 1979 roku. Odczuwalny jest też duch Richarda Wagnera. Poniekąd jeszcze starszy.
Patrząc na surowe ściany AUTORSKIEJ, czujemy jak Pan J. biegnie. Ale to bieg zamierzony, podróż wędrowca przez życie, do świtu. Widzimy, jak poruszony czymś i Kimś zatrzymuje się. Jak kontempluje, jak siedzi na łodzi. Jak próbuje wypłynąć na głębię i zostawić ślad(y). Wreszcie chowa się pod skrzydłami anioła - najtkliwiej jak potrafi, z żoną. W tym Słuchaniu szelestu zdaje się być skupiony na granicy dwóch światów – na sacrum mieszającym się z profanum. To swoisty zapis drogi do samego siebie i zaproszenie nas do towarzystwa. Pan J. bowiem lubi być sam tylko czasami.
Najczęściej trzyma wiosła. Chce płynąć i dopłynąć w fenomenie istnienia, by wreszcie stać się. I jak sam mówi: Aby przeżywać coś dogłębnie, należy stale uczyć się wartości upływającego czasu – afirmować chwilę po chwili. Trzeba otworzyć się na świat stworzony, który stanowi źródło wszelkiej poezji.
Tak poezji, „bo wszystko jest poezja”.
Dlatego:
1. jest zdyscyplinowany (35 wystawa, „remanent własnej twórczości”) i jak mówi:
Gdybym w tym roku sobie odmówił, straciłbym oddech. Nie będzie regularności, nie będzie tożsamości przygotowania się do śmierci, a więc do Tego, do czego (Kogo) zmierzamy.
2. Zmaga się z samym sobą w 25 linorytach, choć nie przeszedł jeszcze na drugą stronę lustra. Zobaczył w nim siebie - to element przełamania (zrozumcie to jak chcecie).
Proponuje, abyśmy zobaczyli się w lustrze własnych … (dopowiedzcie sobie).
3. Obok, niewidoczni (bo drzwi GALERII AUTORSKIEJ zamknięte) Jego przyjaciele: Jan Kaja - opowiadający o tym, jakby zachować w linorytach tylko tło (czyste, twórcze szaleństwo); Wojciech Nadratowski - milczący świadek matryc linorytniczych, na których wystawienie namówił Pana J.; Małgorzata Grajewska - czytająca słowa poetyckiej aprobaty dla twórcy Pracownika zmierzchu - i to jak - aksamitnym tembrem głosu!
Mariusz Robert Stoppel
24.10. AD 2020